Pod Presją (7)

71 19 2
                                    

Na wstępie proszę cię, abyś kliknął w to -> ☆. Jeśli rozdział ci się spodoba, to możesz już jej nie klikać, lecz jeśli nie, to śmiało kliknij w nią jeszcze raz, by zabrać mi gwiazdkę. Dzięki!

Godzina ćwiczeń, godzina zdzierania gardła...I nic! Wszystkie starania i tak są niewystarczające dla mojej zmory...Sammy'ego Lawrenca. Muszę z nim współpracować, bo śpiewam...Że też nie mogłam zdecydować się na taniec, tak jak Bendy. Niestety, głosu i talentu się nie wybiera. Trenera też. Spoglądam na Sammy'ego, który załamany zza fortepianu patrzy na mnie, chcąc typowym dla siebie wymownym wzrokiem coś zdziałać. Przykro mi, nie dziś. Jeśli sądzisz, że będę na kolanach błagać o wybaczenie za mój zły dzień, to wiedz, że śnisz. Ku mojemu zdziwieniu Sammy jedynie wzdycha ciężko, zapewne zastanawiając się, co on robi ze swoim życiem, po czym mówi.
- Dobrze...Spróbujmy jeszcze raz. Chyba nie mam innego wyjścia, skoro i tak jesteśmy w tyle z tą piosenką...Czy ty nie widzisz, że...?
- To nie ma wyrazu, to jest odśpiewane bez uczuć i sensu...Słyszałam to mnóstwo razy, zmień płytę.-mówię znudzona. Sammy z furią spogląda na mnie, chcąc wywiercić we mnie dziurę za pomocą spojrzenia.
- To miał być twój przebój! Ja chciałem ci pomóc! Jak mamy współpracować, skoro nawet nie bierzesz sobie do serca moich rad! Ty zawsze próbujesz być mądrzejsza! Ja tu skończyłem szkołę muzyczną, nie ty!-krzyczy z furią.
- Trzeba było wybrać sobie inny zawód. Najwyraźniej twoim przeznaczeniem było właśnie to: siedzenie tu ze mną i tworzenie kolejnych bezuczuciowych i martwo odśpiewanych pseudo-przebojów. Jesteśmy spóźnieni z tą piosenką o tydzień, Henry nas ochrzani i tyle z tego będzie.-mówię z poddenerwowaniem.
- Racja! Będzie to tylko twoja wina. Ja robiłem, co mogłem. Wystarczy, że napisałem muzykę. Ty miałaś odwalić całą resztę roboty, a zamiast tego robisz to bez serca, bez czegokolwiek...Bez żadnej wdzięczności. Beze mnie nie zaistniałabyś nigdzie. Chyba, że Borys znalazłby czas i coś by ci napisał, aczkolwiek szczerze w to wątpię, patrząc na twój uparty charakter!-wygarnia. Siedzę jak słup, wpatrując się w niego z wytrzeszczem i gotowa w mgnieniu oka opuścić to miejsce z trzaskiem drzwi, gdy w pokoju zjawia się Bendy. Rozgląda się po pomieszczeniu, patrząc to na mnie, to na mojego ,,mentora". Po dłuższej chwili odzywa się.
- To chyba nie najlepszy moment...
- Mów. Cokolwiek. Bylebym nie musiał znowu z nią ćwiczyć. Nie znoszę jej...-mówi Sammy z zaciśniętymi zębami.
- Z wzajemnością.-odpowiadam mu chłodnym tonem.
Bendy znowu spogląda na nas obojga, zbity z tropu.
- Tak się składa, że słuchałem waszej próby...Od około pół godziny. Przyszedłem do Silly Vision, bo w głównym budynku studia strasznie pusto i cicho. Przechodząc do rzeczy...Mam propozycję.-mówi zachęcająco.
- Zrobię wszystko...Bylebym nie musiał słuchać jej śpiewu.-odpowiada Sammy z widoczną rezygnacją. Próbuję zarzucić ciętą ripostą, lecz tym razem nie miałam zbytnio weny. Pozostawiłam to zatem bez komentarza.
- Nie, że znam się jakoś super na śpiewaniu...-zaczyna Bendy niepewnie.
- Alice niby powinna się znać, a i tak idzie jej koszmarnie. Jestem otwarty na twoją pomoc.-odpowiada mój trener.
- Dobrze. Pod jednym warunkiem. Nie będziesz działać na nią taką presją. To nie pomaga. Poza tym...Bądźcie dla siebie trochę milsi. Nie musicie się uwielbiać, ale chociaż się tolerujcie, dobrze?
- Postaram się.-mówimy jednocześnie ja i Sammy.
- Zatem pozwól, Sammy, że ukradnę Alice na...pół godzinki? Jak wrócę, sam zobaczysz efekty.-mówi z energią, uśmiechając się do Sammy'ego.
- Niewątpię.-wzdycha tylko, popijając herbatę.

*

Gabinet Bendy'ego. Siedzę na jego łóżku, nie bardzo wiedząc, do czego on zmierza.
- Masz tekst i nuty?-pyta.
Kiwam głową, podając mu kartkę.
- Tak. Na tej kartce jest tekst i nuty. Słowa umiem na pamięć.-odpowiadam. On tylko bierze ode mnie nuty, ustawiając je nad klawiszami fortepianu na niewielkim stojaczku.
- Dobrze.-mówi, siadając przy fortepianie.-Zaśpiewaj pierwszą linijkę, a ja ci zagram. Żeby było ładniej, dorobię krótki wstęp.-to mówiąc dopisuje kilka nut na kartce.-Teraz zagram wstęp i dam ci znak, kiedy wejść.
Kiwam głową na znak, że zrozumiałam. Po krótkim wstępie Bendy daje mi znak, bym śpiewała. I to właśnie robię.

Mogłabym...odmienić los,
sama sobie zadać cios,
jeśli tylko wiedziałabym, że sprawi ci to przyjemność...

W tym momencie Bendy przestaje grać, a ja przestaję śpiewać. Mój towarzysz cicho wzdycha.
- Sammy miał trochę racji.-stwierdza.-Aczkolwiek nie ma tego złego. Narazie lepiej będzie bez pianina.-to mówiąc wstaje, podchodząc do mnie z kartką z tekstem w dłoni.-Ważna rzecz, której nauczył mnie taniec. Musisz mieć proste plecy. Wtedy swobodniej oddychasz, a twój głos lepiej brzmi. Kolejna sprawa, to oddech. Bierz go zawsze na końcu pierwszego zdania i na początku drugiego. W ten sposób oddech wystarczy ci, żeby zaśpiewać wszystko bez żadnych przerw. Rozumiesz?
- Tak...Dzięki. Sammy mi tak tego nie wyjaśniał.-mówię z uśmiechem.
- Sammy po prostu cię nie...jest zbyt cierpliwy. Do tego musisz się przyzwyczaić.-odpowiada lekko speszony.-W każdym razie, przejdźmy do emocji, nad którymi mieliśmy popracować. Tą piosenkę dobrze będzie zaśpiewać z takim...zamyśleniem...I trochę tak, jakbyś odrzucała czyjeś zaloty. Jeśli ci to pomoże, możesz śpiewać to do mnie.-rzekł.
Ja tymczasem wbiłam sobie paznokcie w dłoń, żeby odgonić rumieńce od mojej twarzy. Bo ta piosenka istotnie pasuje do naszej relacji.
- Dobrze...Mogę śpiewać do ciebie.-uśmiecham się.
- Jeszcze jedna rzecz.-mówi Bendy.-Połóż sobie rękę na sercu. Im szybciej bije, tym lepiej śpiewasz.-wyjaśnia. Zadziera głowę, by patrzeć mi w oczy. On ma...tyle cierpliwości. Nie to co Sammy. Robię szybki oddech, po czym śpiewam.

Widzę, jak...próbujesz grać.
Dla mnie wszystko z siebie dać,
lecz wiedz: gdybyś sobą chciał być, może kochałabym cię tak, jak ty mnie.

Rumienię się, na co Bendy tylko się uśmiecha, siadając przy fortepianie i zaczynając mi grać.

Kochałabym cię...

Myślałam, że...wciąż sobą jesteś.
Wiem, zapomnieć chcesz.
Ale przeszłość ma także mroczna jest.
Spójrz w oczy me, ujrzysz dobrze, że...
Tak, zależy mnie, lecz tu chodzi tylko o...ciebie.

Mogłabym...spełnić twe sny.
Gdybyś tylko sobą był.
Tylko tego od ciebie chcę,
wtedy pokocham cię, jak ty mnie...

Widzę, jak...Wciąż starasz się.
Lecz czy to był szczery gest?
Odpowiedz na pytanie me,
wtedy może pokocham cię,
jak ty mnie.

Pokocham cię...

- Tak! To jest dokładnie to, o co mi chodziło! Było idealnie!-mówi z zachwytem. Uśmiechnęłam się. Nastała niezręczna cisza. Bendy patrzy na mnie zbity z tropu.
- Wiesz...Przepraszam za moje wczorajsze zachowanie. Nie powinienem się tak do ciebie odezwać.
- Nie szkodzi.-przekonuję.
Na moje słowa Bendy tylko się uśmiecha.

Co by tu napisać? Ostatnio mam lekki zastój w pisaniu. Jakby brakowało mi weny. Ale niedługo skończymy wstęp i myślę, że wtedy nabiorę energii do dalszego pisania. Dzięki za uwagę, do nexta.

BatIM: Different Face [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now