Jedyne co zobaczyłem to jego zielone oczy

17 0 0
                                    


Z rozmyślań wytrącił mnie autobus przejeżdżający obok nas.
Zamrugałem parę razy by zrozumieć co teraz muszę zrobić. No tak, do mnie do domu trzeba iść. Przypomniałem sobie. Zerknąłem na Jaspera, stał niecierpliwie zmieniając ciężar ciała z jednej nogi na drugą, rozglądał się jakby nieswojo wokół siebie.

-Dobra, to teraz do mnie.- mruknąłem i zacząłem iść wzdłóż ulicy. Jasper tuż za mną, gotowy na atak z każdej strony. Zaśmiałem się cicho widząc jego stan.
-Nikt cie tu nie zje.- zaśmiałem się. On tylko pokręcił głową. Pewnie źle się czuje gdy przebywa na otwartej przestrzeni. Szedłem powoli, mijając znane mi domy, między innymi domy moich wrogów. Usłyszałem jak Jasper się zatrzymuje, odwróciłem się w jego stronę.
-Co jest?- zapytałem zdziwiony. On stał w miejscu, odwracając się do tyłu.
-Ej, słuchaj musimy się spieszyć.- westchnąłem podchodząc do niego. Jasper pokręcił głową, złapał mnie za nadgarstek i pociągnął mnie do alejki między domami. Spojrzałem na niego zdziwiony.

-Co ty kurwa robisz?- zapytałem nerwowo gdy ten przycisnął mnie do ściany, zakrywając mnie swoim ciałem.

-Cicho bądź.-mruknął i patrzył w stronę ulicy. Też tam spojrzałem, zirytowany zachowaniem Jaspera. Nagle zobaczyłem jak ktoś tam idzie, trójka ludzi w czarnych strojach. Spiąłem się, nie wiedząc kto to.

-Podążali za nami już od lasu.-mruknął cicho do mnie.

-Musimy ich zgubić, znasz jakieś inne trasy do twojego domu?- zapytał nie patrząc na mnie. Przytaknąłem i uwalniając się z jego ramion skierowałem się w stronę przeciwną niż ulica.

Mój krok szybki i  w danym momencie nerwowy, czułem się jak w horrorze, dwóch chłopaków uciekających przed mordercami, a może jeden chłopak uciekający z mordercą? Potrząsnąłem głową, wyrzucając tą myśl z głowy. Absurd. Spojrzałem przez ramię na wysokiego mężczyznę za mną, poruszał się między zakrętami i rupieciami bez najmniejszego problemu, za to ja o mało co się nie zabijałem o małe rzeczy typu puszka czy też kamień.
Zwróciłem się w lewo na następnym zakręcie i z uśmiechem stwierdziłem, że jesteśmy obok mojego domu. Jednak ten uśmiech został szybko zmyty przez falę stresu, no tak, ojca nie ma w domu ale jest Cole. I co teraz? Zadałem sobie to pytanie tuż przed wyjściem z alejki. Zatrzymałem się i poczułem jak Jasper na mnie lekko wpada, zmieszany, odsunął się ode mnie.

-Co się stało?- zapytał cicho, stając obok mnie. Pokręciłem tylko głową i ruszyłem w stronę domu, stary, brzydki dom ale swój....a przynajmniej kiedy mama była.
Rozglądnąłem się czy nic przypadkiem nie jedzie mnie przejechać i widząc tylko jedne odległe auto ruszyłem do furtki domu. Z ciężkim skrzypieniem łaskawie się otworzyła i wszedłem na ganek i włożyłem klucz do drzwi wejściowych, przekręciłem klucz z obawą, że skrzypiące drzwi kogoś obudzą ale ku memu szczęściu obyło się bez skrzypienia. Wszedłem do środka rozglądając się w półmroku czy aby ktoś nie śpi. Szybko przeszedłem w stronę schodów, Jasper zamknął drzwi i jeszcze ciszej podążył za mną. Szybko wskakiwałem na schodki, omijając co drugi, cicho skierowałem się do mojego pokoju. Wszedłem do środka, po mnie zaraz Jasper. Usiadłem z westchnieniem na łóżko i spojrzałem na czas, czwarta rano...Cholera, dlatego jestem taki zmęczony. Przydałaby się kawa, ewentualnie energetyk.  Spojrzałem na Jaspera, siedział na podłodze po turecku, patrzył przez okno, ten człowiek jest w chuj dziwny. W tym momęcie przsunąłem się tak aby go widzieć, nie miał maski na twarzy ale jednak ja skupiłem się na tym co mnie zamurowało. A dokładniej jedyne co zobaczyłem to jego zielone oczy w blasku słońca...

Zabójcza miłośćWhere stories live. Discover now