Rozdział I

1K 58 23
                                    


Szesnaście dni później.

Bjorn wszedł do domu, od razu zdejmując ciężkie buty. W prawej ręce trzymał straszliwca, który pod domem próbował wykraść kilka ryb marynowanych w beczce przez Breenę. Mężczyzna wiedział, że jego żona nie byłaby zadowolona, gdyby zauważyła małego smoka wyjadającego pożywienie dla całej rodziny.
- Cześć - przywitał się Hofferson, wchodząc do części dziennej domu. Powitanie rzucił do Breeny, która dziergała sweter.
- Późno wróciłeś - mruknęła cicho. Bjorn skinął głową i usiadł ciężko przy stole. Wyjął rulon przyczepiony sznurkiem do szyi straszliwca i odłożył go na bok.
- Miałem dużo pracy - odrzekł zgodnie z prawdą. Jego żona jednak nie odezwała się. Jej jasny wzrok skupiony był na dzierganiu. Jedno oczko, potem drugie, trzecie...- Coś się stało? - Dopytał wojownik. Zazwyczaj Breena marudziła mu nad uchem, ilekroć wracał tak późno. Tym razem panowało dziwne, niepokojące milczenie.
- Nic szczególnego. Astrid nie wychodzi z pokoju od dwóch dni. Znowu. Jak tak dalej pójdzie, to opuści zbyt wiele treningów. A przecież chciała brać udział w turnieju.
Bjorn wysłuchał żony i westchnął ciężko. Wstał, przechodząc do kuchni. Na blacie czekał na niego kurczak z chlebem i herbata. Zabrał posiłek i wrócił do salonu, siadając w tym samym miejscu.
- Mówiłam, że to wina Czkawki, ale kto by mnie słuchał - prychnęła, klnąc pod nosem, kiedy urwało się jej oczko. Kiedy Bjorn chciał bronić chłopaka, na schodach pojawiła się Astrid. Uśmiechnęła się lekko na powitanie i przeszła do kuchni po wodę.
- Przyszedł list do ciebie - zatrzymał ją ojciec, wyciągając dłoń z rulonem. Dziewczyna wydawała się być zaskoczona. Wpatrywała się w list, rozpoznając pieczęć, którą był rysunek nocnej furii. Znak rozpoznawczy Czkawki.
- Możesz go spalić - odparła smętnie i unikając pytających spojrzeń rodziców, ruszyła do swojego pokoju.
Breena upewniła się, że córka ich nie slyszy, a potem odłożyła na chwilę swoje dzieło.
- Powinna z nim zerwać. To nie jest odpowiedni mężczyzna. Zobacz, co się dzieje. Poza tym, on ma w głowie tylko te swoje smoki. Astrid nie byłaby dla niego ważna, jak te gady - wyraziła swą opinię. Bjorn wyczuł w głosie żony niechęć do młodego Haddocka, choć nie dziwił się. Sam był poirytowany zachowaniem Czkawki.
- Dajmy jej podjąć decyzję. Astrid jest dorosła, poradzi sobie - uspokoił się Hofferson, w końcu wgryzając się w soczystego kurczaka.
- Już ja to widzę. Niech lepiej zacznie trenować - dodała na koniec swoje trzy grosze i wróciła do dziergania. Bjorn już nic nie odpowiedział. Popił posiłek herbatą i posprzątał po sobie.
Spojrzał jeszcze na list zostawiony na stole. Na razie nie chciał go spalić. Wierzył, że dziewczyna da sobie radę. Poza tym, nie chciał ingerować w jej prywatne sprawy, które mogłyby zaważyć o całym życiu Astrid.

Tym czasem młoda wojowniczka sprzątała w swoim pokoju. Listy umieszone w skrzyni wyniosła w kąt. Potem zajęła się wyrzuceniem starych ubrań i niepotrzebnych przedmiotów. Kiedy w jej szafach zapanował porządek, otworzyła okno, wpuszczając świeże powietrze.
- Pora się pozbyć kilku rzeczy - mruknęła do siebie, mając na myśli jedną rzecz. Chwyciła więc prostokątne pudło i dźwignęła je, ale na szczęście nie było zbyt ciężkie. Otworzyła drzwi nogą i zeszła na dół. Chwyciła jeszcze najnowszy list i wrzuciła go do pozostałych. Zignorowała pytające spojrzenie matki i wyszła na zewnątrz.
- Hej, mała! - Zaszczebiotała wesoło Astrid do Wichury. Smoczyca poderwała się i przywitała z jeźdźczynią. - Najpierw musimy coś zrobić, a potem polatamy aż do nocy. Co ty na to?
Na wzmiankę o locie, śmiertnik podskoczył żywo i schylił się, pozwalając Astrid wsiąść na jej grzbiet. Blondynka trzymała cały czas pod pachą skrzynkę.
- Lecimy - poleciła, natychmiast znajdując się pośród chmur.

Lot zajął im dosłownie kilka minut. Wojowniczka spojrzała w dół, na granatowy odcień lekko wzburzonego oceanu. Skrzywiła się, zwracając następnie uwagę na stare, drewniane pudło. Z cichym westchnieniem wyrzuciła je.
- Wichura, ognia! - Nakazała, a smoczyca usłuchała jej. Magnezowy płomień w mig zajął ogniem skrzynkę, która następnie obróciła się w pył. Piach wylądował w oceanie.
- Teraz powinno być nieco lżej - Astrid pogłaskała bok przyjaciółki. Chwilę jednak trwało zanim blondynka popędziła Wichurę na obiecany lot.

The warrior's wayWhere stories live. Discover now