Powód 3

47 5 0
                                    

Kiedy coś zdobędziesz, nie chcesz tego stracić. Tak jest z przyjaciółmi. Na początku możesz być samotny i nie przeszkadza ci to. Spotykasz ludzi, ufasz im. Gdy odejdą, nie wyobrażasz sobie życia z samotnością. Liczysz ze wrócą albo szukasz innych. Ciebie nie szukałam. Sam się znalazłeś.

***

Od kłótni z Zoe minęły cztery dni. Nie rozmawiałam z nikim. Może inaczej, nie rozmawiałam szczerze. Wymieniałam zdania z niektórymi osobami, głównie o lekcjach. Nie chciałam stawiać Michaela między młotem a kowadłem, więc starałam się go unikać.
Czekałam na Boże Narodzenie i miałam nadzieję, że po świętach wszystko wróci do normalności. Jednak musiałam przetrwać te kilka dni.

Obecność Zoe Williams sprawiała, że naśmiewano się ze mnie nieco mniej. Gdy jej nie było, przykre zachowania nasiliły się. Zaczepiali mnie zarówno chłopcy, jak i dziewczyny. Szczególną inicjatywą wykazywali się Rose i Brandon.

***

Stałam na korytarzu. Chciałam wyjąć kanapkę z torby. Nachyliłam się lekko i poczułam rękę na swoim pośladku. Odskoczyłam przestraszona i zawstydzona. Usłyszałam śmiechy.
- Masz niezły tylek, Smith. Twarz też niczego sobie. Nie wiem, czemu jesteś sama. Jak chcesz to mogę tobą zaopiekować w nocy. - mówił Brandon.
Chciałam odejść, jak najszybciej się dało. Przeszkodził mi twoj kolega. Przysunęłeś się do mnie.
- Wiem, że śnisz o mnie.
- Zostaw mnie.
- Za bardzo mnie interesujesz.
- Odpuść Bran, bo jej ojciec cię namierzy. A po drugie, jest sama, bo pewnie każdy, który zobaczył ją bez makijażu, trafił do psychiaryka. - powiedział czarnoskóry chłopak, z krótkimi włosami i brązowymi oczami.

Tak, to ty. Zraniłeś mnie, Kevinie Andrewsie, mój trzeci powodzie.

- Coś czuje, że masz rację. - zaśmiał się Brandon - Idziemy na boisko. A z tobą jeszcze porozmawiam.
- Ja jeszcze idę do łazienki. - powiedziałeś.
- OK.

Szybkim krokiem skierowałam się w kierunku biblioteki. Złapałeś mnie za rękę.
- Zaczekaj. - odwróciłam głowę i spojrzałam na ciebie - Przepraszam, że to powiedziałem. Po prostu chciałem, żeby Bran się odpieprzył od ciebie.
Nie wierzyłam ci. Miałeś skruszoną minę.
- Naprawdę tak nie myślę. - powiedziałeś.
- OK. Wracaj do kolegów, bo jeszcze cię ze mną zobaczą.
- Jeszcze raz przepraszam.
Odszedłeś. Mimo wszystko, zaskoczyłeś mnie. Metoda była dosyć niemiła, ale odniosła zamierzony efekt. Evans odczepił się. Jednak nadal uważałam, że jesteś jak reszta koszykarzy.

***

Uczucie samotności zabijał bal bożonarodzeniowy, w którego przygotowanie byłam poważnie zaangażowana. Miał odbyć się trzy dni po świętach.. Ale o tym opowiem później. Właśnie rozwieszałam zaproszenia. Stałam na ławce, aby dosięgnąć tablicy ogłoszeń. Była podobna do szklanej gabloty, którą zamykano na kluczyk.

Oczywiście nie mogłam jej otworzyć. Zawieszono ją wysoko, aby uniknąć zbicia szyby. Stałam jak głupia i próbowałam, jednak nie przynosiło to żadnych efektów.

- Może pomogę? - usłyszałam znajomy głos.
Niechętnie ustąpiłam ci miejsca. Ty jednak nie potrzebowałeś ławki, aby dosięgnąć zamka.

Otworzyłeś go bez problemu.
- Daj mi zaproszenie, to od razu jest powieszę.
Tak też zrobiłam. Wykonałeś zadanie i oddałeś mi klucz.
- Dziękuję za pomoc.
- Nie ma sprawy. A tak ogólnie, to jestem Kevin Andrews. - podałeś mi rękę.
- Skyler Smith. Jesteś z II klasy?
- Nie. Chodzę do IIIa.
- To tłumaczy, dlaczego cię nie kojarzę.
- Możliwe. A teraz musze cię przeprosić, bo śpieszę się na trening. Do zobaczenia, Sky!
- Cześć!

9 Powodów Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