JAIME

716 65 50
                                        

Rozdział 2. „The Lion and The Wolf."

Jaime wiedział dobrze, że ludzie z Północy nie zapomną nigdy jego poprzednich czynów i w obecnej chwili, przeklinał siebie samego za to, że tu przywędrował

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.



Jaime wiedział dobrze, że ludzie z Północy nie zapomną nigdy jego poprzednich czynów i w obecnej chwili, przeklinał siebie samego za to, że tu przywędrował. Spodziewał się nienawiści w ich oczach i komentarzy, dotyczących tego, jak wielkim draniem jest i na swoje nieszczęście, wszystko to się sprawdziło. Nie dziwiło go więc to, że rycerze prowadzący go do jednej z komnat nie szczędzili ich sobie. Nie łudził się także, że przyniosą mu oni jedzenie, czy wodę, jednak wcale się im nie dziwił.

— Twoja siostra nie chciała już się z tobą pieprzyć, że musiałeś przybyć aż tu? — spytał najstarszy z mężczyzn, którzy prowadzili go, trzymając jego ręce znacznie mocniej, niż trzeba było. — Muszę chyba jednak oznajmić ci dość smutną wiadomość... Żadna z północnych kobiet, nawet dziwek, nie sprawi sobie takiego wstydu.

Jaime postanowił nie odpowiadać na pytanie ciemnowłosego rycerza, więc spojrzał jedynie przed siebie, zastanawiając się, ile jeszcze zajmie im dotarcie do tej cholernej komnaty.
Wydawało się jednak, że mężczyźni nie mieli zamiaru odpuścić, a ignorowanie ich ze strony Królobójcy, jeszcze bardziej ich sprowokowało. Jaime był więc w sytuacji bez wyjścia. Każde słowo, które wypowiedział, mogłoby ich rozwścieczyć, podobnie, jak i cisza.

— Razem z ręką ucięli ci twój pieprzony język? — warknął kolejny z nich, zatrzymując się i spoglądając wyzywająco na Lannistera.

— Przynajmniej nie ucięli mi kutasa, a ty chyba cierpisz na tą przypadłość — mruknął zirytowany już Jaime.

— Królobójca odzyskał mowę... — usłyszał rozbawiony głos, choć widział, jak mężczyzna zaciska zęby. — Szkoda, wcześniej przynajmniej nikt by cię nie usłyszał.

Wraz z tymi słowami nadeszło uderzenie, którego Jaime nie mógł zignorować. Zanim jednak zdążył zrobić cokolwiek, dwójka pozostałych mężczyzn, przytrzymała go, a on wiedział już, że jest bez najmniejszych szans. Trójka rycerzy nie stanowiłaby dla niego żadnego zagrożenia, gdyby jego prawa ręka była nadal w całości. Teraz, jego sytuacja pozostawała już do samego końca żałosna.
Przyjmował uderzenia, próbując się wyrwać, jednak nieskutecznie. Nie wydawał z siebie żadnego dźwięku, a tylko czasem z jego ust wydobył się nieświadomy pomruk bólu. Czuł, jak krew spływa po jego twarzy i puchnie pod wpływem kolejnych uderzeń. Cóż za żałosny i smutny widok. Wiedział jednak, że nikt nie będzie tu rozpaczał nad jego losem, dlatego chyba sam musiał nieco się nad sobą poużalać.

— Jory, przestań, mieliśmy dostarczyć go do komnaty żywego — mruknął jeden z jego towarzyszy, który nie chciał, by ich nowa królowa się o tym dowiedziała.

Mężczyzna przestał dopiero po dwóch uderzeniach, jednak to wystarczyło, by Jaime odpłynął przez wycieńczenie związane z długą podróżą połączone z owym pobiciem. Mimo, że przed oczami widział jedynie ciemność, czuł też mocny ból w plecach, spowodowany przez upadek na nie, a także usłyszał kilka przekleństw, z których wywnioskował, że zostanie tu, aż nie zjedzą go szczury.
Cóż za szlachetna śmierć, która pobije chyba nawet tą mego ojca pomyślał Jaime, a potem pozostała już tylko ciemność.

FRAGILE BIRD - gra o tronWhere stories live. Discover now