Rozdział 22.

2.5K 233 82
                                    

To było naprawdę przyjemne i w jakiś sposób dopasowane do siebie, kiedy wchodzili razem do jednej z najlepszych restauracji w mieście (mogła być nawet najlepszą ze względu na upodobania Harry'ego).
Brunet trzymał swoją dużą i ciepłą dłoń na plecach szatyna, prowadząc go do środka po tym, jak otworzył mu drzwi i pomógł wyjść z samochodu. Louis nie mógł nie uśmiechnąć się i lekko zaczerwienić, widząc tak skupiony, ale zarazem lekki i miękki wzrok Stylesa na swoim ciele.

- Wiem, że nie jest to dość nieoczekiwane, ale jesteś w ciąży nie chciałem, abyś bał się o dziecko - powiedział cicho do jego ucha troskliwym głosem, chuchając na nie ciepłym powietrzem.

Louis uśmiechnął się jeszcze szerzej, a jego serce lekko straciło rytm, bo Harry miał pojęcie z czym wiązało się bycie z szatynem i nie bał się tego (a przynajmniej nie przy nim). Chłopak odetchnął i spojrzał w zielone, świecące oczy, które migotały, jak nigdy wcześniej.

- Dziękuję, ale i tak jest cudownie - powiedział szczerze, nie chcąc, aby jego głos wyszedł zbyt wysoki przez nadmiar emocji, bo naprawdę czuł dużo. - Cieszę się, że tu jesteśmy. To miejsce naprawdę wygląda... zjawiskowo.

Harry uśmiechnął się i miał ochotę pocałować lekko czerwony policzek młodszego, ale przeszkodził mu w tym głos kelnera, który już na nich czekał.

- Witamy, panie Styles - powiedział mężczyzna ubrany w czarne spodnie i białą koszulę. Louis mógłby dać mu nie więcej niż czterdzieści lat, ale kilka siwych włosów odznaczało się na jego czarnej czuprynie. Harry przywitał się i ruszył za kelnerem, popychając subtelnie Louisa do przodu, który prowadził ich do stolika w centralnej części sali. - Rezerwacja jest gotowa tak, jak pan chciał. Jestem do państwa dyspozycji.

Louis patrzył, jak mężczyzna zapalił dla nich świece na dość niewielkim, ale wystarczająco dużym stoliku. Na środku znajdowały się czerwone kwiaty, ale szatyn nie mógł ich rozpoznać, choć dobrze się na nich znał.

Harry wyjął dla niego krzesło, na co chłopak znowu zarumienił się i szybko usiadł, nie chcąc przykuwać sobą uwagi (już i tak był wystarczająco czerwony).

- Podejdę za około dziesięć minut i sprawdzę, czy wybraliście jakieś zamówienie, a na razie chciałbym zaproponować państwu kieliszek wina - powiedział z powagą mężczyzna, ale wyglądał na przyjacielskiego, a nie sztucznego, kiedy to mówił.

Louis popatrzył na niego, chcąc od razu odmówić, ale Harry przejął pałeczkę, jakby nie chcąc go zakłopotać.

- Nie, dziękujemy. Ale myślę, że herbata imbirowa byłaby w porządku.

Louis uśmiechnął się do bruneta, dziękując mu niemo, na co Harry pokazał swoje dołeczki i odesłał kelnera na miejsce.
Restauracja był naprawdę piękna, ale i zatłoczona przez kilkadziesiąt ludzi. Na srebrnym suficie znajdowały się żyrandole ze szkła, które migotały wraz z odbiciami świec. Każdy stolik miał swoją przestrzeń osobistą i Louis zauważył, że żaden z nich nie przekraczał czterech krzeseł. Ludzi było całkiem sporo, ale nie było gwarno, co mogło go trochę dziwić. Do tego srebrno-czerwone ściany dawały dość intymny, ale spokojny nastrój. Podobało mu się tutaj - nie było zbyt biznesowo.

- Często chyba tutaj bywasz - powiedział Louis z przekąsem, przypominając sobie, że kelner znał jego imię.

Harry spojrzał na niego i położył obie dłonie na stoliku, bawiąc się lekko srebrnym obrusem. Rozejrzał się dokoła, jakby chciał zobaczyć wnętrze jeszcze raz.

- Moi rodzice uwielbiają to miejsce, więc często tutaj przychodzimy we czwórkę - powiedział, a Louis wiedział, że mówił też o Gemmie. - To taka tradycja, zakończenie szkoły, sezonu w banku, długa rozłąka...

Istotka. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz