[5] Nie...

601 58 9
                                    

*Bill*

Cisza i spokój. Z jednej strony jest to bardzo kojące... Z drugiej, przeraża gdy am się świadomość, że to tylko cisza przed burzą wszech czasów. Napiłem się martini, które sączyłem powoli siedząc na dachu i opalając się wiedząc, że i tak nie będzie widać efektów. Był to mój wolny czas od pytających spojrzeń Sosenki oraz nie mówienia mu całej prawdy... Wolny czas, który poświęcałem na rozmarzenie wszyskich „za" i „przeciw" jakie kłopoty powinienem ustalić jako priorytetowe. Portal czy głodny zemsty brat? Westchnąłem przeciągle i usiadłem na krawędzi. Nogi luźno zwisały, a ręce bawiły się kieliszkiem, który został opróżniony po raz piąty. Kiedyś takie lenistwo było dla mnie nudne, teraz nie chcę, by się przerywało. Marzę o chatce na plaży gdzie ja i Dipper moglibyśmy żyć bez kłopotów czy zmartwień i kochalibyśmy się bez przerwy... Uśmiechnąłem się lekko na tę myśl. Dipper prędzej wydłubie mi oczy, pióra ze skrzydeł i odetnie mą męskość niż pozwoli się kochać non-stop w domku na plaży z dala od innych... Sam tak mi powiedział z jakąś godzinkę temu.
-Wiesz Ojcze - powiedziałem patrząc w niebo. - Naprawdę nie rozumiem czemu im nie wytłumaczysz, że jestem niewinny. To nie ja zmieniłem Taiyō w gwiezdną papkę.
Cisza. No tak. Czego się spodziewać po kochającym ojcu, który prawie nie jest obecny w wiecznym życiu swych dzieci. Woli przechadzać się wśród ludzi i wpychać w siebie niewyobrażalne ilości pierogów... Tak, od świąt stały się jego uzależnieniem. Ale mniejsza o tatę, który gdy jest potrzebny to jest nie do namierzenia. Na szczęście Jonathan i Mabel nie mieli spotkania pierwszego stopnia z Cogadh'em, ale nie wiadomo czy ich nie obserwuje. Przeciągnąłem się i myślami ponownie wróciłem do portalu. Jego otworzenie jest złym pomysłem. Myślałem, że po tych latach spędzonych w innych wymiarach Ford się ogarnął i pożegnał z chęciami odbudowy tego ustrojstwa ma dobre. Jakże gorzki smak ma pomyłka. Po tym starcu można się spodziewać wszystkiego... Hah.. Starcu... Nazywam go tak, a sam jestem wielowieczny... Cóż, wyglądam na 23 lata i przyjmijmy, że tyle mam. Można, by jakoś przekonać Szósteczkę do układu, by wejść do jego głowy i wymazać ten okropny pomysł z głowy... Szasne na to, że powie „deal" nie wynoszą nawet jednej bilionowej procenta.
-Stary głupiec - warknąłem.
Mój brat. Cogadh. Kolejny problem. Wielki to mało powiedziane. Znajdzie mnie wszędzie. To tylko kwestia czasu, aż postawi pinezkę na mapie z moją lokalizacją. Dotknąłem opaski na oko i westchnąłem.
-Jeden bierze drugi daje...
-Znów do siebie gadasz? - zapytał Dipper, który wyszedł na dach. Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się ciepło, z miłością.
-To coś złego skarbie?
-Wolałbym byś mówił do mnie.
Usiadł koło mnie i oparł głowę na moim ramieniu. Objąłem go ramieniem i pocałowałem w skroń.
-Kocham cię.
-Mówisz mi to tryliard razy dziennie przez ostatni tydzień, a nadal nie mówisz mi całej prawdy - powiedział podirytowany Dipper. Westchnąłem i magią ponownie napełniłem kieliszek.
-To cała prawda jaką musisz wiedzieć - szepnąłem i pogłaskałem go po ramieniu. - Muszę się rozprawić z Cogadh'em i wtedy będę mógł cię zabrać do domku na plaży i...
-Nie Bill. Nie będzie żadnego domku na plaży, ani spędzania wspólnie nocy dopóki nie powiedz mi wszystkiego - warknął Sosenka i wstał. Zmierzył mnie chłodnym wzrokiem i udał się w stronę zejścia z dachu. Odprowadziłem go wzrokiem i gdy tylko zniknął w Chacie moje oko zabłysło czerwienią. Nie byłem zły na niego. Miał rację. Wkurzała mnie ta cała sytuacja. To się nigdy nie powinno wydarzyć. Ta cała zemsta... Jakby, ktoś bardzo chciał, by doszło do walki między dwoma braćmi...
-Boże jakie do biblijne - szepnąłem przecierając oko, by wróciło do normalnego koloru. „Zawsze cię obronię". Tak powiedział tamtego dnia. Cóż za ironia. Chciał dla mnie jak najlepiej, wstawiał się za mnie gdy wypędzali mnie z nieba, a teraz pragnie mi odebrać życie. Bez powrotu. Wzór starszego brata...
Spojrzałem w dół i zeskoczyłem z dach. Gdy moje stopy dotknęły ziemi ruszyłem na polankę gdzie przez rok byłem kamieniem. Kto, by pomyślał, że w tym właśnie miejscu czuję się jak w domu. Usiadłem po turecku na głazie po środku polany i rozplotłem skrzydła. Powoli wyprostowałem je i otrzepałem. Tęskniły za dotykiem Sosenki. Każdy centymetr mego ciała za nim tęsknił, ale moja duma nie pozwalała mi zdradzić tajemnicy. Nawet mojemu ukochanemu. Dlaczego? Sam już nie wiem. Może dlatego, że była to sprawa nazbyt osobista. Albo po prostu się bałem co pomyśli o mnie Dipper. Lub nie chciałem się przyznawać, że...
-Bill! - usłyszałem Stanka, a po chwili ujrzałem jak pędzi w moją stronę przerażony. - Bill!
Szybko teleportowałem się blisko niebo i złapałem go, by się nie przewrócił z zaskoczenia.
-On... - próbował coś powiedzieć jednocześnie łapiąc oddech.
-Spokojnie Stanley'u, weź głęboki wdech i wydech.
Stanek posłuchał rady, a gdy się trochę uspokoił złapał mnie mocno za ramiona i spojrzał w oko.
-On... Chłopak podobny do ciebie, z jednym okiem, wysoki, w kimonie...
Cogadh.
-Co zrobił? Znalazł nas?
Stanley potrząsł głową.
-Zabrał Dipper'a - wykrztusił lekko się trzęsąc.
I tyle starczyło, by mnie złamać. Przerażenie nie do opisania ogarnęło moje serce, a po policzkach popłynęły łzy...
-Nie - wyszeptałem. Oczywiście, że Cogadh go porwał. Wie jak mnie zranić, ale ta myśl nie chciała zostać przeze mnie przyjęta. Nie chciałem zaakceptować faktu, że Dipper może być w niebezpieczeństwie w tej wojnie. Miał być bezpieczny. To mnie brat miał porwać. To mnie nienawidzi. To mnie chce zabić. Zabić powoli... Zaczynając od złamania mojego serca...

__________
Kolejny rozdział dla tych co cierpią na bezsenność :3
Dawajcie znać jak się podoba i co sądzicie jest wielką tajemnica Bill'a.
Wasza,
LucyNara

Zemsta... ||BillDipp||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz