Biegnę wiatr wyprzedzając dwa razy.
Łapiąc do płuc powietrze, na przystanku sprawdzam czas.
Ten zaś spaceruje z prędkością sześćdziesięciu minut na godzinę.
Niech ten autobus wreszcie przyjedzie punktualnie.
Przecież nie mogę być za późno.
Jestem stróżem potrzebnym pilnie na wczorajszy wieczór.
Spóźnienie nie wchodzi w grę, jednak los korkami ze mnie kpi.
Od tego zależy jego przyszłość, błagam szybciej.
Wpadam do pokoju w ostatniej chwili.
Wywracam się na małym podeście i ląduję jak placek na dywanie.
W ostatniej chwili sięgam ręką zmieniając położenie książki.
Udało mi się na czas, już jest bezpieczny.
YOU ARE READING
Byłby niczym...
PoetryByłby? To chyba dużo mówi. Prawie tyle co nic. Niezmiernie zabawne ile w tym myśli i faktów się przewinęło. Byłby czyli nie jest, uniknął tego. Pytanie pozostaje dlaczego?