Rozdział 3

3.6K 133 0
                                    


Nie wracam do domu przez kolejne dwa dni. Zaszywam się w hotelowym pokoju, nocami piję w barze, a za dnia spaceruję i próbuję kompletnie się wyłączyć. To nie tak, że słowa Jamesa uraziły mnie bardziej niż milion wcześniejszych. Może mówić co tylko chce, ale fakt, że życzy mi śmierci jest poniżej pasa. Nie znoszę go, jednak nigdy nie zniżyłabym się do poziomu, aby wypalić coś takiego. Teraz mam pewność, że nigdy nie będzie w stanie mnie zaakceptować, dla niego będą tą gorszą, zabraną z ulicy, niechcianą. Cóż, brzmi całkiem znajomo. Ojciec też miał nas w dupie, w naszym domu nie było krzty miłości, bo matka zajmowała się nim, jego pijaństwem, a nie swoimi dziećmi. Pierdolona patologia, która ukształtowała we mnie taki, a nie inny charakter. Nie byłam jak te wszystkie dziewczyny, które lubiły słodkości, randki, kwiatki i serduszka. Robiłam coś złego, zadawałam się z chłopakami, którzy dilowali i nie wahali się pociągnąć za spust, kiedy sytuacja tego wymagała. Sama mam na koncie sześć trupów, a i tak niczego nie żałuję. Kocham swoje życie, to, w jakim poszło kierunku. Widocznie tak musiało być, każdy ma swoje przeznaczenie. Nie mam zamiaru niczego zmienić, jest dobrze tak, jak jest.


Wchodzę do dobrze znanego mi już baru o nazwie " Epsilon", siadam przy barze i zamawiam to, co zawsze. To właśnie przez chłopców przywykłam do ostrego smaku whisky i nie potrafię tknąć niczego innego. Pewnego dnia spróbowałam słodkiego drinka, a potem szybko pozbyłam się go ze swojego organizmu.

