we're unsustainable

449 31 8
                                    

Powrót na Arkanis to po prostu czysta formalność.

Jest jednak coś niesamowicie oczyszczającego w powrocie do miejsca, które kiedyś, zaledwie przez kilka lat, miało prawo nazywać się jego domem. Cholernie deszczowym, pachnącym stęchlizną, gdzie słońce stanowi największy rarytas dla spragnionych ciepła mieszkańców tej okropnej, tak piekielnie znienawidzonej przez niego planety. Pełnej błota, wilgoci, brudnej zieleni, krótkich dni i niemiłosiernie ciągnących się nocy. Prawdziwa nienawiść do Arkanis ogarnęła go jednak dopiero później, gdy dorósł; gdzieś pośród bladych piasków Jakku, wysokich budynków, przeludnionych miast, chaosu starych, imperialnych niszczycieli czy biedy planet Nieznanych Terenów, gdzie wraz z ojcami założycielami Najwyższego Porządku musiał się ukrywać, twardo stąpając po obcej sobie ziemi, której nigdy nie odważył się określić mianem swojego nowego domu.

I może właśnie dlatego na jego blade usta wypływa ten specyficzny, pełen satysfakcji i triumfu uśmiech. Nareszcie powrócił do miejsca, odebranego im prawie trzydzieści lat temu, które musiał opuścić wraz z ojcem pod osłoną nocy. Uratowanie życia zawdzięcza wyłącznie rozkazowi Galliusa Raksa, który upatrując w Brendolu i jego synu przyszłość Najwyższego Początku – nie bez powodu przecież mówi się, że z Arkanis wywodzili się najlepsi z najlepszych w Imperium – rozkazał Rae Sloane pomóc im w opuszczeniu deszczowej planety. Generał nadal dobrze pamięta ciasny i brudny statek łowcy nagród, Mercuriala Swifta, który na zlecenie wielkiej admirał, zabrał ich, bezsilnych i zdanych na łaskę losu, z planety oblężonej przez siły Nowej Republiki. Dzisiaj jednak to on, Armitage Hux, rozkłada karty. Jest silny, jest potężny, chociaż wielu dotychczas uważało go za słabeusza. I to on odgrywa tutaj rolę pana i władcy, którego rozkazy posłusznie wykonują szturmowcy, zagubione dzieci z porzuconych planet, z których udało mu się, poprzez pot, krew i łzy, stworzyć armię doskonałą.

Sięgające kolan wojskowe, skórzane buty nieco toną w miękkiej, nasiąkniętej bezustannym deszczem ziemi. Rudowłosy generał Najwyższego Porządku, niezrażony jednak w jakimkolwiek stopniu niesprzyjającymi warunkami pogodowymi, dumnie kroczy pomiędzy szturmowcami brutalnie wyrywającymi Arkanis z rąk Nowej Republiki. Wyprostowany, z wysoko uniesionym podbródkiem i dłońmi mocno ściśniętymi za plecami, obserwuje ich beznamiętnym, wodnistym spojrzeniem. Krzyki oraz płacz, w akompaniamencie dudniącego deszczu, a także wystrzałów z blasterów i tępych dźwięków upadających bez życia ciał, prosto w toczące planetę kałuże, są dla uszu Huksa niczym najpiękniejsza symfonia.

Niczym dźwięki starorepublikańskiej opery, niejednokrotnie słuchanej przez Rae Sloane w ciemnościach jej własnego gabinetu; Kantata o Corze Vesorze, która do dziś stanowi dla młodego generała ponurą opowieść o życiu, śmierci, ale i miłości, namiętności, wojnie oraz zemście. 

Rozglądając się po płaskim, błotnistym terenie, Armitage naprawdę nie przypuszczał, że odebranie ojczystej planety z rąk wroga będzie tak sakramencko przyjemnym uczuciem. Wdychając przez nos przesycone wilgocią powietrze, ma poczucie, że jest to piękna, a przede wszystkim odpowiednia zapłata za to, co mu uczyniono. Gdyby nie Arkanis, Hux nigdy by się nie narodził. I choć śmierć jest ostatnią rzeczą, o której marzy, to czasami, podczas bezsennych nocy, kiedy jedynym jego towarzyszem jest rozciągający się za szybami Finalizera kosmos, myśli, że oszczędziłaby mu ona wielu upokorzeń, nieprzyjemnych, bolesnych wspomnień, które kolekcjonował jak pieprzone znaczki. Ale, cholera, gdyby nie on, galaktyka wciąż byłaby w rozsypce.

Armitage Hux przyszedł na świat po to, aby uratować go przed chaosem Nowej Republiki, rebelianckich śmieci i zwolenników legend o tych przeklętych Jedi!

Kwaśne, gęste krople deszczu spływają po jego idealnie ułożonych włosach, po bladej twarzy, skapując na długi, czarny płaszcz, aby na sam koniec z hukiem uderzyć o ziemię. W oddali mężczyzna dostrzega kapitan Phasmę, jej pełną majestatyczności i brutalności sylwetkę zamkniętą w lśniącej, chromowanej zbroi; przez swój wzrost zdecydowanie zwraca na siebie uwagę. Kobieta osobiście upewnia się, że plan przejęcia Arkanis, kolejnej planety na niekończącej się liście Najwyższego Porządku, realizowany jest bez zarzutu. Generał jej ufa, a przynajmniej na tyle, na ile pozwala mu na to jego potłuczona w drobny mak psychika, awersja do ludzi, a już na pewno niechęć do powierzania innym istotnych zadań. Koniec końców wspólne zabójstwa zbliżają do siebie; szczególnie kiedy celem jest twój znienawidzony do szpiku kości ojciec, któremu chętnie wyrwałbyś serce i wyrzucił je na oczach konającego do śmietnika, tam, gdzie jego miejsce. Armitage jednak nigdy nie chciał pobrudzić sobie dłoni jego obrzydliwą krwią, a wszystko, co należało zrobić, uczyniła właśnie Phasma, stając się jedyną względnie bliską mu osobą.

unsustainable ∆ star warsWhere stories live. Discover now