[09]

195 20 5
                                    

Skończyło mu się paliwo. Skończyło mu się cholerne paliwo i był zmuszony zostawić swojego ukochanego jeepa na środku drogi. Skończyło mu się cholerne paliwo, był zmuszony zostawić swojego ukochanego jeepa na środku drogi, a jego komórka od dłuższego czasu była rozładowana, więc nie mógł zadzwonić o pomoc do szeryfa.

Szedł do domu na piechotę, przez las, będąc narażonym na ataki ze strony wrogiego stada i to wszystko przez fakt, że Derek stwierdził, iż dobrym pomysłem będzie ściągnięcie go do siebie pod pretekstem zebrania i powiedzenia o tym, że znalazł sobie kogoś innego. Przepięknie.

Gdzieś z tyłu rozległo się wycie wilka. Stiles natychmiastowo odwrócił w tamtą stronę głowę, nie zwalniając tempa. Co za beznadziejna sytuacja.

— Jeśli zostanę zabity, to przysięgam, że będę nawiedzał Dereka do końca jego dni — wymamrotał złośliwie, licząc, że uda mu się trochę uspokoić.

Nie wyszło.

Trochę przed nim niepokojąco zaszeleścił krzak, przyprawiając go o wzdrygnięcie.

Byle nie był to wilkołak, byle tylko nie był to wilkołak — modlił się w myślach, czując, że jeszcze troche i się rozpłacze. To nie tak, żeby był beksą, ale wizja takiej śmierci nie przyprawiała go o żadne pozytywne odczucia.

Dźwięk łamanej gałęzi tuż za nim. Tym razem Stiles się zatrzymał, gwałtownie odwracając. Czuł jak serce bije coraz szybciej. Wiedział, że coś jest nie tak. Nie raz wymykał się z domu do Dereka lub by robić coś innego o tej porze i owszem, bywało, żeby czuł się niekomfortowo, jednak jeszcze nigdy nie czuł się tak bliski śmierci.

Brał szybkie i płytkie oddechy, nieruchomo stojąc na boku drogi już przez blisko trzy minuty.

Stiles zastanawiał się, czy inne ofiary też, będąc tak samo przerażonymi co on, musiały dosłownie czekać na swoją śmierć.

Co innego mógłby zrobić. Próbować uciec? Przed stadem wilkołaków? Totalna głupota, przecież i tak mu się nie uda. Tak więc stał na środku drogi, czekając na nieuniknione, które ostatecznie nie nadeszło.

Odetchnął z ulgą i kręcąc głową, odwrócił się, by kontynuować drogę powrotną do domu. Zdecydowanie nie spodziewał się, że tuż przed nim będzie stać jakiś niewysoki, pulchny dzieciak, i tym bardziej nie spodziewał się, że kopnie go w piszczel.

Stiles wrzasnął, odskakując od niego na jednej nodze. Plecami wpadł na kogoś jeszcze. Momentalnie zapominając o obolałej kończynie stanął na niej, odwracając się.

— Stiles, co ty do cholery tutaj robisz?

Brunet zamrugał parokrotnie, czując jak bicie jego serca zaczyna się regulować.

— Cześć Newt — odparł jak gdyby nigdy nic.

— Co tu robisz w środku nocy? — ponowił pytanie, marszcząc brwi.

— Mógłbym cię spytać o to samo — odparł, prychając i splatając ramiona na klatce piersiowej.

— Wtedy odpowiedziałbym, że- Chuck przestań się, do fuja, za nim czaić.

Stiles zamrugał, odwracając głowę z stronę dzieciaka, który stał niepokojąco blisko. Brunet uśmiechnął się niezręcznie, dla bezpieczeństwa podchodząc bliżej Newta.

— Czy ten dzieciak jest...?

— Tak — przerwał mu, nim zdążył dokończyć pytanie. — I wciąż nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

Stiles niezręcznie podrapał się po karku, w tym samym czasie rozglądajac się po pustej drodze.

— Skończyło mi się paliwo.

Teen Runner | Stiles + NewtWhere stories live. Discover now