-Hej, nie przeszkadzam? - moimi słowami przykułam uwagę wszystkich.

-Nie, wręcz przeciwnie. Właśnie rozmawiamy o operacji.-Zielonooki posłał mi lekki uśmiech.

Kobieta i Tommo również pozytywnie zareagowali na moją obecność. Jednak każdego przytłaczał pieprzony guz mózgu. Podeszłam do nich i zajęłam miejsce obok Anne. Matka Harry'ego objęła mnie ramieniem i musnęła opuszkiem palca moją dłoń.

-Lily, skarbie.-zaczęła.-Katy jest silna, ma to po tobie. Będziemy walczyć do końca i nie pozwolimy by nas opuściła. -szepnęła, a ja spojrzałam na naszą Kruszynkę.Jej przymknięte powieki i spokojny oddech świadczył o tym, że śpi. Ten widok był urzekający. Łza zakręciła mi się w oku.

-Lily, nie płacz.-Louis skomentował całą sytuację.-Wszystko będzie dobrze.-starał się dodać mi otuchy.

-Mam taką nadzieję-wyszeptałam przez łzy.

Miałam dość tej cholernej rzeczywistości. Kilkuminutową ciszę przerwał Harry. Z powrotem zaczął się temat związany ze Stanami, operacją i leczeniem.

-No więc tak, jutro z samego rana jedziemy na lotnisko. Musimy wstać o piątej, ponieważ o ósmej odlatuje samolot. A jak wiadomo, na lotnisku trzeba być dwie godziny przed czasem. Sama droga tam zajmuje jeszcze około godziny. W końcu to całe lotnisko znajduje się na obrzeżach miasta.-wytłumaczył, a nasze głowy skierowały się w jego stronę. -Zgodnie ze słowami Pana Hudsona, o czternastej mamy zostać przyjęci na oddział. Do Nowego Jorku leci się około pięciu, sześciu godzin więc będziemy w sam raz. Od razu po naszym przybyciu do szpitala biorą Katy na operację.

-Przed nami trudny dzień.-westchnęłam, przewidując różne scenariusze.

*****

-Kochanie...-do mojego snu wdarł się cichy pomruk. Uchyliłam powieki i przetarłam oczy. Rozejrzałam się po sypialni. Brunet stał obok łóżka, delikatnie kołysząc Małą w swoich silnych ramionach.

-Hej...Która jest godzina?-spytałam i zmieniłam pozycję na siedząca.

-Po piątej. Nie ma teraz sporego ruchu, a lepiej być wcześniej niż później. Jeszcze ta cała odprawa i tym podobne. -Styles przewrócił oczami.

-Wiem. Daj mi pięć minut, ogarnę się. Musimy być cicho, żeby nie zbudzić dzieci i reszty rodziny.-przypomniałam.

Zielonooki kiwnął porozumiewawczo głową. Następnie zostałam sama w pomieszczeniu. Wyszłam z łóżka, a na nogi włożyłam swoje różowe kapcie. Zaścieliłam łóżko i podeszłam do szafy. Wyjęłam wygodny komplet ubrań - czarne jeansy i t-shirt w kolorze pudrowego różu. No i oczywiście komplet bielizny. Ubrałam się i również opuściłam sypialnię. Następnie weszłam do pomieszczenia naprzeciwko. Odbyłam poranną toaletę, po której mogłam już zejść na dół. Mój mąż i córka znajdywali się w przedpokoju i przygotowywali się do wyjścia.

-A śniadanie?-spytałam zdziwiona i dołączyłam do nich.

-Po drodze zatrzymamy się na jakiejś stacji benzynowej i kupimy hot-dogi. Jest za mało czasu na zjedzenie śniadania w domu.-odparł po czym sięgnął po moją kurtkę i buty.

Ubrałam się i czekałam na nich. Kiedy wszyscy troje byliśmy gotowi, Styles podniósł nosidełko i opuściliśmy dom. Przeszliśmy przez ogród wprost do samochodu. Harry otworzył pojazd pilotem i ulokował nosidełko na tylnych siedzeniach. Dosiadłam się do Katy, ponieważ chciałam mieć na nią czujne oko. W końcu droga na lotnisko będzie długa, a Katy jest ciężko chora i nie można jej zostawiać bez nadzoru.

*****

Parę minut po szóstej dotarliśmy na lotnisko. Po drodze jeszcze, zgodnie ze słowami Harry'ego, zatrzymaliśmy się na stacji. Kupiliśmy hot-dogi i kawę, ale nasz postój się trochę przedłużył. Otóż musiałam również odwiedzić toaletę i przewinąć Małą. Na razie nie potrzebowała jedzenia, bo mój mąż karmił ją przed wyjściem z domu. Od razu po dotarciu do celu udaliśmy się na odprawę.

Our Life // h.s. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz