Bicycle

42 5 0
                                    

Nie mam pojęcia jakim cudem, ale za pomocą małego elektronicznego pudełka, chłopak sprawił że ten mały kamyczek stał się kamieniem wielkości mojego domu. Oczywiście wcześniej nie obyło się bez problemów ponieważ urządząko to musiało znieść serię niefortunnych wypadków, które nie do końca nie były zamierzone. Peter w między czasie zdążył naubliżać Rocetowi, cytując „niech ta przerośnięta wiewiórka sama przyjdzie i to zrobi bo jak widać to jego badziewie nie działaˮ ect. ect. Koniec z końców jak to nazwał mężczyzna „wiązkowy powiększaczˮ zadziałał ratując mnie przed zarzutami kradzieży kosmicznego głazu.

- Oni się nie domyślą, że to zwykły kamyk? - spytałam zaciekawiona.

- To nie jest zwykły kamyk, bo to kamyk z kosmosu, więc nie bój żaby bo nie ma po co - powiedział rozbawiony moim podejściem do sytuacji Quill.

- Zmieniając temat... Zastanawia mnie w jaki sposób się tu znalazłeś, bo mam nadzieje, że nie zamawiałeś taxi - rozbawiona jego reakcją oczekiwałam na odpowiedź.

- Ukradłem dziecku rower - wzruszył ramionami.

- Ty tak na poważnie -  nie spodziewając się takiej odpowiedzi, parsknęłam śmiechem.

- Ale przynajmniej jestem incognito - niewzruszony moją reakcją ciągnął dalej temat.

Odkąd Peter ponownie zawitał w moim domu, słońce zdążyło znaleźć się za horyzontem. Ku mojemu zaskoczeniu czas spędzony na rozmowach i żartach z chłopakiem mijał w zaskakującym tempie. Co dziwo po T.A.R.C.Z.Y. nie było ani śladu co wcale nie było dla mnie żadnym problemem. 

- Masz może rower? - niespodziewanie chwilę błogiej ciszy przerwał Quill.

Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem, nie mając pojęcia co temu typowi znowu chodzi po głowie. Po chwili chłopak znowu się odezwał.

- To masz go czy nie? - jego ton głosu naciskał abym udzieliła mu szybkiej i zdecydowanej odpowiedzi.

- Powinnam mieć jakiś stary w garażu - coraz bardziej ciekawiło mnie to co on kombinuje.

- To świetnie - złapał mnie za rękę - Więc... - przerwał biegając po pomieszczeniu spojrzeniem szukając mniemanych drzwi mogącymi być właśnie tymi od niefortunnego garażu.

- W przedpokoju po lewej - odparłam po czym Star Lord niemal biegiem udał się w tamtym kierunku ciągnąc mnie za sobą.

Światło w błyskawicznym tempie rozbiegło się bo dość sporym pomieszczeniu. Jarzeniówki posiadające już za sobą lata swojej świetności wydawały charakterystyczny dźwięk brzęczenia. Peter rozglądał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu roweru, ale ku jego uciesze znalazł coś o wiele lepszego.

- Nie wiedziałem, że masz motor - stwierdził patrząc w kierunku tak samo zabytkowych jak brzęczące lampy motorów.

- Bo to teoretycznie nie są moje motory - westchnęłam - Były moich rodziców... Jeszcze kilkanaście lat temu codziennie dane im było pracować, a teraz od dłuższego czasu stoją nieużywane więc wątpię w to czy odpalą - choć prawda odbiegała trochę od historyjki, którą przytoczyłam nie widziałam potrzeby tłumaczenia się przed Peterem.

- Co nam zaszkodzi spróbować - chłopak bez pytania o zgodę wyprowadził jedną maszynę przed dom po czym starał się z nią cokolwiek zrobić.

- Nie odpalisz go bez kluczyków - podeszłam dając mu je.

- Jak na nieruszany od dawna to dość ładnie brzmi - powiedział półżartem - i paliwa ma całkiem sporo - twierdził podejrzliwie.

Wyprzedzając chłopaka wsiadłam pierwsza na motor zmuszając go do zajęcia miejsca za mną, ponieważ nie sądziłam że potrafiłby na takowym jeździć, choć tak na prawdę nie dałabym mu prowadzić tak cennej dla mnie rzeczy. Nie ostrzegając go ruszyłam dość agresywnie. Chcąc czy nie chcąc musiałam się do niego odezwać, bo przecież nawet nie raczyłam się spytać gdzie chce jechać. 

- Żyjesz tam? - zapytałam zaskoczona nagłą dawką ciszy - Powiedz mi przynajmniej gdzie mam jechać.

 - Gdziekolwiek - wydusił z siebie - Nie chodzi o miejsce, po prostu dowiedziałem się że dzisiaj jest noc spadających gwiazd, więc to byłby dobry plan na randkę, nie sądzisz?  - choć nie widziałam jego twarzy mogłam stwierdzić że w tym momencie przybrał właśnie ten zalotny uśmieszek, który mogłam ostatnio dość często oglądać. Ignorując jego zaczepkę starałam się dalej prowadzić jakąś sensowną konwersację.

- Powiedz mi przynajmniej czy wasz statek stoi gdzieś w tę stronę - zważając na fakt, że chłopak przyjechał do mnie rowerem, nie sądziłam że znajdują się bardzo daleko.

- Tak, jedziemy w dobrym kierunku.

Po naszym krótkim dialogu żadne z nas już się nie odezwało. Przyspieszyłam, a Peter czując się już pewniej zluzował uścisk wokół mojego pasa. Szczerze gdyby nie on i jego durny pomysł zupełnie zapomniałabym o tym jakże boskim zjawisku widniejącym dzisiaj na nocnym niebie. Znałam dobrze tą okolice i doskonale wiedziałam skąd będzie najpiękniejszy widok. W tym wypadku stwierdziłam, że wykorzystam daną sytuację i wyczerpię pełny potencjał  z możliwości spędzenia przyjemnego wieczoru nawet w niespodziewanym towarzystwie. 
Zatrzymałam się w dobrze mi znanym miejscu. 

- Złaź - szturchnęłam Petera łokciem po czym zeszłam z motoru. Chłopak rozejrzał się dookoła odzywając się po chwili namysłu.

- Wow, jak tu pięknie - westchnął - Widzę, że przyłożyłaś się do nadania nastroju naszej randce.




Moonage Daydream ||Strażnicy galaktyki||Where stories live. Discover now