Rozdział 5

3.1K 113 0
                                    


Po zakupach jadę do naszego magazynu. Chłopcy organizują miejsce i przygotowują się na dostawę, która ma dotrzeć do portu za niecały miesiąc. Mimo tego, iż każdy uważał Ramosa za pionka w tym biznesie, on jedyny ustawił dostawę z pieprzonej Japonii. Musiał mieć świetne znajomości, skoro jakimś cudem towar zajebistej jakości trafił w jego ręce. Niestety z tym wiążą się dodatkowe problemy, ponieważ inni dilerzy zapewne chcieliby coś z tego uszczknąć. Jestem pewna, że na razie żadne wieści nie rozniosły się po mieście, skoro na temat dostawy wiemy tylko my. Jeśli ktoś puści farbę, rozpęta się prawdziwe piekło!
W notesie Ramosa znaleźliśmy numer telefonu, pod który zadzwonił Dante. Dowiedzieliśmy się, kto może odebrać towar i nieco zrzedły nam miny. Może to zrobić osoba, która posiada złoty medalik, a to nieco skomplikowało sprawę. Przeszukaliśmy cały magazyn, a po medaliku ani śladu. Tak naprawdę mógł być kurwa wszędzie! Mimo, iż przygotowywaliśmy się na dostawę, gówno mogło nam z tego wyjść.
- Cześć, chłopcy - wchodzę do środka, a wszystkie głowy przekręcają się w moją stronę. W tym głowa pieprzonego Zayna! Ma tempo, skurczybyk. Jeszcze dwie godziny temu widziałam go w galerii - A co on tutaj robi, huh? - spoglądam na Dantego, który drapie się w kark. Świetnie! Już wiem, że coś się kroi.
- Postanowiliśmy połączyć siły z Zaynem - no chyba sobie kurwa kpi! - Musimy znaleźć medalion, Vi.
- Wiem o tym! Naprawdę uważasz, że nie poradzimy sobie sami? Powiedziałeś, że nie chcesz robić z nim żadnych interesów, prawda? Dlaczego tak nagle zmieniłeś zdanie? W ogóle ufasz mu, Dante?
- Vi - wzdycha ciężko, podnosi tyłek i podchodzi do mnie - Znamy się kupę lat, dawniej robiliśmy interesy i dobrze nam się współpracowało. Zaszło między nami nieporozumienie i pożegnaliśmy się. Może to dobry moment, aby się pogodzić? - patrzę na niego z niedowierzaniem. Ma zamiar dopuścić do go Seven?!
- Nie wierzę, że chcesz to zrobić. Nikogo nie potrzebujemy, Dante! On może coś kombinować.
- Nie martw się, słoneczko. Wiemy, co robimy - James puszcza mi oczko, a jego zachowanie mnie irytuje. Myśli, że nic nie znaczę w zespole, że jestem niepotrzebna! - Idź na zakupy albo do kosmetyczki.
- Pierdol się, James! - wydzieram się, a moje ciśnienie niebezpiecznie podjeżdża do góry - Przestań traktować mnie tak, jak swoją panienkę, która ma pusto w głowie! - zwijam dłonie w pięści, a moje słowa go wkurzają. Nie moja wina, że przygruchał sobie piękną blondynkę, która napieprza o babskich sprawach, makijażu i co rusz nowych zakupach. Dostaję pierdolca na sam dźwięk jej skrzeczącego głosu. Jak dobrze, że ostatnio nas nie odwiedza - Doskonale wiesz, że nie jestem taka jak ona i nigdy nie będę. Jestem w Seven od sześciu lat, a ty wciąż pierdolisz jedno i to samo. Zmień płytę, jest kurewsko nudna!
- Ależ macie obok siebie skarb, panowie - Zayn podchodzi do mnie i Dantego, przechyla głowę i przygląda mi się z zainteresowaniem - Już ostatnio zrobiłaś na mnie wrażenie, kiedy celowałaś we mnie bronią. Jesteś odważna - chwileczkę! Czy Justin nie powiedział mi dokładnie tego samego? Co oni mają kurwa z tym zainteresowaniem? - Mam nadzieję, że zabierzemy ją ze sobą na jutrzejszą akcję? - spogląda na Dantego, a moje serce zaciska niewidzialna pięść. To znaczy, że mój przyjaciel nie brał tego pod uwagę?
- O czym on mówi? Oświecisz mnie? - zakładam ręce na piersiach i czekam na to, co ma mi do powiedzenia.
- Doszliśmy do wniosku, że medalion może być w domu Ramosa. Jutro w nocy wybieramy się tam, aby go przeszukać. Rockstar pracuje nad złamaniem alarmu, zaczynamy punkt dwudziesta druga.
- Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz? Dlaczego on wie o tym wcześniej niż ja, a nie należy do Seven?
- Nie denerwuj się, Vi. Nie było cię, a to właśnie Zayn wpadł na ten pomysł. Będzie z nami współpracował.
- Najlepiej będzie, jak zostaniesz w domu - głos Jamesa wbija we mnie milion szpilek, ledwo nad sobą panuję i sama nie wiem, czy chcę go zabić, czy wybuchnąć płaczem. Nie uroniłam łzy od sześciu lat.
- Zabiłam sześć osób, brałam udział w każdej akcji, a ty mówisz, że najlepiej będzie jeśli zostanę w domu? - patrzę mu w oczy, a moje spojrzenie jest obojętne, wyprane z wszelkich emocji. Czuję się obco, jakbym już nie należała do grupy, której oddałam całą siebie. Zapada idealna cisza, wszyscy patrzą wprost na mnie, a ja słyszę jedynie swój przyśpieszony oddech i roztrzaskujące się na kawałki serce.
- Vivi, decyzja należy do ciebie. Możesz pójść z nami, jesteś częścią zespołu. James pieprzy od rzeczy.
- Musisz zamieniłeś na możesz, Dante. Zabolało - szepczę, odwracam się na pięcie i opuszczam magazyn.


Show Me The WayDove le storie prendono vita. Scoprilo ora