Introduction

413 22 3
                                    

- Dzień dobry, panno Gothern. Nazywam się Erick Waterson i jestem tu, by pomóc ci rozwiązać twój, jakże kłopotliwy problem - psychiatra przedstawił się, malując na swojej twarzy niepokojący uśmiech - Proszę usiądź - wskazał ręką w kierunku wysokiego krzesła, stojącego na przeciwko jego biurka.

Posłusznie wykonałam polecenie, siadając naprzeciw stanowiska pracy doktora. Moje ciało objął nerwowy dreszcz, po tym jak zauważyłam bacznie obserwującego mnie czterookiego specjalistę. Do tej pory nie korzystałam z usług wyżej wymienionego psychiatry z powodu czystego, dziecinnego przekonania o mojej racji dotyczącej okoliczności, którą zaraz będzie mi dane przytoczyć.

- Nie bój się mnie - wpierw odezwał się poważnie wyglądający okularnik - nie jestem tu po to by cię osądzać.- westchną - No dobrze, a teraz powoli i na spokojnie powiedz mi co wydarzyło się w 1988.

- Więc... to wszystko miało miejsce na Manhattanie... 

To była jedna z najciemniejszych nocy w tym roku. Bynajmniej mi się tak wydawało, bo niekiedy siedmiolatka musi iść bocznymi, zaskórnymi uliczkami miasta, prowadząc ze sobą kompletnie pijanych rodziców, mając w wyposażeniu jedynie walkmen'a i parę słuchawek. Tak dla jasności - wracaliśmy razem z urodzin mojego, dobrego wujka - brata mamy.

Nie żebym narzekała na taki obrót spraw. Przez tyle lat obserwowałam ich ciężką pracę, więc uznałam, że także oni czasami mają prawo się dobrze bawić. Przecież coś dobrego należało im się od życia... W połowie drogi do domu, rodzice zaczęli śpiewać "Moonage Daydream", a mieli do tego prawo, bo to z resztą była ulubiona piosenka mojej mamy. 

A tak między nami.. Lubiłam gdy byli upici, bo wtedy na spokojnie mogłam spędzić z nimi czas. Dało się wtedy z nimi żartować i wygłupiać się do woli, a naszą jedyną granicą były kończące się pomysły. Oczywiście na co dzień wyglądało to inaczej. Zamiast ciągłej zabawy musiałam się uczyć, odrabiać lekcje lub wynosić śmieci. Żarty, a tym bardziej wygłupy nie wchodziły w grę, przez co za każdym razem starałam się zdobywać jak najwięcej pozytywnych doświadczeń dzięki takim odchyłom od rzeczywistości.

Przechodziliśmy wtedy obok szpitala. Próbowałam uciszyć rodziców i przemówić im do rozsądku, ale na próżno. Sam uśmiech wkradał się na moją drobną buźkę, gdy widziałam ich szczęście, lecz dbałam też o dobro innych. Zawszę przechodząc obok szpitala, staram się zachować szacunek dla ludzi, przebywających tam i walczących o życie. 

Ojciec burknął coś do mnie, żebym nie marudziła. Jego ton głosu, był przesiąknięty pijacką czkawką. Nie wyglądało to za dobrze. 

Pamiętam, że w tamtej chwili usłyszałam za sobą huk. Przestraszona raptownie obróciłam się. Zauważyłam, że moi opiekunowie spokojnie leżą sobie na ziemi, co oznaczałoby to, że zasnęli. Przewróciłam oczami, po czym do nich podeszłam. Chwyciłam za rękę mamę i tatę chcąc ich podnieść, ale moje starania w ogóle nie poskutkowały. 

Z lekka zaczęłam panikować. Moim jedynym ratunkiem był szpital. Postanowiłam udać się tam z prośbą o pomoc. Po mimo wszystko starałam się zachować zimną krew. Cały czas przyspieszałam kroku, obawiając się tego, że jak wrócę w miejsce, w którym zostawiłam rodziców - ich tam nie będzie. Gdy znajdowałam się już na schodach prowadzących do wnętrza budynku, zauważyłam wybiegającego przez drzwi chłopca, roniącego morze łez. 

Nie wiem co mnie wtedy podkusiło, ale zaczęłam zmierzać w stronę chłopaka. Byłam co raz bliżej, wyciągnęłam rękę, aby złapać jego ramię, lecz oślepiło mnie bardzo jasne światło. Na moment zamknęłam oczy, chcąc uchronić je przed ostrym światłem. Próbowałam krzyczeć, ale czułam jakby na moich strunach głosowych został założony tłumik.

Światło ustało.

Otworzyłam oczy i ze zdumieniem przyglądałam się okolicy. Cały czas było ciemno, ale wszystko wyglądało jakby nic się przed chwilą nie stało. Jednak chłopaka już nie było...

- Z Pani opowieści mogę wywnioskować, że to była jednorazowa sytuacja, prawda?- spytał się poprawiając okulary.

- Tak - westchnęłam - Jednak za każdym razem jak idę spać, mój mózg postanawia odtwarzać to feralne wydarzenie w mojej głowie jak jakąś chandrę.

Doktor posłał w moją stronę najbardziej łagodne spojrzenie jakie mogłam sobie wyobrazić. Posiadając sporawe doświadczenie w przyjmowaniu niemiłych komentarzy od specjalistów, którzy usłyszeli o moich problemach, byłam mile zaskoczona. Pan Erick okazał się być bardzo kompetentną osobą w swoim fachu, ponieważ zamiast wpierać mi przekonanie o posiadaniu przeze mnie schizofrenii, on przepisał mi jakieś leki nasenne i nakazał udać się na powtórną wizytę za jakiś czas.

Jeszcze pół roku temu nie uwierzyłabym, gdyby ktoś mi powiedział, że za kilka miesięcy wyjdę zadowolona z gabinetu psychiatry. Trzymając receptę w ręku, wsiadłam do autobusu, przekonana o nadchodzącym rozwiązaniu wszystkich, posiadanych przeze mnie problemów. To nie tak, że całkowicie zwątpiłam w autentyczność zaobserwowanych przeze mnie okoliczności, po prostu człowiekowi łatwiej przychodzi pogodzić się z istnieniem czegoś udokumentowanego takiego jak nerwica. Miałam dość tego, że coś nieistniejącego może zawalić mój system funkcjonowania, więc dla swojego ogólno pojętego zdrowia wolałam łykać pigułki, niż zarywać nocki szukając jakiegokolwiek logicznego wytłumaczenia odnośnie tamtego zajścia. Szkoda tylko, że zapalnikiem, który nakłonił mnie do zmiany perspektywy, było wypowiedzenie umowy o pracę otrzymane do rąk własnych tydzień wcześniej..

Moonage Daydream ||Strażnicy galaktyki||Where stories live. Discover now