Welcome to New York

58 3 1
                                    

Wróćmy na chwilę do końcówki 2012 roku.

- Welcome to New York Ladies!!! - Krzyknęła wysoka blondynka z niebieskimi jak niebo oczami ubrana w granatową marynarkę, biały top i granatowo-białą spódniczkę w paski o imieniu Stella, gdy samolot lecący z Londynu do Nowego Jorku wylądował.

Nazywam się Alana Carson, mam 19 lat i wraz z moimi przyjaciółkami: Stellą, Niną i Vanessą przyleciałam na dwa tygodnie do Nowego Jorku. Znam je już kilka lat i zawsze to było nasze wspólne marzenie aż do dziś. Otóż rodzice Stelli są rozwiedzeni od kilku lat i jej ojciec Mark znalazł sobie nową dziewczynę. Brooklyn, bo tak nazywa się jego dziewczyna pochodzi z Nowego Jorku. Będziemy miesiąc w jej apartamencie wraz z nią i jej synkiem, bo Mark jutro wyjeżdża w podróż służbową, więc praktycznie nie będziemy go widzieć.

Uśmiechnięte wybiegłyśmy z samolotu jak najszybciej się dało i przepchnęłyśmy się przez tłum ludzi tylko dlatego żeby zrobić sobie zdjęcie na tle samolotu.

Z szerokim uśmiechem na twarzy pognałyśmy po nasze walizki. Czekanie aż każda z naszej czwórki znajdzie swoją walizkę nie miało końca. Najdłużej czekałyśmy na Ninę, ponieważ jej walizka była ostatnia.

Złapałyśmy taksówkę. Tryskając energią, co było dziwne po 6,5 godzinach lotu weszłyśmy do taksówki i pojechałyśmy pod apartament Brooklyn. W taksówce śpiewałyśmy hity Taylor Swift, czym rozśmieszyłyśmy taksówkarza, który był mężczyzną zbliżającym się do sześćdziesiątki z gęstym siwym wąsem i lekką łysiną.

Wysiadłyśmy z taksówki przed wysokim budynkiem, który miał kilkanaście pięter. Widać było, że z jednej strony budynku ściany były zrobione ze szkła. W oczy rzucała się szklana winda. Widok z ostatniego piętra musiał być nieziemski. Miałyśmy to szczęście, że Brooklyn jest bogata i stać ją na kupno penthouse'u.

Weszłyśmy do budynku i rozejrzałyśmy się po nim. Wysoki sufit, parkiet, czerwony dywan prowadzący do „recepcji", żyrandol z kryształkami. Budynek ten przypominał bardziej jakiś ekskluzywny hotel niż budynek w którym na codzień mieszkali ludzie.

Przy recepcji stała dziewczyna z śniadą karnacją i afro. Ubrana była w żółtą spódniczkę przed kolana i czarny T-shirt, pod którym ukrywała swój ciężarny brzuszek. To była Brooklyn.

Uśmiechnięta do nas podeszła i z każdą się przywitała. Rozmawiając udałyśmy się do windy. Brooklyn użyła swojej karty, aby winda ruszyła. Im wyżej byłyśmy widok był coraz piękniejszy. Każda z nas, oprócz Brooklyn i Vanessy była zachwycona. Brooklyn nie była, bo ma taki widok każdego dnia a Vanessa ma lęk wysokości.

Winda zatrzymała się w mieszkaniu. Całe piętro należało do Brooklyn, cóż takie są luksusy mieszkania w apartamencie na najwyższym piętrze w Nowym Jorku.

Brooklyn miała już przygotowany dla nas obiad, który szybko pochłonęłyśmy. Zmęczone po długim locie poszłyśmy się zdrzemnąć. Jak się okazało obudziłam się szybciej niż moje koleżanki. Brooklyn siedziała w salonie i oglądała telewizję. Usiadłam obok niej i wzięłam kilka gazet, które leżały na stoliku. Był tam New York Times, Newsweek czy Vanity Fair. Obejrzałam obrazki, przeczytałam kilka stron, po czym wzięłam nasz mały zeszyt, w którym miałyśmy zapisane, co mamy zobaczyć. Znalazł się tam Times Square, Greenwich Village, Stone Street, Hudson River Park, High Line Park, The Frying Pan, Central Park, Empire State Building, Statua Wolności, Rockefeller Center, Chinatown czy wiele, wiele innych miejsc. Nie przeżyłyśmy by gdyby coś ominełyśmy. Obok każdego miejsca jest jest budka, przy której możemy zrobić dziurek oznaczając to miejsce, jako zwiedzone. Nina postanowiła również, że a każdym miejscu, w którym będziemy mamy zrobić zdjęcie. W domu każda z nas ma album zatytułowany „New York City", gdzie jest nazwa miejsca, parku czy czegoś innego, miejsce na zdjęcie i krótki opis. Każda obiecała sobie, że go zapełnimy i zamierzamy dotrzymać słowa.

Za barierkąWhere stories live. Discover now