Rozdział 16 - Jednym chuchem

228 28 0
                                    

Ciągła samotność doskwierała Riley niewyobrażalnie. Gdyby była z nią Ruby może nie byłoby tak źle. Jednak kobieta przebywała teraz teraz na drugim końcu Stanów. Dostała zlecenie, które miało zająć jej kilka miesięcy i było bardzo ważne.

Riley głęboko odczuwała samotność. Złożyło się na to kilka czynników. Zawsze mieszkała z Ruby, więc nie była długo sama. Częste zlecenia sprawiały, że była prawie cały czas w ruchu. Teraz pogrążyła się w stagnacji. Oczekiwała i nie miała pojęcia jak długo to jeszcze potrwa. Było coś jeszcze, uczucie, jakie poczuła do chłopaka. Uczucie, które teraz w niej buzowało, a ona dosłownie spalała się z tęsknoty.

Siadając czasem nocą w oknie, wpatrywała się w ciemności i myślała o tym, że on gdzieś tam jest. Zastanawiała się, co robi w danym momencie. Zebrała o nim trochę informacji, musiała być ostrożna, więc nie było tego zbyt wiele. Wiedziała jednak, że Luca jest strasznym kobieciarzem i ryzykantem uzależnionym od adrenaliny. Miała też niesamowity instynkt i jedno spojrzenie w jego oczy powiedziało jej, że owszem, chłopak nie przepuszczał żadnej dziewczynie. Jednak wiedziała, że gdy jakąś pokocha, wtedy będzie w stanie przenosić dla niej góry, że oddałby nawet swą duszę diabłu, aby tylko ją uszczęśliwić. Instynkty Riley były zawsze nieomylne. W tym wypadku również miała rację.

Po jakimś czasie stwierdziła, że jak tak dalej pójdzie, to zwariuje. Ile mogła grzebać w silniku swego motocykla. Obejrzała już wszystkie sezony każdego z seriali, który wpadł jej w ręce. Doszło do tego, że zaczęła oglądać Modę na sukces. I to chyba był ten moment, gdy postanowiła się ogarnąć. Musiała coś z sobą zrobić. Postanowiła kogoś poznać. Umówić się na randkę. Przecież musiała potrenować, zobaczyć jak to jest. Do tej pory oglądała to jedynie na filmach, a zlecenia również były dla niej niczym filmy. Włączała play i zaczynał się seans. Kończyła pracę, naciskała stop i wracała do domu. Teraz chciała wreszcie zobaczyć jak to jest być na randce. Takiej prawdziwej. Na swoje nieszczęście na początek do zawarcia znajomości, wybrała drogę wirtualną.

Gdy spotkała się z chłopakiem, z którym się umówiła w restauracji, do stolika zamiast wysokiego bruneta o postawnej sylwetce, doczłapał się niski koleś z nadwagą i pryszczami na nosie. Koloru włosów nie mogła zobaczyć – był łysy. Wiek był też kwestią dyskusyjną. Ale dałaby mu, o co najmniej dziesięć lat więcej niż jej podał. Oczywiście nie była niemiła i zjadła z nim obiad, przecież to nie jego wina, że wyglądał, jak wyglądał. Ona i tak miała zamiar jedynie się z nim spotkać. Żadna ze znajomości nie była nigdy brana pod uwagę, jako choćby zalążek stałego związku. To miał być jedynie eksperyment, którym zapełniłaby sobie czas oczekiwania.

Podczas posiłku nie spuszczała z niego wzroku. Obserwowała go i słuchała, co do niej mówił. Nie było w tym żadnego uczucia. Ani nienawiści ani sympatii, po prostu zwykła ciekawość. Starała się wyłapać coś, co nastawiłoby ją do niego przyjaźnie i sprawiło, że chciałaby zostać jego koleżanką. Ale facet nie miał w sobie niczego. Absolutnie niczego. Był paskudny, pieprzył głupoty tak jakby sam nie wiedział, o czym mówi i co chwila pociągał nosem w odpychający sposób. Po jakimś czasie zauważyła, że gdy zorientował się, że nie uciekła, pomyślał, że ma jakąś szansę i kuł żelazo póki gorące. Może myślał, że jest jakąś desperatką.

Gdy rozmowę sprowadził na tematy seksu i zaczął bez żadnej żenady mówić jej jak dobrze jest wyposażony oraz niesamowicie sprawny w łóżku, Riley nie wiedziała czy się roześmiać, czy po prostu wstać i odejść. Po kolejnych wynurzeniach i zapewnieniach, że jeżeli pójdzie z nim do hotelu, to zrobi jej dobrze, tak, że będzie miała pięć orgazmów pod rząd, pomyślała, że czas zakończyć randkę. Nie zrobiła tego bezczelnie. Powiedziała, że idzie do łazienki przypudrować nos i zaraz wróci, po czym ulotniła się, wychodząc przez okno. Po drodze do domu zastanawiała się jak długo jeszcze będzie tam na nią czekał. Rachunkiem nie musiał się przejmować — zapłaciła.

