~20~

3.6K 196 25
                                    

-Jeszcze chwilę. Będziemy za dziesięć minut. Na drogach są straszne korki.-westchnął Styles.-Na dodatek jakiś facet awanturuje się z innym kierowcą na skrzyżowaniu i droga jest nieprzejezdna...Kolejne gwiazdy brytyjskich dróg...-Harry przewrócił oczyma.-Będę kończył, pa.

Brunet zakończył połączenie, po czym włożył telefon do kieszeni spodni. Sytuacja na drodze stawała się coraz bardziej nerwowa. Sprzeczający się kierowcy nie ustawali, a korki powiększały się.

-Harry, mam tego dosyć. Mała jest głodna.-spojrzałam niepewnie na nosidełko.

Katy wierzgała niespokojnie rączkami, domagając się jedzenia. Niestety nie mogłam nic poradzić. Czekałam tylko na zbawienie.

-Nic nie zrobię, Lily. To wszystko denerwuje mnie tak samo jak ciebie. -odparł, wyraźnie niezadowolony. -Chętnie bym przywalił temu facetowi. Życie ludziom utrudnia. My mamy już wystarczająco utrudnione, on tylko to pogarsza...

-Chyba przyznam ci rację. -skwitowałam i sięgnęłam do nosidełka.

Wyjęłam Małą z przedmiotu i ułożyłam ją w swoich ramionach. Wlepiła we mnie swój wzrok. Jej piękne, szmaragdowe tęczówki mieniły się w słońcu. Ma to coś po Harrym.

*****

-Lily, a jak ona się ma? - z ust Gemmy padło pytanie.

-Trochę lepiej. Jednak chcemy się teraz spakować, jutro z samego rana jedziemy na lotnisko.-oznajmiłam krótko, zwięźle i na temat. -Mam do was prośbę. Moglibyście dopilnować bliźniaków i Blake'a podczas naszej nieobecności? Wiesz, chcę aby o jednakowej porze kładli się spać, aby nie spóźniali się do szkoły. Rozumiesz, o co mi chodzi.

-Tak.-przytaknęła blondynka.-Nie pierwszy raz zajmujemy się waszymi Skarbami. Poza tym jest nas czwórka, a nawet piątka. Wspominałaś, że w wolnym czasie pomoże nam również Tom.-powiedziała, a następnie podeszła bliżej mnie.-Wierzę w Katy. Kibicuję jej w walce z chorobą. Z resztą chyba niedługo przestanę, bo ona wróci tu zdrowa. Musi. Nie ma innej opcji.

-Każdy chce, aby tak było. Ale życie to życie i raz nas zawiedzie, a raz nam pomoże. I to wszystko dzieje się niezależnie od nas.

Czułam napływające łzy w kącikach oczu.

-Moja Kruszynka...

-Życie jest czasem cholernie trudne, wiem...

Nagle naszą rozmowę przerwały kolejne trzy najważniejsze osoby mojego życia. Do salonu po kolei wbiegł Lou, Darcy a na końcu mały Blake. Moje Aniołki wtuliły się we mnie.

-Mamo, brakowało nam ciebie.-przyznała dziewczynka, ściskając mocno mój brzuch. -I naszej siostrzyczki.

-Moje Skarby. Mi też było bez was smutno.-objęłam ramieniem trójkę dzieci.-A gdzie tata?-spytałam.

-Rozmawia na górze w sypialni z babcią i z wujkiem Lou. Jest z nimi Katy. A wujek Landon musiał iść do domu, bo dzwoniła do niego jakaś Maya. Mówił, że to jego koleżanka ze szkoły aktorskiej. Mówił też, że ma jakąś ważną próbę teatralną. Ale obiecał, że za niedługo wróci.-wyjaśnił rezolutny chłopiec.

-Chyba do nich pójdę, wiecie? Ciocia Gemma tutaj z wami zostanie. -oderwałam się od moich Pociech i opuściłam pomieszczenie.

Weszłam po schodach powolnym krokiem. Skierowałam się do sypialni, gdzie cała czwórka siedziała na łóżku. Mój mąż kołysał lekko Małą w ramionach, a Louis z Anne siedzieli obok niego i przypatrywali się uważnie Katy. Prowadzili również jakąś rozmowę, najprawdopodobniej o operacji.

Our Life // h.s. ✔Where stories live. Discover now