One.

67 3 0
                                    

Dwa i pół miesiące później.
- Dobra dziewczyny, sprawdzamy, czy mamy wszystko! - zarządziła Beata, gdy pakowałyśmy się na nasz wyjazd do Seulu.
- Bilety są, dokumenty są, pieniądze są - odhaczałam wszystkie pozycje na liście i po upewnieniu się, że wszystkie potrzebne rzeczy są spakowane, mogłyśmy wreszcie odsapnąć. Z racji tego, że lot miałyśmy o godzinie 4 rano z Warszawy, a my mieszkamy w Łodzi, to czeka nas wyjazd o północy. Czyli już o osiemnastej położyłyśmy się na szybką drzemkę. Na lotnisko zaoferował się nas podwieźć mój kuzyn.
Dziewczyny nie miały najmniejszego problemu z zaśnięciem, dlatego po kilku minutach po pokoju rozległ się odgłos dwóch spokojnych oddechów. Ja jednak tradycyjnie miałam problemy ze snem, także założyłam słuchawki na uszy i włączyłam laptopa, żeby poszukać czegoś wartego zobaczenia jak już będziemy na miejscu. Okazało się, że nasz hotel znajduje się w samym centrum miasta, także nie będzie problemu z dostaniem się gdziekolwiek. Po przejrzeniu kilku internetowych przewodników i spisaniu całkiem pokaźnej liczby miejsc, okazało się że na zegarze jest już 22:45, także nawet nie opłacało mi się zamykać oczu. Postanowiłam skoczyć pod prysznic i doprowadzić się do stanu względnej używalności, czyli poprawić makijaż i przebrać się w coś, co nadawałoby się na ponad dwunastogodzinny lot bardziej niż wełniana, sweterkowa sukienka. Wychodząc z łazienki otworzyłam drzwi kuzynowi, który akurat po nas podjechał.
- Gotowe? - spytał na wejściu.
- Ja zwarta i gotowa, tylko jeszcze dziewczyny obudzę i możemy jechać.
Jak powiedziałam, tak zrobiłam i po niedługim czasie całą czwórką siedzieliśmy wygodnie w aucie zmierzając do Warszawy. Po dwóch godzinach byliśmy na miejscu, a że do odlotu zostało nam sporo czasu, postanowiłyśmy coś zjeść.
- Jezu... Za kilkanaście godzin będziemy w naszym wymarzonym Seulu - rozmarzyła się Młoda, sącząc swojego czekoladowego shake'a, gdy siedziałyśmy w McDonald's.
- Taak, tylko, że będziemy tam koło północy i i tak dzisiaj nic nie zwieeeedzimy - bąknęła zaspana Garu. Śmiać mi się chciało, bo ta dziewczyna cały czas by spała. Mam nadzieję że w Seulu się troszkę ożywi.
- Najpierw to musimy przebrnąć przez odprawę, także radziłbym się wam pospieszyć, jeśli chcecie przejść przez to jak najszybciej - po moich słowach dziewczyny faktycznie zjadły to co miały w ekspresowym tempie i już po chwili stałyśmy na hali lotniska, czekając na odprawę. Całość zajęła nam w sumie może 40 min i po tym czasie zostałyśmy pokierowane do odpowiedniej bramki.
- No trzymajcie się tam w tej swojej Korei. Tylko nie zwieźcie tu żadnych żółtków - zaśmiał się mój kuzyn, żegnając się z nami.
- Darek! - wykrzyknęłyśmy w tym samym czasie że śmiechem.
- No co? Daj znać jak dotrzecie - skierował te słowa do mnie.
- Pasażerowie lotu Warszawa - Seul proszeni są do bramki numer siedem! - rozległ się kobiecy głos.
Ostatnie spojrzenie na halę i udałyśmy się na pokład samolotu. Po zajęciu swoich miejsc cierpliwie czekałyśmy na start. Dla każdej z nas był to pierwszy lot samolotem w życiu i od razu taki daleki. Byłyśmy lekko mówiąc poddenerwowane, ale równocześnie niezmiernie szczęśliwe. Rozmawiałyśmy o tym, co w pierwszej kolejności zwiedzimy, gdy w końcu stewardessy kazały zapiąć pasy. Samolot ruszył. Przy starcie czułam, że żołądek poleciał mi do gardła, ale gdy osiągnęliśmy już stałą wysokość, wszystko się unormowało. Do ładowania zostało nam około 12 godzin, także każda z nas postanowiła oddać się swojemu ulubionemu zajęciu, czyli słuchaniu muzyki. Postarałam się ułożyć na fotelu w miarę wygodnie, ale przez podekscytowanie nie byłam nawet w stanie na dłuższą chwilę zamknąć oczu, więc wyjęłam tableta i zaczęłam czytać jakieś opowiadania, żeby tylko zabić czas. Wreszcie po kilku godzinach odpłynęłam. Obudziło mnie mocne szturchanie.
- Wiki! Wstawaj! - usłyszałam głos Karo. - Za 15 minut lądujemy. Musisz się zapiąć.
Posłusznie zapięłam pasy, schowałam tableta, telefon i słuchawki i zacisnęłam zęby, żeby przy lądowaniu nie zwymiotować. W końcu samolot stanął na płycie seulskiego lotniska. Opusciłyśmy pokład, wychodząc na mroźne powietrze. W końcu mamy koniec grudnia i to do czegoś zobowiązuje. Błyskawicznie udałyśmy się po odbiór bagaży.
- To co? Taksówka do hotelu? - zapytałam ziewając.
- Mmmmhm- potwierdziła Garu, sięgając po swoją walizkę.
Ruszyłyśmy przed budynek lotniska. Zatrzymałyśmy pojazd i ja oczywiście musiałam robić za tłumacza, wskazując kierowcy adres hotelu. Droga minęła nam w milczeniu, bo każda była zbyt zmęczona na cokolwiek. Wreszcie po około 30 minutach dotarłyśmy do hotelu. Po zameldowaniu się i odebraniu klucza weszłyśmy do pokoju i nawet się nie przebierając, padłyśmy.
Ostatnią myślą, która nawiedziła moją głowę, było to, że w końcu nam się udało i jesteśmy w pięknym Seulu.

~~~~~~

No i jest pierwszy rozdział! Dajcie znać czy się podobało!

Live your dreams ~ Chanyeol EXOWhere stories live. Discover now