wybór

24 1 0
                                    

Tomasz szedł wąskim korytarzem. Jego kroki odbijały się echem od podłogi imitującej kamień. W mijanym lustrze kątem oka dojrzał nienagannie skrojony garnitur i świeżą fryzurę. Na jego ustach pojawił się słodki uśmiech - jego znak rozpoznawczy.

- Za chwilę zaprezentuję paniom wybrane modele - zwrócił się do sunących za nim kobiet. - Zostały wybrane zgodnie z wytycznymi, jakie Ewa zaznaczyła w kwestionariuszu podczas naszego pierwszego spotkania. Oczywiście, jeśli okaże się, że nie spełniają waszych wymagań, będziemy szukać dalej - posłał klientkom kolejny z serii uśmiechów.

Ewa i Dominika weszły za nim do przestronnej sali przypominającej antyczną świątynię. Wysoko na suficie jak gwiazdy połyskiwały maleńkie lampki. Półokrągła ściana za ich plecami pokryta była ekranami emitującymi reklamy Instytutu Odrodzenia - zmęczone twarze ustępowały miejsca uśmiechniętym dwudziestolatkom, brzydkie kaczątka modelkom z pełnymi ustami, a dzieci z oparzeniami trzeciego stopnia - roześmianym księżniczkom. Po drugiej stronie, w miejscu, gdzie mógłby znajdować się złocony ołtarz, widniał rząd luster.

- Gotowe? - zapytał, a gdy obie przytaknęły, pstryknął palcami.

Lustra zaczęły się przesuwać. Stał odwrócony przodem do klientek i widział, że pokaz zrobił właściwe wrażenie. Dominika trzymała dłoń na ramieniu matki, Ewa siedziała nieruchomo, a na jej twarzy strach mieszał się ze wzruszeniem. Tomek znał doskonale te emocje i wiedział, co czują jego klienci. Pamiętał swój pierwszy raz - przerażenie, niedowierzanie, ciekawość. Po kilku tygodniach się przyzwyczaił, a po roku pokochał tę robotę. Głównie dzięki kwotom, które regularnie pojawiały się na jego koncie.

- Czy... towar... objęty jest jakąś gwarancją? - zapytała nieśmiało Dominika. Oczywiście to ją bardziej interesowała gwarancja - pomyślał. Pewnie zastawiła dom, samochód, a nawet pierścionek od niedoszłego narzeczonego, żeby tylko pomóc schorowanej matce.
Już gdy rozmawiali w biurze, zrozumiał, że to będzie łatwa robota. Młoda tak bardzo chce pokazać, jaką wspaniałą jest córką, że nie wycofa się, nawet jeśli cena podskoczy jeszcze o jedną trzecią. Jedynym problemem mogłaby być matka, gdyby nie pewien „wspaniały mężczyzna", o którym nie przestawała mówić. A Tomasz doskonale wiedział, że zakochana kobieta jest gotowa na wszystko. Ewę interesowało więc tylko, żeby jak najszybciej pozbyć się starej „trumny", jak nazywała swój wózek inwalidzki.

- Oczywiście! I to wieloletnią - zapewnił. - Jednak w przypadku tak delikatnego towaru gwarancja jest obostrzona wieloma wymaganiami. Przy zachowaniu tylko podstawowych zasad właściwego użytkowania, możemy zaproponować trzy, może pięć lat.

- A jeśli dojdzie do jakiegoś wypadku, jak...

- ...jak w przypadku państwa Maciejewskich? - Wiedział, że to nazwisko w końcu zostanie wywołane. Najtrudniejsza sprawa w historii firmy, do dziś musieli się z niej tłumaczyć. - Każdą sytuację analizujemy indywidualnie, ale przyzna pani, że nie możemy odpowiadać za brawurę innych, czy brak odpowiedzialności kupującego. W takiej sytuacji zazwyczaj udzielamy zniżki na zakup kolejnego modelu.

Podniósł wzrok i zorientował się, że właściwie mówi do siebie. Kobiety pogrążone były w jakiejś milczącej rozmowie. Spoglądały to na siebie, to na szklaną ścianę. Za szybą znajdowało się pięć pokoi, całych w bieli.

- Czy one... są żywe? - zapytała w końcu Ewa.

- Oczywiście, że są żywe. Ale nie żyją w takim sensie, w jakim można to powiedzieć o nas - Tomek spojrzał na kobietę w pomieszczeniu z numerem dwa. Lekko przestępowała z nogi na nogę, jakby tańczyła do tylko sobie znanej melodii. - Zmiennicy nie są w pełni ludźmi, raczej istotami człekokształtnymi - lekko się zaśmiał, jakby właśnie powiedział dowcip. - Zostali powołani do życia w laboratoriach naszego Instytutu przy użyciu najnowocześniej technologii. Nad ich wzrostem i rozwojem pracuje nieustannie sztab najlepszych specjalistów z naszej Akademii.

Szacował, na ile Ewie zależy na zamianie. Czy pyta o zmienniczki tylko z ciekawości, grzeczności, czy to już poczucie winy? Widział, że jeszcze się waha. Są dla niej zbyt ludzkie. Spodziewała się pewnie zobaczyć kilka ludzkich powłok zatopionych w formalinie, a stanęły przed nią żywe kobiety. Podobne do siebie, jak na konkursie sobowtórów - niewysokie brunetki o niebieskoszarych oczach, świeżo po trzydziestce, bez śladu rozstępów czy cellulitu, z włosami niemal zakrywającymi pośladki. Uśmiechały się blado, nieco przerażającym uśmiechem, który wykrzywiał twarz, ale nie docierał do oczu. Te pozostawały szeroko otwarte, jakby martwe. Rybie - mówili niektórzy.

- O zmiennikach można powiedzieć, że zostali „wyłączeni" - podjął. - Nie mają świadomości swojego istnienia, poczucia tożsamości. W rzeczywistości to tylko puste skorupy, które czekają, aby je ożywić - znów zawiesił głos. Kobieta pod czwórką spokojnie spacerowała po pluszowym dywanie, co chwilę zerkała w ich stronę, choć nie mogła ich zobaczyć. - Z zamianą jest jak z książką. To, co tu podziwiamy, to bardzo ładna okładka - śliczny obrazek, ale nic ponad to. Treść - to ty, Ewo. Jestem pewien, że twój narzeczony zgodziłby się ze mną, że treść jest najważniejsza.

Na dźwięk słowa „narzeczony" Ewa uśmiechnęła się i pokiwała głową.

- Ma pan rację. Ale mój narzeczony na pewno też ucieszyłby się na widok nowej okładki.

Tomek już wiedział, że i tym razem wygrał.

ZamianaTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang