Rozdział 3 - Ucieczka (Oczami 10K)

66 4 2
                                    

-„Pomimo tego, że jestem tu zamknięty cieszę się że mam was, ale gdzie Doc? Myślałem ze jest z wami?"  Zapytałem Warren szukając wzrokiem przyjaciela
-„ Rozdzieliliśmy się żeby znaleść cię szybciej. Mieliśmy się spotkać ponownie, ale horda zombie nie pozwoliła nam na to." Powiedziała Warren
Kiwnąłem głowa po czym oddaliłem się w ciemniejsza stronę celi i gdzie usiadłem opierając się o ścianę. W tamtym momencie chciałem tylko się stad wydostać i znaleść znajomego.

*20 min pózniej*

Ktoś otworzył drzwi.
„Nasza kochana pani porywacz wróciła" wyszeptałem do Addy na co ona się zaśmiała.

Wyszliśmy z naszej celi, ale to nie wróżyło dobrze. Wiedziałem, że zaraz się coś odpierdoli, mimo to szedłem z kamiennym wyrazem twarzy.
Doszliśmy na jakaś scenę. Przed nami stało około 40 ludzi, każdy z czymś twardym w ręku. Addy i ja spojrzeliśmy się na siebie wiedząc ze mamy przejebane.
Kiedy spojrzałem na Warren próbowała uratować sytuacje ale dostała tylko w twarz od jednego ze strażników.
Murphy z jakiegoś powodu był nie przytomny. Przysięgam ze jeszcze przed chwila wszystko z nim było ok.
Addy miała swój morderczy wzrok skierowany na strażnika który podchodził ze strzykawka do niej. W ostatniej chwili Addy złapała do za rękę i mu ją wykręciła. Przez sekundę nie wiedziałem co się stało. Strażnicy otworzyli ogień, kule były wszędzie. Zobaczyłem jak ludzie uciekają ze strachu, a strażnicy nie wiedza już w kogo strzelać. Warren i Addy zabrały Murphiego i zaczęły uciekać. Próbowałem je dogonić ale przez to całe zamieszanie musiałem pobiec inna droga.
I znowu sam. Świetnie. A wiec wracamy do początku - szukamy reszty grupy.
Szukałem ich przez pare godzin, niestety na marne. Robi się ciemno, a ja nie mam nic. Im szybciej znajdę schronienie tym lepiej.

*Noc*
Jestem na drzewie, ale sen jest niemożliwy. Przynajmniej nie ma Z (zombie).

*Rano*
Po nie przespanej nocy, człowiek nie ma sił na nic. Niestety jest apokalipsa wiec nie mam wyboru i muszę robić wszystko by przeżyć. Kontynuowałem moje poszukiwania przyjaciół, ale również rozglądałem się za jakimś prowiantem.

*Popołudnie*
Znalazłem jakiś mały kamping w lesie.
„Ludzie musieli tutaj niedawno być wiec ja się tylko szybko rozejrzę i uciekam zanim ktoś mnie nakryje." Pomyślałem z nadzieja na znajdziecie jakiegoś jedzenia i poszlak po znajomych. Przeszukałem obóz i zaczęłem się wycofywać ale w oddali kogoś zobaczyłem. Ten ktoś był odwrócony do mnie tyłem wiec nie wiem kto to ale wiem, ze to dobry czas by się stad wynosić. Uciekłem gdzieś na wschód. Nie miałem pojęcia gdzie idę, po prostu liczyłem na to ze moja intuicja mi pomoże. Przemierzyłem dość spory kawał drogi, i możliwe ze było warto.
W oddali ujrzałem jakaś mała grupkę zabarykadowaną w domu. Podszedłem powoli do nich i podniosłem ręce w górę żeby nie uznali mnie za zagrożenie. Przez górne okno zobaczyłem 3 osoby. Jedno z nich uciekło do jakiegoś pokoju, a dwójka się biła. Dziewczyna wypchnęła jakiegoś mężczyznę zza drzwi i zaczęła płakać. Ten ktoś z korytarza zacząć się do niej dobijać. W momentach takich jak te nie myślałem trzeźwo i zacząłem się wspinać tak żeby dostać się do tej dziewczyny.

Tylko TyWhere stories live. Discover now