Kolejna randka była również zwieńczeniem wirtualnego flirtu. Tym razem poprosiła o zdjęcia. Dostała je. I nawet nie zastanowiła się, że facet wysyłał je setkami. Dołączał również filmiki. Dzięki czemu wiedziała, że w barze spotka wysokiego bruneta z przydługimi włosami i błękitnymi oczyma. Podświadomie szukała kogoś podobnego do Luca. Gdy zobaczyła swoją randkę uśmiechnęła się zadowolona. Był naprawdę imponujący i na żywo wyglądał jeszcze lepiej niż na fotografiach. Faktycznie miał w sobie coś z Luca. Całe spotkanie przesiedziała wpatrzona w niego jak w obrazek. Choć wiedziała, że to będzie jeden jedyny raz i więcej już go nie zobaczy, nie odrywała od niego oczu. Facet gadał jak najęty, był typem narcyza, który nie umie przestać o sobie mówić. I nie byłoby w tym niczego złego, gdyby nie to, że ona nie chciała go słuchać. Gdy zachwycał się sobą piskliwym falsetem, ona miała chęć zakryć sobie uszy i jedynie na niego patrzeć.

Kolejna znajomość była zwykłą zaczepką z jej strony. Niechcący wpadła na kolana jadącego metrem chłopaka. Wyglądał sympatycznie, a gdy się do niej odezwał z ulgą stwierdziła, że ton jego głosu nie kaleczy uszu. Pozwoliła się zaprosić na spacer i następnego dnia maszerowała z nim po Central Parku. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ciągłe myśli, które próbowała zagłuszyć. Każde zalecenie tak wyglądało. Nawiązywała znajomość, a później wykonywała rozkaz. Teraz też tak się czuła, jakby miała do wykonania robotę. Patrzyła na niego i zastanawiała się czy zepchnąć go z mostu, czy sprzedać kulkę w potylicę. Pożegnała go ze smutkiem. Wydawał się być miły, ale ona jedyne, o czym myślała w jego obecności, to sposób, w jaki ma go zabić. To nie rokowało pozytywnie.

Bycie najemnikiem sprawiało, że wypaczał się charakter. A w jej przypadku było jeszcze gorzej. Inni mieli jakieś życie, które godzili ze swoim powołaniem. Ona takiego życia nigdy nie miała. Jej psychika zawsze nastawiona była na zabijanie.

Któregoś dnia poszła do baru. Najzwyczajniej w świecie chciała się napić, nie robiła tego często, zawsze wolała zachować trzeźwy umysł. Teraz jednak miała ochotę zalać się w trupa. Dosłownie. Gdy weszła do baru otoczył ją zapach dymu z papierosów, alkoholu i potu. W pierwszym momencie pomyślała, że wybrała złe miejsce. Jednak postanowiła zostać w tej mordowni, bo czemu nie. Piła wódkę za wódką. Przepijała piwem. Po jakimś czasie pojawił się obok jakiś wielki spaślak z bandanką przewiązaną na szyi. Zaproponował żeby zagrała z nim w biliard. Czemu nie? Przecież była dobra we wszystkim, mogła ograć gościa i mieć przy okazji zabawę. Zanim jednak podeszła do stołu potknęła się i wylądowała na ziemi. Albo było bardzo nierówno, albo odrobinę za dużo wypiła. Przyjęła, że jest trzeźwa i to z podłogą coś jest nie tak. Gdy facet podawał jej kij, coś się nie zgadzało. Dawał jej dwa, przynajmniej tyle widziała. Zmarszczyła czoło zastanawiając się, który wziąć i po chwil dotarło do niej, że widzi podwójnie, a kij jest jeden. W tamtym momencie poczuła czyjeś dłonie na pośladkach i odwróciła się szybko, po czym jednym ruchem wykręciła dłoń obleśnemu Azjacie, który stał tuż za nią. Była najemnikiem, to były niekontrolowane odruchy. Facet wrzasnął i zaczął ją wyzywać, a ona parsknęła śmiechem.

— Zaraz tak cię urządzę, że rodzona matka cię nie pozna, suko! — wrzasnął, a ona ponowienie parsknęła śmiechem.

— Jezdem niepokomamym najewnikiem! — wrzasnęła sepleniąc. — Zabijem ciem jednym chuchem!

— Gówno mi zrobisz dzieciaku.

— Nawet nie wisz skim mófisz. Zrobi z cibie kotlef sfafowy, a jutro po tobie posszątajom, kurduflu — bredziła.

— Kto posprząta?

— Tajna oryganzacja. To moi znajomi, jestm najewnikiem i zabijam dla nich jak mi kazom. Mam w mysi, ży jak poprosza. Bo zezdem tam wazna osobom i liczom się ze mnow! Cała pipszona rada. Ty śmirzoncy, gófnozjsie!

Nie miała już nawet pojęcia, co i do kogo mówi. Instynkt aż wrzeszczał, że powinna wyjść, ale było jej tak wesoło i nawet nie wiedziała gdzie ma wyjść. Gdzie są drzwi oraz jak dojść do taksówki. Nie pamiętała nawet adresu, pod którym mieszkała. Drażniła się z facetem, a po jakimś czasie był już tak wyprowadzony z równowagi, że jedyne, co zobaczyła, to jak podchodzi do niej. Po chwili ujrzała zbliżającą się w jej stronę pięść i pomyślała, że nawet nie ma siły się zasłonić. Zanim jednak facet ją uderzył, czyjaś dłoń powstrzymała jego pięść. I to było ostatnie, co widziała. Później zrobiło jej się słabo i poczuła, jak uginają się pod nią nogi. Jednak zanim upadła, czyjeś silne ramiona uchroniły ją od wylądowaniu na twardych deskach lokalu.

30 Sekund [WTAJEMNICZENI #1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz