Rozdział 2

14.3K 605 29
                                    

          Patrzyła prosto w jego rozanieloną twarz oraz niebieskie, mroźne tęczówki, w których aktualnie tańcowały niewielkie iskierki szczęścia. Uśmiechał się do niej swoim ciepłym uśmiechem, a jego duża, ciepła dłoń ułożona była na jej bladym policzku, który co chwila lekko gładził. Wpatrywali się w siebie bez słów, uśmiechając przy tym i ciesząc się każdą kolejną minutą spędzoną w swoim towarzystwie. 

          -Jest już późno.- zaśmiał się w końcu chłopak, przerywając tą powstałą pomiędzy nimi, niezręczną ciszę. Dziewczyna była jednak na tyle zatopiona w jego oczach, że nie usłyszała słów chłopaka i wciąż siedziała przed nim, z szerokim uśmiechem na swojej twarzy. Blondyn ponownie zachichotał uroczo pod nosem i zdjął swoją dłoń z jej polika, na co Brooklyn powróciła natychmiast do świata żywych. Potrząsnęła lekko głową i spuściła wzrok, jakby wstydziła się trochę swojego zachowania.

          -Przepraszam.- mruknęła pod nosem, a jej policzki zapłonęły rumieńcem, na którego widok chłopak poczuł, jak jego ciało zalewa fala gorąca, a przyjemne ciarki przeszywają go na wylot. Uśmiechnął się pocieszająco do blondynki i wstał z łóżka, aby udać się do laptopa, przed którym zasiadł. Zaczął nerwowo stukać coś w jego klawiaturę, a gdy w końcu skończył, w całym pokoju rozległa się dobrze znana dziewczynie oraz chłopakowi piosenka.

          -Wiem, że to twoja ulubiona.- powiedział i westchnął głęboko, gdy ujrzał, jak blondynka odpływa do innego świata, słysząc pierwsze słowa ,,Say Something". Piosenka ta należała do jej ulubionej dziesiątki, do dziesiątki, której nie znał nikt oprócz samej jej. Zadziwiło ją więc, że chłopak wiedział, iż jest to jedna z jej ulubionych piosenek. Skąd miał on takie informacje? Nie zastanawiała się jednak nad tym, a z lekko przymrużonymi oczami powoli bujała się na boki. W pewnym momencie poczuła, że ktoś łapie ją w swe ramiona i przyciska mocno do swojej klatki piersiowej, jakby była tylko i wyłącznie jego własnością. Otwierając oczy, ujrzała nad sobą rozpromienioną twarz blondyna, który nachylił się lekko w stronę jej twarzy. 

          -Kocham cię, Brooklyn.- szepnął prosto w jej usta, a ta otworzyła szerzej oczy, nie dowierzając w wyznanie, jakie padło z ust jej przyjaciela. Zanim jednak zdążyła o cokolwiek zapytać, ten musnął swoimi wargami jej usta, uśmiechając się przy tym lekko. Dziewczyna nadal zdezorientowana, poczuła jak całe jej ciało oblewa fala gorąca, a serce zaczyna bić mocniej. Waliło ono niczym młot o jej klatkę piersiową, co czuł także chłopak, który teraz tulił tę niewielką istotę do swojej klatki piersiowej. Ściskał ją mocno, tak jakby upewniał się, czy aby na pewno ona tam jest i to co właśnie się dzieje, nie było przypadkiem głupim snem, wytworem wyobraźni.

          -Ja ciebie też.- wymsknęło się z jej ust, a on był już pewien. To nie był sen. 

~~

          Siedziała w kącie pokoju, trzymając swoją głowę pomiędzy szczupłymi nogami. Po raz kolejny tamtego dnia płakała, nie potrafiła zatrzymać łez, które cisnęły się na jej poliki. A wszystko przez niego. Jego twarz wciąż nawiedzała jej głowę i nie dawała spokoju, a anielski głos, wypowiadający kiedyś w jej stronę mnóstwo czułych słów, obijał się o ścianki jej mózgu niczym piłeczka. Chciała zapomnieć o nim, o tym, że kiedykolwiek istniał i cokolwiek dla niej znaczył. Ale było to wręcz niemożliwe, gdyż tak czy siak on i tak wracał, dając o sobie znać. Każdy ruch, każdy najmniejszy krok, każde zajęcie, zakątek domu przypominał jej o nim i o tym, jak dobrze było jej u jego boku. Był najlepszą rzeczą, jaką spotkała w swoim życiu. Nigdy nie podniósł na nią głosu, troszczył się o nią, jak o cenną laleczkę z porcelany, uważając na każdym kroku, tak jakby miała zaraz stłuc się i rozpaść na miliony kawałków. Nigdy nie obrażał się o byle głupoty, zawsze wszystko jej wybaczał, a gdy to on popełnił jakiś błąd i sprawił, że ta poczuła się urażona, przepraszał do momentu, kiedy dziewczyna ulegała jego błaganiom i wybaczała mu. Był ideałem, jakich mało teraz na tej planecie. Chciał, aby była przy nim najszczęśliwszą osobą na całej ziemi i udało mu się. Była szczęśliwa. Właśnie, była. Od momentu, gdy wyjechał z Sydney do Londynu i zerwał z nią wszelkie kontakty, w życiu dziewczyny nastąpił okres smutku, wielu załamań. Jeszcze kiedy był on w Sydney, przy niej wiele razy powtarzała, że nie chce żyć. Że życie na tej planecie ją przerasta i ma tego serdecznie dość. Myślała nie raz o tym, w jaki sposób mogłaby ze sobą skończyć i raz na zawsze zniknąć z powierzchni ziemi. Ale wtedy nadchodził on i skutecznie powstrzymywał ją od tych myśli, był niczym jej anioł stróż. A ona, jako iż kochała go nad życie, znowu zaczynała się szczerze uśmiechać i przestawała myśleć o śmierci. Moment, w którym wyjechał, był więc powrotem myśli samobójczych, których z dnia na dzień przybywało do jej głowy. Coraz to nowsze pomysły na krótką i bezbolesną śmierć, napływały do jej głowy. Ale była tchórzem, do tego głupim, ponieważ wciąż łudziła się, iż jeszcze kiedykolwiek w swoim życiu ich drogi się spotkają. Ciągle żywiła w sobie tą niewielką nadzieję, że tak się stanie, choć z drugiej strony wiedziała, że to niemożliwe. 

          Otarła swoje mokre policzki rękawem bluzy i uniosła swoją głowę w górę, aby rozejrzeć się po pokoju. Natychmiast jej oczom ukazało się to cholerne zdjęcie, stojące przy jej łóżku na szafce. Przywoływało ono tyle negatywnych wspomnień, a jednak Brooklyn nie miała serca, aby od tak się go pozbyć. Było to jedno z wielu ich wspólnych zdjęć, jednakże dla niej było tym wyjątkowym, jedynym w swoim rodzaju. Zrobione ono było bowiem w dzień ich rocznicy. W momencie tamtym upłynęły dwa lata od kiedy byli ze sobą. Dwa najpiękniejsze w jej życiu lata, gdy był tylko i wyłącznie jej własnością. Dwa lata, które w większości spędziła w jego bezpiecznych ramionach. Dwa lata, po których nastąpiła rozłąka trwająca do tego dnia. Trzy lata. Dokładnie trzy lata upłynęły od ich ostatniego spotkania, ostatniego pocałunku, ostatniego spojrzenia skierowanego w swoją stronę, od momentu, gdy po raz ostatni jego ciepłe ramiona oplotły jej niewielkie ciało. I choć po tych trzech latach powinna już zapomnieć o tej dawnej miłości, ona nadal pamiętała i tęskniła. Co najgorsze, tęsknota zamiast zmniejszać się i powoli zanikać, każdego dnia pogłębiała się coraz bardziej. Każdego dnia tęskniła i kochała go coraz mocniej...

          Podniosła się z podłogi, zmierzając chwiejnym krokiem w stronę łóżka, na którym po chwili się ułożyła. Swoje ciało zakopała w białym prześcieradle, okrywając się nim po same uszy oraz wykorzystując go do otarcia swojej twarzy. Były na niej bowiem resztki łez, które nie zdążyły jeszcze zaschnąć na jej polikach. 

          -Say something, I'm giving up on you.- zanuciła ponuro pod nosem słowa ich ulubionej piosenki, wpatrując się pustym wzrokiem w zdjęcie w ramce przed nią. Byli na nim tacy szczęśliwi... A przede wszystkim byli na nim razem. Ona, jak zwykle, zamknięta w jego uścisku, a on uśmiechnięty od ucha do ucha, wtapiający swój policzek w jej jasne włosy. 

          -Nienawidzę cię, Luke.- wyszeptała resztkami sił i wyciągnęła swoją rękę przed siebie, aby dotknąć stojącego przed nią zdjęcia i pogładzić opuszkami palców znajdującą się tam postać blondyna. -Nienawidzę cię tak bardzo, że aż kocham.-


I Hate You ➡ l.hemmings ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz