Rozdział 13

2.5K 88 5
                                    



Vi POV:

Zapada cisza jak makiem zasiał. W moim ciele buzuje taka adrenalina, aż mam ochotę wydrzeć się na całe gardło i pozbyć się tej przeklętej złości. Niestety jestem w towarzystwie jego rodziny! Mamy, kuzynów, cioć i James'a, który wręcz morduje mnie spojrzeniem. Staram się na niego nie patrzeć, ponieważ przez jego wzrok czuję się jakbym co najmniej popełnia zbrodnię, a ja tylko biorę udział w przedstawieniu, do którego nie jestem przygotowana i nie jestem pewna swojej roli. Nie mam pojęcia, co Justinowi strzeliło do głowy, ale na pewno nie omieszkam zapytać go o to w domu. Ewentualnie w samochodzie, bo na bank nie wytrzymam zbyt długo. Nawet rozmyślam, jaką karę zaserwować mu za ten obłęd. Może kop w jaja? Albo wbicie widelca w oko? A może po prostu oba na raz, aby kurewsko cierpiał? Zasłużył sobie.
- T-tak, to wspaniała wiadomość - zaskoczony James przerywa ciszę i chrząka niezręcznie - Gratulacje.
- Dziękuję, kuzynie - Jay mruga okiem, przyciąga mnie do siebie i całuję w bok głowy - To pewnie dla was ogromne zaskoczenie, ale na pewno pokochacie Vivienne tak, jak ja. Jest wspaniałą, młodą kobietą.
- Wierzę, synku. Masz świetny gust i na pewno nie zainteresowałby cię nudna kobieta. Lubisz wyzwania.
- Tak dobrze mnie znasz, mamo - bierze jej dłoń, całuje wierzch, czym mnie zaskakuje. Synuś mamusi?
- Kolacja jest już gotowa, zapraszam do jadali. Mam nadzieję, że lubisz kaczkę, kochanie - mama Justina chwyta mnie pod ramię, prowadzi do jadali, a Jay i James zostają w salonie. Mam nadzieję, że Devil skopie mu dupę za te pojebane pomysły! Przegiął po całości i on doskonale o tym wie!


Kolacja mija w świetnej atmosferze. Spodziewałam się raczej armagedonu, a jednak rodzina Justina jest miła, bardzo rozmowna i wesoła. Wciąż się śmieją, opowiadają dawne historie i muszę przyznać, że czuję się swobodnie w ich towarzystwie. Dawno nie uczestniczyłam w takim spotkaniu. Z moimi własnymi rodzicami nie widziałam się od sześciu lat i zapomniałam już, jak to jest mieć bliskich obok siebie. Moimi najbliższymi są chłopcy, a Dante zastąpił mi i ojca i matkę, za co do końca życia będę mu wdzięczna.
Zastanawiam się nad tym, czy mama Justina wie, czym zajmuje się jej syn. Jak bardzo niebezpieczne jest handlowanie prochami, odbieranie dostaw, stawanie twarzą z twarz z wrogami, którzy nie wahają się pociągnąć za spust. Mam przeczucie, że ta biedna kobieta nie ma o tym bladego pojęcia, a jeśli ma, to świetnie sobie z tym radzi. Dorothy wygląda na silną kobietę z mocnym charakterem. Tak, jak ja.
- Właściwie dlaczego nie poznaliśmy Vivienne wcześniej, kuzynie? - Sam unosi brew i patrzy na Justina.
- Bo jesteście szaloną rodziną. Po prostu bałem się, że ją wystraszycie i mi zwieje - Jay chwyta moją dłoń, przysuwa do ust i całuje czuje. Słyszę ckliwe "aww" z ust jego kuzynki, aż kaczka podjeżdża mi do gardła.
- Jak widać twoja narzeczona nigdzie się nie wybiera. To niesamowite, że chcesz się ustatkować!
- Och, Sam! Mam dwadzieścia sześć lat, tak? Na każdego przychodzi pora, ciebie też dopadnie.
- O nie! Ja mam czas, dopiero zacząłem studia i nigdzie mi się nie śpieszy. Na razie chcę się tylko bawić.
- Tobie tylko zabawa w głowie - kobieta siedząca obok niego przewraca oczami, a na jej ustach błąka się uśmiech - Też czekam, aż James wreszcie przyprowadzi do domu kobietę swego życia. Synku?
- Mamo, daj spokój - Devil burczy pod nosem, a ja mam ochotę wybuchnąć śmiechem. To niewiarygodne, że oboje bierzemy udział w kolacji w towarzystwie jego rodziny i odstawiamy marny teatrzyk.


Po kolacji biorę Justina za rękę, prowadzę na piękne, zaszklone patio i zakładam ręce na piersiach. Swobodnie, bez pośpiechu odpala papierosa, chociaż nawet nie wiedziałam, że pali, i wreszcie zaszczyca mnie spojrzeniem. Jest rozluźniony, rozbawiony, aż świerzbi mnie ręka, aby mu solidnie przywalić.
- Nie gniewaj się na mnie, rybko - wygina usta w podkówkę i układa dłoń na mojej talii - Uśmiechnij się.
- Żartujesz sobie ze mnie w tej chwili? Co to wszystko ma znaczyć, huh? Zwariowałeś? Po co to zrobiłeś?
- Powiedziałem ci, że jesteś moja, prawda? - prycham wkurwiona, robię krok w tył i z całych sił hamuję się, aby nie rzucić się na niego. To nie byłoby dobre dla mojego barku, który zaczyna mi dokuczać.
- Owszem, powiedziałeś. A ja odpowiedziałam, że nigdy nie będę twoja, Jay. Nie przywłaszczysz mnie sobie jak nowej zabaweczki, możesz o tym zapomnieć. Nie zachowuj się w ten sposób, bo zaczyna mi się to kurewsko nie podobać. Sypiałam z Joshem przez rok, tylko kurwa z nim, a mimo to nigdy nie pieprzył, że jestem jego. Więc pytam i liczę na szczerą odpowiedź; co ty kombinujesz? Narzeczona, tak?
- Chciałem zapewnić mamę, że jestem szczęśliwy i wszystko u mnie w porządku. Od lat dopytuje mnie o kobietę, przy której odnajdę spokój. Nie bierz tego tak bardzo do siebie, rybko i nie złość się już.
- Okej, skoro tak mówisz - wzruszam ramionami, Justin marszczy brwi i patrzy na mnie podejrzanie - Ale nie oczekuj, że będę przyjeżdżać co weekend na rodzinne obiadki i robić za twoją narzeczoną. Nie mam zamiaru perfidnie okłamywać twojej matki, chociaż jej nie znam. Wydaje się być wspaniałą kobietą i nie zasługuje na takie gówno - obrzucam go obojętnym spojrzeniem, mijam i wchodzę do środka. Niestety Jay dopada do mnie, obejmuje od tyłu w talii i dociska do swojego twardego torsu - Co tym razem?
- Nic, chciałem cię po prostu przytulić. Lubię cię taką zadziorną, ale nie wtedy, kiedy jesteś na mnie zła.

Show Me The WayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz