Ciekawość to zapadnia do piekła

23 0 0
                                    


-Nosz do chuja pana....-warknąłem rozkminiając jak włączyć radio w tym zadupiałym budynku. Siedziałem już tu dwa tygodnie i mnie chuj strzelał. Jasper ledwo co przebywał tutaj pod wymówką, że musi załatwiać jakieś rzeczy, co mi się za cholerę nie podoba. Ale co ja kurna zrobię?
Usiadłem z desperacja na krześle
i naburmuszony myślałem, co robić, gdy usłyszałem na zewnątrz kobiecy głos śpiewający jakąś kołysankę. Podniosłem się z krzesła i wyjrzałem przez okno, ale nic nie zobaczyłem oprócz zachodzącego słońca. Wzruszyłem tylko ramionami
i wróciłem do moich nieudolnych starań związanych z włączeniem radia, abym chociaż raz nie siedział
w ciszy tego miejsca.

No i jednak lipa z tego włączania radia, bo rzuciłem nim o ścianę.
No tak bywa. Wzruszyłem ramionami
i spojrzałem na drzwi prowadzące na zewnątrz. Oczywiście Jasper zakazał mi wychodzić poza teren budynku, ale ja taki jestem, że otworzyłem te drzwi i radośnie wyszedłem na długi dziwny korytarz. Idąc tak wzdłuż niego usłyszałem z zewnątrz znowu ten głos kobiety śpiewający kołysankę. Ruszyłem szybciej bojąc się, że napotkam na drodze Jaspera. Rozglądałem się za jakimkolwiek zagrożeniem ale nic nie widziałem ani nie słyszałem na korytarzu, pomimo tego jednak czułem skurcz
w brzuchu z nerwów.

-Kurwa, ogarnij się przecież pizdą nie jesteś.- mruknąłem pod nosem nie zadowolony ze swojego zachowania.
Szybkim krokiem przeszedłem przez korytarz i zatrzymałem się przy schodach na dół. Raz kozia śmierci, nie? Z tą myślą zszedłem po schodach nie przejmując się, że wywołuje to hałas.

Spojrzałem na lewo. Korytarz prowadzący do jakiejś hali. Nie tu mam iść. Spojrzałem na prawo, no tak korytarz do kuchni bo tam już byłem ostatnio. Na moje szczęście musiałem przejść przez kuchnie aby wyjść na tzw. dziedziniec. Nim zdążyłem zrobić jeden krok w stronę kuchni usłyszałem kroki dochodzące stamtąd. Szybko zwróciłem się
w stronę hali i zacząłem tam popylać. Jasper wracał, wszędzie rozpoznam ten pewny ale ostrożny krok. Wszedłem do hali nerwowo przeczesując włosy palcami.
Co teraz? Musi gdzieś tu być wyjście,
a Jasper zaraz zacznie mnie szukać, kurwa. Rozglądnąłem się po hali, zniszczone ławy, stoły, scena....Scena! Za nią powinno być kolejne wyjście awaryjne. Ruszyłem pewnym krokiem jednak gdyby nie dźwięk otwieranych drzwi po lewej stronie hali, nie przyśpieszyłbym, żeby schować się za stołem. Kucnąłem jak najbardziej mogłem i nasłuchiwałem kroków. Ale nic nie było słychać, głucha cisza. Że co kurwa, przecież wiatr by nie otworzył drzwi... I tak oto wyjrzałem zza rogu stołu by ujrzeć coś ciemnego w otwartych drzwiach. Coś na kształt człowieka ale bardzo zdeformowanego. Szybko schowałem głowę za stołem i zacząłem kminić czy to coś mnie widzi czy nie. Wziąłem głęboki oddech i sprintem zacząłem biec w stronę sceny. Fartem udało mi się wskoczyć na podest
i szybko ruszyć w stronę kulis. Rozejrzałem się szybko, drzwi, ruszyłem w ich stronę. Z impetem je otworzyłem słysząc kroki za sobą, zamknąłem drzwi i zaryglowałem. Oparłem się plecami o ścianę obok
i zacząłem kszaleć. Chyba trzeba rzucić palenie...W końcu złapałem oddech
i oparłem dłonie na kolanach
i spojrzałem przed siebie. Las.

-Świetnie.- westchnąłem
i pokręciłem głową. Wyciągnąłem swoją ostatnią fajkę z kieszeni. Połamana...

-Kurwa...- warknąłem zirytowany
i rzuciłem nią o ziemię.

-Pierdolone zadupie, nawet nie ma gdzie fajki kupić!- wyżaliłem się
w wieczorne niebo i ruszyłem przed siebie. Do lasu, bez latarki ani broni. Brawo ja.
Podążałem ledwie widoczną ścieżką prowadzącą na przód. Doszedłem do jeziora, zdziwiłem się słysząc tą samą kołysankę co wcześniej. Wyszedłem ciekawy zza krzaków aby zobaczyć czy ktoś tam jest, ku mojemu zaskoczeniu w wodzie po pas stała dziewczyna o długich blond włosach w pudrowo różowej sukience.

-Nie jest ci zimno?-zawołałem, podchodząc do niej. Dziewczyna lekko obróciła głowę i nią pokręciła, po czym wykonała gest ręką abym podszedł do niej. Ze wzruszeniem ramion zdjąłem buty, skarpetki
i koszulkę. Spodni akurat pozbywać się nie chcę.
Zacząłem wchodzić do wody, wszystko było cacy gdyby nie fakt, że im bliżej byłem dziewczyny tym bardziej lodowata stawała się woda.
Gdy byłem od niej zaledwie pół metra zatrzymałem się, ona zaś odwróciła się do mnie, jej pełne, małe brzoskwiniowe usta rozciągnięte
w delikatnym uśmiechu. Jej twarz bez skazy, lekko zadarty nosek na samym środku a wyżej jej duże błękitne oczy. Zamurowała mnie jej uroda. Uśmiechnąłem się głupio
i odchrząknąłem.

