Rozdział 28

22 2 0
                                    

Kiedy weszliśmy do restauracji wszystkie miejsca były już zajęte, oprócz jednego pod oknem na końcu sali. Robert podszedł do lady, potwierdził rezerwację, po czym dotarliśmy do stolika, odsunął mi krzesło, a kiedy usiadłam, on zrobił to samo.

- Czy to jest ta niespodzianka? - zaczęłam. Pokręcił przecząco głową.

- Pięknie wyglądasz, zresztą jak zawsze. Zarumieniłam się, i spojrzałam przez okno. Było pochmurno, jak na listopad przystało. Po chwili oderwałam wzrok, i odwróciłam się w stronę kelnera który do mnie podszedł. Myślałam, że zaraz zemdleję, tym kelnerem był Mirek.

- Cześć Robert - przywitali się a ja coraz bardziej miałam pewność że padnę jak długa, albo wyjdę z siebie i stanę obok. Oni się znają?!

- Ooo cześć Marlenka - uśmiechnął się do mnie - Pamiętasz mnie?

- Jak mogłabym zapomnieć - palnęłam ironicznie.

- Co dla was? - Ciągle posyłał mi uśmieszki, miałam wrażenie, że rozbiera mnie wzrokiem. Kto wie co mu siedziało w tej głowie.

- Dla mnie Spaghetti Carbonara - odezwał się Robert

A dla mnie pistolet, i dwie kule, tak dla pewności - pomyślałam, po czym udając że szukam czegoś w karcie, zastanawiałam się jak stąd uciec. Jednak po chwili spojrzałam na niego złowrogo. - Dla mnie Sałatka Caprese i woda.

- Przyjąłem - zapisywał nasze zamówienia do notatnika. Kiedy skończył, założył długopis za ucho - Za piętnaście minut wszystko będzie gotowe.

Kiedy odszedł nachyliłam się do Roberta.

- Skąd wy się znacie?

- Czasem gramy razem w piłkę, to mój kolega z dawnego liceum. Czasem wychodzimy razem na piwko.

Jak taki palant jak Mirek miał kolegów? Zapomniałam, on ma kilka twarzy. Przed oczami zarysowało mi się wspomnienie ubiegłych wakacji. Wzdrygnęłam się na samą myśl.

- Naprawdę?

- Tak, coś w tym złego?

- Nie, nie. Nie ma w tym nic złego - upewniłam go.

- A skąd wy się znacie? - Wiedziałam, że o to zapyta, i wiedziałam też, że jestem właśnie w czarnej dupie.

- My? - zaczęłam nerwowo - Kiedyś byliśmy razem na Mazurach. - Robert spojrzał na mnie pytająco, szybko zaczęłam mu tłumaczyć. - Więc Mirek to brat Radka, męża siostry Dominika. Dominik zabrał mnie na wyjazd, bo małżonkowie świętowali swoją rocznicę ślubu, a ja byłam tam z nim dla towarzystwa.

- Dobra... - Robert spojrzał na mnie podejrzliwie - Uznajmy, że ci wierzę.

Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. A co jeśli Mirek powiedział mu o wszystkim, oczywiście zmieniając fakty tak, że to ja wyszłam na tą nachalną? Czułam, że tracę grunt pod nogami.

- Nie musisz mi wierzyć - jakoś z tego wybrnęłam.

- Żartuję, dlaczego miałbym ci nie wierzyć ślicznotko? - Dobry Boże, kamień spadł mi z serca. Jeżeli Bóg istnieje, to jest wielki!

Mirek zmaterializował się przed nami z jedzeniem. Modliłam się w duchu, żeby nie odezwał się ani słowem, i po prostu sobie poszedł, ale nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił. Myślałam, że zabiję go wzrokiem, tylko tak mogłam, bo niestety nie miałam przy sobie pistoletu, i bardzo tego żałowałam.

- Proszę piękna. - podał mi talerz.

- A to dla naszego najlepszego gracza - uśmiechnął się do Roberta. - Kiedy jakiś meczyk i piwko? Znajdziesz czas dla kumpla? Masz teraz tyle na głowie - posłał mu znaczące spojrzenie. Nie podobało mi się to.

- Zgadamy się - spojrzał na niego błagalnie, co znaczyło, żeby już więcej nic nie mówił. Czułam, że coś przede mną ukrywają, i miałam zamiar dowiedzieć się co. Podniosłam do ust szklankę i wzięłam łyka wody.

- Nie spodziewałem się, że jeszcze zobaczę kiedykolwiek taką kocicę

Zachłysnęłam się wodą, i o mało się nie udusiłam.

- Na szczęście Wrocław jest duży - odpowiedziałam ironicznie.

- Ja też się cieszę, że cię widzę.

Przewróciłam oczami i zaczęłam jeść, a Bóg wysłuchał moich próśb, bo Mirek sobie poszedł.

- Marlena, o czym on mówił? Czemu nazwał cię kocicą?

Wepchnęłam sobie do ust duży kawałek mozzarelli, i powoli przeżuwałam, aby zastanowić się, co mu odpowiedzieć. Nie uważałam za słuszne mówić mu prawdy, więc skłamałam. P i e r w s z y  raz  w życiu.

- Nie mam pojęcia, pewnie coś sobie ubzdurał, może nie układa mu się z Kingą, i myślał, że będę jego kochanką - nerwowo się zaśmiałam, gratulując sobie w duchu, za moje aktorstwo. Chyba mi uwierzył, bo jak gdyby nigdy nic, zabrał się za jedzenie.

Wieczór dobiegał końca, i dobrze, bo miałam go już szczerze dość, mimo, że zapowiadał się całkiem przyjemnie. No właśnie, zapowiadał...

Robert założył mi płaszcz, po czym otworzył mi drzwi i przepuścił mnie.

- No, no, ale z ciebie dżentelmen.

- Dla ciebie wszystko - objął mnie, po czym wsiedliśmy do auta i odwiózł mnie do domu.

- Nie wejdziesz? - zapytałam, kiedy rozpinałam pas.

- Nie..., jestem zmęczony. A po za tym muszę coś załatwić.

- Tylko nie mów mi, że policzyć się z Dominikiem. - spojrzałam na niego spod byka. Teraz wszystko było możliwe. Skoro znają się z Mirkiem, to na pewno z łatwością wyciągnie od niego adres mojego... No właśnie, kogo? Przyjaciela? Nie chciałam teraz o tym myśleć.

- Możesz spać spokojnie - przerwał ciszę, która prawdę mówiąc stawała się już niezręczna.

- Obiecaj.

- Obiecuję - pocałował mnie, po czym odjechał.

POPROSZĘ O MIŁOŚĆUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum