- Kurwa, połowy? - zdenerwowałam się lekko. Kupa pieniędzy.

- Tak wiem, nie będę się nawet usprawiedliwiać. Zjebałam - rzuciła. - Bardzo będzie bolało? - spytała ciszej. Chyba jako jedyna dzielnie pytała wprost, a nie jak reszta błagała o litość robiąc z siebie idiotę.

- Daggie masz szczęście, że cię lubię. Przyjadę jutro, idź na jakąś imprezę i sprzedaj jak najwięcej. Ale mam nadzieję, że to ostatni raz.

- Oczywiście Sue, jesteś naprawdę w porządku. Nie wiesz jaka ci jestem wdzięczna - rozweseliła się. Była dobrym dilerem i ją lubiłam. Była też mega uczciwa, więc nie będę się przecież nad nią znęcać. 

- Następnym razem będzie bolało - zagroziłam i wsiadłam do samochodu, pospiesznie odjeżdżając.

Pojechałam do willi, bo chciałam sprawdzić czy Nate znalazł coś nowego, ale niestety chłopaka nie było. Skorzystałam z okazji i przekazałam kasę Scorpionowi, bo skoro już tu byłam, to nie było sensu jechać do B9 i dawać ją Harry'emu, który potem musiałby tu przyjechać i dać ją szefowi. 

- Nie ma wszystkiego - stwierdził boss po przeliczeniu sumy pieniędzy.

- Reszta będzie jutro. I nie patrz tak na mnie, bo po pierwsze taki wzrok na mnie nie działa, a po drugie to wcale nie zależy ode mnie - odparłam obojętnie.

- To twoi dilerzy i twoja odpowiedzialność, więc... - zaczął groźnie, ale mu przerwałam.

- Skończ pierdolić, nie mam czasu, reszta będzie jutro, cześć.

Wyszłam z gabinetu w towarzystwie jakiś tekstów, że jeszcze kiedyś mi coś zrobi, jednak nie przejęłam się tym i po wzięciu swojego laptopa z pokoju chłopaka, udałam się do B9.

Szczerze mówiąc po tych kilku tygodniach spędzonych w tym miejscu, przyzwyczaiłam się trochę do wszystkiego. Poznałam kilkunastu nowych ludzi i nieźle mi się tu żyło.

Co wcale nie zmienia faktu, że muszę ich jakoś udupić i się stąd wydostać.

Ale aktualnie mam większe zmartwienia.

Głos w mojej głowie pokierował mnie do kuchni. W sumie to byłam głodna, bo ciągła nerwówka naprawdę oddziałuje na żołądek. 

- Mam pizzę - powiedział Danny kiedy weszłam do pomieszczenia, ale tego nie skomentowałam. - Dla ciebie - rzucił.

- Dzięki, ale nie musiałeś - odparłam dość oschle. W zasadzie po tej akcji w magazynie nasza relacja się mocno spartoliła...

- Jak zjesz to mamy do pogadania - wkurzył go mój ton. - Raczej nie masz nic teraz do roboty, więc mi nie uciekniesz - dodał siadając naprzeciwko i świdrując mnie wzrokiem.

Kiedy tylko ostatni kęs wpadł do moich ust, chłopak dość brutalnie szarpnął mnie za rękę. Chciałam się wyrwać, ale on zrobił coś kompletnie niespodziewanego. Skuł nasze ręce kajdankami. Zamurowało mnie i przez jakaś sekundę dosłowne stałam w osłupieniu. 

- Co kurwa? - otrząsnęłam się w końcu i popatrzyłam na moją lewą rękę. - Czy ty jesteś pojebany?! Masz trzy sekundy na rozpięcie tego dziadostwa, albo ci coś zrobię. Raz... Dwa...

Nie skończyłam niestety, bo Danny wyszedł na korytarz ciągnąc mnie za sobą. Czemu on musi tyle ważyć? Nie będę się przecież z nim siłować jak idiotka. Powlókł mnie do swojego pokoju i obracając się, rzucił na łóżko.

- Przeginasz - warknęłam, próbując się uwolnić, ale na darmo, bo łysy cały czas się ruszał.

- Nie wyjdziesz stąd dopóki nie porozmawiamy. Więc nie utrudniaj. 

Łatwo zabićWhere stories live. Discover now