Resztę dnia spędzam we własnym łóżku, co nie jest do mnie podobne. Przeważnie ciężko jest mi usiedzieć w jednym miejscu zbyt długo, ale dzisiaj to co innego. Rozmowa w magazynie zasiała we mnie mnóstwo wątpliwości i pierwszy raz naprawdę poczułam się poza zespołem. Bezsensowne gadanie Jamesa starałam się olewać, ale oni już poszli o krok dalej. Wystarczyło, że na horyzoncie pojawił się Zayn, a ja zostałam pominięta. Zbiera mi się na płacz, powstrzymuję go jak tylko mogę i podnoszę się z łóżka. W łazience zrzucam z siebie ciuchy, wchodzę do kabiny i odkręcam kurek z gorącą wodą. Parzy moje biedne ciało, ale potrzebuję jakiegoś bodźca, aby poczuć cokolwiek. Moja jedyna rodzina odwróciła się dzisiaj ode mnie. Dawniej musiałam być na każdej akcji, teraz mogę być. Co za pierdolona łaska, której nie potrzebuję! Pieprzę ich akcje, skoro mnie nie chcą, nie mam zamiaru nigdy więcej się angażować.

- Wróbelku - podskakuję na dochodzący z tyłu głos Josha. Owija ramiona wokół mojego ciała, podpiera brodę na czubku mojej głowy i delikatnie kołysze na boki - Nie gniewaj się na nas, Vi. Źle to wszystko zrozumiałaś. Zayn jest nam potrzebny, ma więcej ludzi których potrzebujemy do dostawy.
- Nie mów mi o tym, Josh. Nie chcę nic wiedzieć - uwalniam się z jego uścisku, opuszczam kabinę, chwytam ręcznik i wchodzę do pokoju. Skoro potrzebują Zayna, gówno mi do tego.


O dwudziestej zadzwonił mój telefon. Byłam zaskoczona, kiedy na wyświetlaczu ujrzałam nieznany numer, jednak odebrałam z ciekawości. Jak się okazało, był to Justin, który zaprosił mnie dzisiaj na kręgle. Ponownie zaskoczył mnie zdobywając mój numer telefonu i idealnie wstrzelił się w czasie. Miałam ochotę opuścić to miejsce, napić się drinka i wyłączyć myślenie. Nadal byłam zła, rozczarowana i odtrącona. Nigdy, przenigdy nie knuli za moimi plecami, a ważne sprawy omawialiśmy całą siódemką. Jak widać pewne rzeczy się zmieniają i może Zayn zajmie moje miejsce? Powinnam się na to przygotować.

- Vi? - głos Dantego zatrzymuje mnie na dole. Od dzisiejszej wizyty w magazynie panuje w domu dziwny klimat oraz napięcie - Porozmawiaj ze mną, proszę. Co ja takiego znowu zrobiłem, huh?
- Nic, Dante. Właśnie chodzi o to, że nic nie zrobiłeś. James pieprzył głupoty, a ty po prostu stałeś.
- Poważnie? Może miałem rzucić się na niego z pięściami, co? Obiecałaś, że olejesz jego pierdolenie.
- Olewałam, jednak stało się coś, czego nie oczekiwałam. Spotkaliście się z Zaynem za moimi plecami, a potem radośnie oświadczasz, że mogę - robię cudzysłów z palców, aby zrozumiał aluzję - Pójść z wami na akcję. Zabawne, wiesz? Dawniej obecność była obowiązkowa, teraz łaskawie mogę pójść. Dziękuję ci.
- To nie tak, Vi. Po prostu usiądźmy i porozmawiajmy, dobrze? Chcę ci to wszystko wyjaśnić, mała.
- Jestem umówiona. Nie mam ochoty wysłuchiwać ani ciebie, ani tego zjeba - spoglądam na Jamesa, który morduje mnie spojrzeniem - Róbcie co chcecie - wzruszam ramionami, chwytam za klamkę, a po domu roznosi się dźwięk dzwonka. Otwieram drzwi, a naszym oczom ukazuje się uśmiechnięty od ucha do ucha Justin. Wygląda obłędnie w jeansach, białym t-shircie i czarnej, skórzanej kurtce. To zupełnie coś innego niż wczorajszy garnitur - Hej - oblizuję usta, robię dwa kroki i staję na palcach, po czym składam buziaka na jego policzku. Natychmiast obejmuje mnie w talii i jeszcze bliżej mnie do siebie przyciąga.
- Witaj, rybko - szepcze do mojego ucha, całuje płatek i zapewne wpatruje się w chłopców.
- To są chyba jakieś jaja - James prycha z kpiną, słyszę jego kroki, odrywam się od Justina i odwracam - Zostaw ją, Jay. Ona nie ma z tym nic wspólnego, dlaczego do chuja upatrzyłeś sobie akurat ją, co?
- Wyluzuj, James. Lubię Vi, to chyba nie powinno cię dziwić? Jest piękna, zabawna i urocza. Spędzanie z nią czasu to czysta przyjemność, nie musisz się martwić. Doskonale wiesz, że jest ze mną bezpieczna.
- Gdybym cię nie znał, może i bym uwierzył. Niestety jesteśmy rodziną i wiem, do czego jesteś zdolny.
- Jestem zdolny do tych samych rzeczy, co ty kuzynie. Nie zrobię jej krzywdy, jest interesującą kobietą.
- To dziecko, stary! - James zwija dłonie w pięści, a to słowo działa na mnie niczym płachta na byka. Moje ciało napina się jak struna, ruszam w jego stronę, jednak Justin chwyta mnie w talii i dociska do swojego torsu. Niech cię szlag! - Obyś lubił ostre panienki, ona może wydłubać ci oczy we śnie. Bądź ostrożny.
- Dziękuję za ostrzeżenie, ale wątpię, abym sprowokował ją do tego kroku. Nie umiesz postępować z kobietami, James. Kogoś takiego jak Vivienne się kocha, nie miesza z błotem - orzesz w mordę!
- Vi, chodź do mnie - Dante wystawia dłoń, Justin mnie puszcza i bez wahania do niego podchodzę. Przytula mnie do siebie, wsuwa nos w moje włosy, a serce podchodzi mi do gardła. Nienawidzę się z nim kłócić, moje wyrzuty sumienia pracują na najwyższych obrotach i jest mi przykro, nawet, jeśli to on dał dupy - Uważaj na siebie, proszę. Wróć o przyzwoitej godzinie. Chcę z tobą porozmawiać - cmokam go w policzek, chwytam Justina za rękę i opuszczamy magazyn.


Show Me The WayWhere stories live. Discover now