#6

767 53 1
                                    

Nad ranem zadzwonił budzik wiec wstałam przemyłam sobie twarz wodą, uczesałam swoje czarne jak noc włosy, które postanowiłam pozostawić rozpuszczone i ubrałam się.
Nałożyłam czarny top, długą czarną bluzę z kapturem, czerwone spodnie i glany.
Na twarz naciągnęłam maskę a na ręce rękawiczki bez palców.
Na szyi zawiesiłam łańcuszek z symbolem Jashina i teleportowałam się za hotel w którym zostali Hidan i Kakuzu.
Ruszyłam w stronę pokoi w których byli aby ich obudzić.
Najpewniej mnie zabiją za budzenie ich przed 6 nad ranem, ale cóż mówi się trudno.
Pierw weszłam do pokoju w którym spał Hidan.
Spojrzałam na jego spokojną twarz po czym wylałam na niego wodę którą wcześniej zabrałam z recepcji.
Jashinista wstał. Był zdezorientowany.
Nie wiedział co się właściwie stało ze jest cały mokry.
Po chwili jego wzrok spoczął na mnie a ja uśmiechnęłam się szyderczo w jego stronę.
Nie wiedziałam co się stało. Dostałam poduszką w twarz. Po chwili rozpoczęła się walka. Śmialiśmy się w niebogłosy kiedy do pokoju wkroczył zaspany Kakuzu.
-Przestańcie się wydzierać nawet u mnie było was słychać. A tak właściwie to gdzie ty byłaś całą noc, Kuroi?
-Przespałam się w siedzibie.
Zdziwiło ich to lecz jednak dalej o nic nie pytali. -Pora ruszać dalej-dodałam i uśmiechnęłam się w ich stronę.
Może i tego nie pokazywałam ale tak na prawdę pod tą powłoką która nie ukazuje przeważnie żadnych uczuć jestem krucha jak lód.
Nikt nigdy nie poznał prawdziwej mnie.
Nigdy się przed nikim nie otworzyłam.
Bałam się. Szczerze się bałam zrobić jakiś krok w stronę ludzi.
Bałam się odrzucenia. Nie chciałam być wiecznie sama lecz nie umiałam tego zmienić. Raczej nigdy nie poradzę sobie z pokazaniem własnego "ja".
W całym swoim życiu nie miałam osoby z którą mogłam porozmawiać o swoich problemach.
Ruszyliśmy w drogę do miejsca gdzie mieli znajdować się shinobi zagrażający organizacji.
Po drodze musieliśmy przejść przez jedną małą wioskę.
Tętniło w niej życiem.
Na twarzach ludzi było widać radość.
Dzieci biegały i bawiły się.
Gdy tylko to zobaczyłam spuściłam wzrok co jednak nie uszło uwadze szarowlosemu.
-Kuroi czy wszystko w porządku?-zapytał jakby zmartwiony?
Nie odpowiedziałam na jego pytanie nawet jednym słowem po prostu szlam dalej wpatrzona w ziemie oddaliłam się od nich o kawałek i szlam ze słuchawkami w uszach aby odciąć się od przytłaczającej mnie rzeczywistości.
Zastanawiałam się po co ja tak właściwie żyje na tym świecie skoro i tak nikt mnie nie chciał.
Czasami myśle ze lepiej by było gdybym się w ogóle nie urodziła.
Tak by było lepiej dla wszystkich.
Nie musiałabym wtedy nikogo oszukiwać.
Przeklinam swój los za to kim jestem.
Nienawidzę świata nie chce mi się żyć, to wszystko jest bez sensu.
Jestem tylko zwykłą pomyłką która nie powinna istnieć.
Wątpię ze kiedykolwiek poznam znaczenie słowa miłość.
Z moich oczu mimowolnie popłynęły łzy.
Najszybciej jak umiałam wybiegłam z wioski.
Usiadłam na gałęzi jednego z drzew i zaczęłam płakać.
Nie chciałam pokazywać swojej słabości ale po prostu nie mogłam wytrzymać.
Te dzieci miały swoje rodziny, rodziców którzy się o nich martwili i się nimi opiekowali a ja nie miałam nikogo mi bliskiego.

*Pers. Hidan*
Chyba wiem o co mogło jej chodzić.
Ona nigdy nie zaznała miłości.
Nie chciała patrzeć na tych wszystkich uśmiechniętych ludzi którzy mieli rodziny a przy niej nie było nikogo takiego.
Teraz już wiem dlaczego nawet jak się uśmiecha w oczach ma smutek.
Brakuje jej bliskiej osoby.
Razem z Kakuzu ruszyliśmy drogą którą przed chwilą biegła Kuroi.
Po chwili znaleźliśmy się w lesie.
Na jednym z drzew dostrzegłem postać która płakała.
Tak to była Kuroi.
Pierwszy raz widzę aby ona płakała.
Zawsze była twarda i uśmiechnięta ale nie dziwie się jej ze teraz płacze.
Podeszłem do niej i usiadłem obok obejmując ją tym samym ramieniem.
-Mówiłam ci abyś tego nie robił!-powiedziała do mnie i przyłożyła katane do gardła. Może i miała teraz kamienną twarz ale dało się jeszcze dostrzec jej łzy.

*Pers. Kuroi*
-Mówiłam ci abyś tego nie robił-powiedziałam do Hidana i przyłożyłam mu katane do gardła.
-Ruszajmy dalej-dodałam po czym zeskoczyłam z drzewa i udałam się w dalszą drogę.
Obydwoje poszli za mną.
Droga na miejsce miała trwać jeszcze kilka godzin.
Oczywiście byliśmy na to przygotowani.
Po drodze zostaliśmy zaatakowani przez kilku shinobi.
Uporaliśmy się z nimi bardzo szybko lecz zranili mnie w klatkę.
Miałam dość głęboką ciętą ranę z której sączyła się krew.
Po drodze Hidan i Kakuzu zaczęli się kłócić.
Nie zagłębiałam się w to o co poszło bo szczerze mnie to nie obchodziło.
Nagle poczułam się słabo i zaczęli mi się kręcić w głowie.
Oparłam się o pień jednego drzewa i stałam tak przez jakiś czas.
-Kuroi, wszystko w porządku?-zapytał Jashinista
-Hai, to nic takiego tylko trochę mi slab...-nie dokończyłam bo runęłam nieprzytomna na ziemie.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła.
Mój wzrok spoczął na wielkiej czerwonej bramie.
Chwile się wąchając podeszłam do niej.
Po chwili dostrzegłam jakieś wielkie stworzenie.
-W końcu się spotykamy, Kuroi.-odparł jakiś głos zza krat-Jestem Bakimo, bezogoniasta bestia, a ty jesteś moim jinnchuuruki.
-Pokaz się-powiedziałam prawie krzycząc.
Nagle zauważyłam postać wyłaniającą się z mroku.
Był to wielki biały wilk bez ogona i spływała po nim bardzo duża ilość krwi.
-Dlaczego krwawisz?-zapytałam
-Taka ma natura.-odparł jakby od niechcenia. -Lepiej wracaj bo ten szarowlosy się o ciebie martwi.
Stanęłam na chwile w miejscu i nie wiedziałam jak się zachować.
-Hidan się o mnie martwi? To do niego nie podobne-pomyślałam.
Nagle poczułam się bardzo senna i upadłam na podłogę.
Otworzyłam lekko oczy i rozejrzałam się dookoła.
Zauważyłam ze jestem w jaskini a obok mnie pali się ognisko.
Chciałam podnieść się do osadu lecz uniemożliwił mi to przeszywający ból w klatce.
Jęknęłam cicho i opadłam.
Miałam już uderzyć plecami o ziemie gdy ktoś mnie złapał.
Tą osobą okazał się nie kto inny niż Hidan.
Momentalnie się zarumieniłam.
Sama nie wiem z jakiego powodu ale się otrząsnęłam i odsunęłam od chłopaka mówiąc przy tym.
-Ile razy mam ci powtarzać abyś tego nie robił?
-Wybacz po prostu się o ciebie martwiłem. -odparł zakłopotany.
-Ty nie możesz być prawdziwym Hidanem-powiedziałam lekko się przy tym uśmiechając.
-A co przeszkadza ci to ze się o ciebie martwię?-zapytał lekko się do mnie przesuwając.
-Nie tylko to do ciebie po prostu nie podobne-odparłam odsuwając się od niego o większy kawałek
-A tak w ogóle to jak się czujesz?
-Nawet dobrze tyle ze jeszcze trochę kręci mi się w głowie.-mówiąc to próbowałam wstać co jednak nie poskutkowało bo kaszle łam krwią i z powrotem upadłam bez ani odrobiny siły w moim ciele.
Hidan wyglądał na bardzo zmartwionego moim stanem wiec powiedziałam mu słowa otuchy.
-Nie musisz się martwić. Nic mi nie będzie, przecież jestem nieśmiertelna.

Jashin moim bogiem  [W Trakcie poprawy]Where stories live. Discover now