— Zamknij się już, do cholery, Bracks — powiedział kompan grubasa, który wydawał się być z lekka zirytowanym jego słowami. — Dlaczego właściwie tu jesteście?
— Winterfell spłonęło — odpowiedziała Sansa, a szok widoczny był w oczach wielu. — Wszyscy, którzy przeżyli kierują się w stronę Orlego Gniazda i proszę was, byście udali się tam z nami. Nie macie tu najmniejszych szans, wróg jest zbyt silny... On nie bierze jeńców, a jedynie kreuje swych nowych żołnierzy. Na własne oczy widziałam, jak przed chwilą zabici ludzie, podnoszą się i walczą przeciw nam. Nikt z was nie chce dla siebie takiego losu.
Jedna kobieta wraz z dzieckiem wstała ze swojego miejsca i przytuliła je do swej piersi.
— Idę z wami — powiedziała, a po jej słowach, wiele osób poszło za tym samym przykładem.
~*~
— Dobrze poradziłaś sobie z całą tą sytuacją — powiedział Jaime, patrząc na dziewczynę, jadącą na ciemnym koniu zaraz obok niego. — Muszę przyznać, że nie sądziłem, że przekonasz tak wielu...
Za nimi szło lub jechało około czterdziestu ludzi, którzy znajdowali się w karczmie. Co prawda, wielu także odmówiło pójścia do Orlego Gniazda, jednak Sansa starała się na tym nie skupiać — teraz musiała doprowadzić całą resztę do bezpiecznego miejsca.
— Ja także — odpowiedziała krótko, zerkając za siebie na wszystkich ich towarzyszy, po czym ponownie przeniosła wzrok na Lannistera. — Czy uważasz, że zdradziłam Jona? Wiedziałam, iż odda on bez wahania całą władzę Daenerys i tak bardzo chciałam temu zapobiec... Skończyłam jednak dokładnie tak samo.
Jaime zawahał się długo przed odpowiedzią na jej pytanie. Co prawda, dziewczyna ta pozbawiła go władzy, jednak to ona dziedziczyła Winterfell przed nim. Nic tutaj nie działo się tak, jak powinno, a nad nimi ciążyły znacznie ważniejsze sprawy, niż głupie wspominki minionych tygodni.
— Nie bądź dla siebie taka surowa i nie rozmyślaj nad tym zbytnio. — powiedział mężczyzna, marszcząc brwi. — Stało się to, co widocznie miało się wydarzyć, a jedna osoba w twojej postaci, nie miała prawa mieć na to wpływ. Bez urazy, jednak mamy teraz znacznie ważniejsze sprawy do obmyślania, niż nieważne już urazy, czy wyrzuty sumienia.
Sansa zagryzła wargę, wiedząc, że starszy mężczyzna ma rację, a jej policzki pociemniały nieco.
— Czy jest właściwie co obmyślać? — spytała cicho po dłuższej chwili i spojrzała przed siebie, na pokryte białym puchem pola i drzewa znajdujące się wokół nich. — Jesteśmy na przegranej pozycji. Możemy jedynie walczyć o to, by przeżyć jak najdłużej, chociaż i to będzie dość krótkim czasem.
Sansa nie doczekała się odpowiedzi z ust mężczyzny, dlatego obróciła głowę w jego stronę. Zmarszczyła brwi, widząc, jak z przerażeniem wpatruje się w jeden punkt, więc powoli przeniosła swój wzrok w tamtą stronę. To, co ujrzała sprawiło, że jej serce zatrzymało się na chwilę. Zacisnęła mocno łydki i wypchnęła konia do przodu, chcąc jak najszybciej znaleźć się w tamtym miejscu. Łzy spływały już po jej policzkach, a wszystko, co przeżywała kilka lat temu, wróciło do niej ze zdwojoną siłą.
— Sanso, czekaj, do cholery jasnej! — krzyczał za nią Lannister, starając się ją dogonić. Wiedział, że to nie było bezpieczne, jednak rudowłosa wydawała się go już nie słyszeć.
Po chwili zatrzymała się przy palach wbitych w ziemię, na których znajdowały się głowy trzech rycerzy z Winterfell i tej jednej.
— Jon... — szepnęła cicho, zeskakując z konia i patrząc na nabitą na pal głowę, która wpatrywała się w nią pustym spojrzeniem.
Trzynastoletnia dziewczynka tak bardzo starała się odwracać wzrok od tamtego miejsca. Jej ojciec... jej kochany ojciec, a raczej jedynie jego głowa, wisiała nabita na długą pal, wysoko ma murach, dając tym samym przestrogę dla wszystkich zdrajców.
— Spójrz na niego! — krzyczał Joffrey, który z uśmiechem patrzył na całą tę sytuację.
Sansa przełknęła ślinę, zaciskając mocno dłonie, a w jej oczach pojawiły się łzy, gdy podnosiła wzrok na miejsce, gdzie wisiała głowa jej ojca. Musiała być silna, musiała pokazać mu, że jej nie zastraszy, choć jej serce było złamane na niezliczoną ilość części.
Teraz, Sansa nie musiała już udawać silnej, nie miała już na to siły. Upadła na swe kolana, zanosząc się płaczem, a pod nosem mamrotała niezrozumiałe nawet dla niej słowa, z których dało się wyłapać tylko: „wybacz mi za wszystko."
YOU ARE READING
FRAGILE BIRD - gra o tron
Fanfiction❝ - Ptaszyna ze złamanym skrzydłem, porzucona w świecie zupełnie sama, nie ma za dużych szans na przeżycie. - Dobrze, że lwy zabijają jedynie większe zwierzęta.❞ Ojciec powtarzał od zawsze, że zima nadchodzi do nas coraz większymi krokami. Nie p...
JAIME III
Start from the beginning