-Chodź bliżej. - powiedziała delikatnym melodyjnym głosem.
Moje ciało mimowolnie lgnęło w jej stronę. Gdy byłem wystarczająco blisko dziewczyna objęła mnie ramionami i złożyła nieśmiały pocałunek na moich ustach. Kurwa, nie mogę się odsunąć. Nie zamknąłem oczu, żeby patrzeć na nią. Nagle, jej twarz się zmieniła. Wyglądała jakby...zgniła. Panicznie chciałem się odsunąć, nie mogłem.
Dziewczyna zanurzyła mnie
w wodzie, ku mojemu zdziwieniu silniejsza ode mnie.
Jej dłonie spoczęły na mojej szyi.
Panika. To wszystko co odczuwam. Moje oczy szeroko otwarte, patrzące na niedawno piękna dziewczynę. Próbowałem ją odepchnąć, cokolwiek, ale to na nic. Piekący ból rozprzestrzenił się w moich płucach
i gardle. Zaczęło mi się robić ciemno przed oczami, gdy nagle cały nacisk znikł, kobieta zniknęła. Ciemność. Ciemność i cisza, jednak i to długo nie trwało, szum wody, czyiś dotyk.

- ....stradał zmysły?- usłyszałem niski głos. Kto to...? Nie mogę oddychać.

Poczułem na zdrętwiałych ustach jakiś dotyk, zacząłem kaszleć
w momencie gdy poczułem przypływ powietrza. Obrócono mnie na bok, wypluwałem wodę. No tak. Otworzyłem oczy aby mnie przywitały mroczki. Zamrugałem kilka razy i wziąłem głęboki oddech.
Spojrzałem w stronę osoby która mnie uratowała, momentalnie moje oczy rozszerzyły się w szoku.

-Czemu wyszedłeś z pokoju?- to było pierwsze pytanie które mnie przywitało. Moja mina zrzedła
i odwróciłem wzrok. Jasper.

-Bo mam dosyć siedzenia tam.-powiedziałem wzruszając ramionami. On tylko ciężko westchnął i wstał.

-Wracamy.-powiedział krótko i zaczął iść. Złapałem swoje ubrania
i ruszyłem za nim lekko się chwiejąc.
Szliśmy w ciszy, nie chciałem z nim rozmawiać ale moją uwagę przykuła torba, którą Jasper niósł ze sobą.

-Co to?-zapytalem nakładając koszulkę na siebie.

-Nie powinno cię to interesować.- odpowiedział krótko. Był na mnie zły, oczywiście. Westchnąłem i podążałem za nim marznąc, nadal czułem pieczenie w gardle i płucach.
Wkrótce byliśmy przy tylnym wejściu, skrzywiłem się widząc tą ruderę. Spojrzałem na Jaspera, był nerwowy, zauważyłem to po jego sposobie chodzenia. Zwykle jego krok był spokojny i rytmiczny, a teraz jest szybki i wytrącony z rytmu.

-Coś się stało?- zapytałem cichym głosem, bolało mnie gdy mówiłem głośniej. Spojrzałem na niego, zaintrygowany jego zachowaniem. On zaś tylko pokręcił głową i wszedł do środka. Westchnąłem jedynie
i podążyłem za nim. Dupek. Nagle ten się zatrzymał.
-Nie możemy tu być.- powiedział ściszonym głosem. Spojrzałem pytająco na niego.
- Czemu? Ktoś tu jest?- zapytałem zmieszany, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
-Tak.- przytaknął i zawrócił w stronę wyjścia. Szybko nadążyłem za nim
i wyszliśmy z budynku, Jasper pędził jak nienormalny więc podbiegłem do niego patrząc z wyrzutem.

- Zwolniłbyś a nie kurwa...- warknąłem, jaśnie pan łaskawie zwolnił. Wkrótce szliśmy lasem,
w nieznaną mi stronę.

-Wiesz gdzie możemy się zatrzymać?- zapytał Jasper po dłuższym czasie.
Zacąłem się zastanawiać, mógłbym zabrać go do siebie, do Clarie go nie wezme bo ta zaraz zacznie odpierdalać maniane. Westchnąłem ciężko i zdecydowałem się gdzie iść.

-Możemy iść do mnie do domu.
Ale będziesz musiał być cicho, żeby mój ojciec nie wbił do nas.- wzruszyłem ramionami i zacząłem iść ścieżką dobrze mi już znaną. Ramię w ramię
z Jasperem podążaliśmy ścieżką w stronę miasta, nieśpiesznie rozejrzałem się dookoła i zdziwiłem się widząc jakiegoś mężczyznę. Lekko pyrgnąłem Jaspera
i zasygnalizowałem mu ruchem głowy, żeby to zobaczył. Gdy ten to zobaczył, złapał mnie za rękę i szybkim krokiem zaczął mnie prowadzić jak najdalej. W końcu po pół godzinie mojego klnięcia, potykania się
i zrzędzenia, wyszliśmy z lasu na ulicę.
Przyciemnione światło latarnii dawało przyjemny klimat nocnego wypadu. Rozejrzałem się naookoło, pusto i -o dziwo- cicho.

W końcu poczułem się chociaż w połowie bezpieczny....

Zabójcza miłośćWhere stories live. Discover now