- Trzecia noc z rzędu, huh? - barman zagaduje mnie, podnoszę głowę i przyglądam mu się. Ma ładne, brązowe oczy, ciemne włosy i uroczy uśmiech. Cholera, tęsknię za Joshem, który nie przestaje do mnie wydzwaniać. Napisałam mu jedną wiadomość, że żyję. To wystarczy - Chyba masz ciężki czas, co?
- Życie jest ciężkie, kochanie. Kopie cię w dupę i nie ma za grosz litości. Dlatego lepiej się upić.
- Zapomnienie trwa jedynie przez chwilę, a kiedy wytrzeźwiejesz życie ponownie wróci do kopania tyłka.
- Wow, pocieszyłeś mnie. Od razu mi lepiej - wychylam szklaneczkę z whisky i wypijam drinka jednym haustem. Krzywię się, płyn spływa po przełyku podrażniając ścianki. Kocham to zajebiste uczucie! - Poproszę kolejnego, może tym razem nalej więcej, co? Nie będziesz musiał robić tego co minutę.
- Ty naprawdę masz zamiar się dzisiaj urżnąć, dziewczyno! Daj spokój, jesteś zbyt piękna, aby się smucić.
- Lucas - obok nas dosłownie znikąd pojawia się facet, który ruchem głowy odgania barmana na drugi koniec długiego blatu. Przewracam oczami, upijam trochę whisky i przez cały czas czuję na sobie jego spojrzenie - Jesteś w moim klubie trzecią noc z rzędu. Zainteresowałaś mnie. Jak Ci na imię?
- Pamela - wypalam bez namysłu, prycham rozbawiona i wreszcie przekręcam głowę. Hmm, ciekawe. Przede mną stoi całkiem słodziutki chłopak, z pięknym oczami i pewnością siebie wymalowaną na twarzy. Biała koszulka przylega do jego ciała uwydatniając mięśnie oraz tatuaże na ramionach - A Ty?
- Justin, miło mi - ściskamy sobie dłonie i wręcz nie odrywam od niego oczu - Nie pasuje do ciebie to imię.
- Naprawdę? A jak chciałbyś, abym miała na imię? - unoszę brew, a Justin seksownie oblizuje usta.
- No nie wiem - wzrusza ramionami, pochyla się i szepcze mi na ucho - Może na przykład Vivienne?
- C-co? - zaskakuje mnie, odchylam się i marszczę brwi. Skąd u licha miałby znać moje prawdziwe imię?! Nie znamy się, nigdy wcześniej go nawet nie widziałam, więc o co tu chodzi? - Dlaczego akurat to imię?
- Ponieważ jest piękne i pasuje do ciebie o wiele bardziej, niż Pamela. Więc jak Vi? Po co ta ściema?
- Skąd znasz moje imię? - zsuwam się z krzesełka i robię krok w tył. Nie podoba mi się ta sytuacja.
- To bardzo proste. Znam Dantego, a skoro znam jego, ciebie również. Nie musisz się mnie obawiać.
- Naprawdę? Wiesz, ilu przed tobą mi to mówiło? - uśmiecham się, a Justin zerka w dół, na moją krótką spódnicę. Jest dopasowana, skórzana i wręcz wtapia się w moje ciało - Oczy w górę, cukiereczku.
- Wybacz, zrobiłaś na mnie niesamowite wrażenie. Dawno temu słyszałem, że Dante zaopiekował się dziewczyną zabraną z ulicy, ale nie spodziewałem się, że jest ona tak piękna, pewna siebie i nosi przy sobie broń - zaciskam szczękę, a jego wiedza na mój temat nieco mnie przeraża. Kurwa, nawet nie wiem, co mam odpyskować! - Napij się się mną - wystawia dłoń, czeka cierpliwie aż ją chwycę, jednak nie robię tego. Za cholerę mu nie ufam, a skoro zna mojego przyjaciela nie mam pewności, czy są w dobrych stosunkach. A jeśli to jego pieprzony wróg? - No dalej, Vi. To nic wielkiego, tylko kilka drinków.
- Radzę niczego nie próbować, inaczej nie zawaham się strzelić ci prosto w łeb. Tylko uprzedzam.
- Jesteś bardzo miła - mruga okiem, niepewnie chwytam jego dłoń, a przez moje ciało przebiega dziwny prąd. Nie wiem, czy on też to czuje, mimo wszystko wyraz jego twarzy nieco się zmienia i uśmieszek znika. Prowadzi mnie po schodkach na górę, a po chwili naszym oczom ukazuje się strefa VIP. Siadam na wygodnej, czerwonej kanapie, a butelka whisky zjawia się niemal natychmiast. Justin nalewa po trochu do szklaneczek, wręcza mi jedną i stuka w nią swoją - Za nasze spotkanie! - wypijam duszkiem, oblizuję usta, a po moim brzuchu roznosi się to znajome, przyjemne ciepło. Między nami zapada cisza, Justin opiera się o kanapę i przygląda mi się jak wystawie sklepowej. Nie podoba mi się to - Więc! Co słychać u Dantego?
- Wspomniałeś, że się znacie. W każdej chwili możesz do niego zadzwonić i zapytać, prawda?
- Owszem, jednak rozstaliśmy się w niesprzyjających warunkach. Wątpię, aby chciał rozmawiać.
- Bosko, właśnie tego było mi trzeba. Spadam - podnoszę się, jednak on jest szybszy. Doskakuje do mnie, układa dłonie na moich ramionach, a serce podskakuje mi do gardła. Torebka ze spluwą leży na stoliku, a jego uścisk nie jest lekki - Nie myśl o tym, aby mnie znokautować, kochanie - jebaniutki, czyta mi w myślach, czy co?! - Nic ci nie zrobię, Vivienne, chciałem z tobą tylko porozmawiać. Rozluźnij się.
- Łapy przy sobie - syczę przez zęby, puszcza mnie i wystawia dłonie w geście obronnym - Nie będę opowiadać o moim przyjacielu, jak i o jego interesach. Jeśli chcesz coś ze mnie wyciągnąć nie uda ci się.
- Och, daj spokój. Zapytałem jedynie co u niego słychać, o nic więcej. Usiądźmy - wskazuje dłonią na kanapę, siadam niepewnie i nie spuszczam z jego wzroku. Już dawno powinnam wyjść, chociaż czuję, że to nie będzie takie łatwe - Jesteś strasznie spięta, a klub to nie miejsce na nerwy. Napijmy się - nalewa kolejną rundę, ale wiem już, że muszę być ostrożna. Może chce mnie upić? - Opowiedz mi coś o sobie?
- O sobie? - marszczę czoło i patrzę na niego z niedowierzaniem - Nie znam cię człowieku, nie mam zamiaru mówić na swój temat niczego, wybacz. Powinnam już iść. Chyba mam dość na dzisiaj.
- Poważnie? Przecież dopiero przyszłaś. Wydaje mi się, czy po prostu uciekasz, Vivienne?
- Ja nie uciekam, nigdy - przewracam oczami, zakładam nogę na nogę i wygładzam spódniczkę. Justin podąża wzrokiem za moimi ruchami, przesuwa palcem po ustach i uśmiecha się pod nosem. Kawał seksownego skurczybyka, to trzeba mu przyznać - Nie należę do tchórzliwych dziewczynek, Justin.
- Zapamiętam, na pewno to zrobię. Właśnie takie kobiety podobają mi się najbardziej. Pewność siebie jest piekielnie seksowna, prawda? - unosi brew, a ja mrużę oczy. Czy on mnie kurwa podrywa? - Mogę zaprosić cię jutro na kolację? - co takiego?! Prawie krztuszę się drinkiem - Chciałbym cię poznać, podobasz mi się.
- Schlebiasz mi, ale muszę odmówić - podnoszę się, biorę torebkę i zalotnie spoglądam mu w oczy.
- Wcale nie musisz odmawiać, rybko. Możesz się zgodzić i miło spędzić ze mną czas. To tylko kolacja.
- Jeśli mnie znajdziesz, kto wie, może się zgodzę? Dobranoc - cmokam w powietrzu, puszczam mu oczko i zostawiam samego. Czuję na sobie jego palący wzrok, aż robi mi się przyjemnie gorąco.


Show Me The WayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz