Rozdział 10.

530 53 4
                                    

Chłopak wyglądał na bardzo przestraszonego. Mój brat jest tak bardzo rozpoznawalny w Japonii? Oczywiście. Co to za głupie pytanie z mojej strony? Nogi zaczęły mu się trząść i nie mógł nic powiedzieć, a co dopiero zrobić jednego kroku czy odejść z tego miejsca. Westchnęłam bezgłośnie. Co za tchórze.

Nagle pojawił się jakiś wysoki, czerwonowłosy chłopak i położył mu dłoń na ramieniu, uspokajając go. Również miał na sobie strój Seirin. Kolejny gracz?

- Nie jesteś zabawny - powiedział do Sei'a. - Nie wykluczaj nas.

- Kagami! - krzyknął szatyn i odwrócił się w stronę chłopaka.

- Wróciłem - odparł tylko tamten. - Możemy porozmawiać później. Po pierwsze... Jesteś Akashi, prawda? Cieszę się, mogąc cię spotkać. Poza tym jest tu również ktoś, oprócz nas, kto nie należy do Pokolenia Cudów. - Wskazał brodą na murek, na którym siedziałam.

Dopiero teraz i pozostali mnie zauważyli.

- W przeciwieństwie do was, ja mam prawo tu być. - Uśmiechnęłam się i zeskoczyłam na ziemię.

- Shintaro... Czy mogę pożyczyć te nożyczki? - zapytał brat zielonowłosego, schodząc po schodach.

- Do czego zamierzasz ich użyć?

- Moje włosy mi przeszkadzają - odparł ten, biorąc oferowane nożyczki. - Czekałem, by je przyciąć.

Z zainteresowaniem oglądałam scenkę rozgrywającą się przede mną. Wiem, że Sei kłamał i nie zamierzał użyć nożyczek do ścięcia włosów, a może zamierzał to zrobić w drugiej kolejności. Prawdą było jednak, że czerwonowłosy wkurzył go i na pewno poniesie jakieś konsekwencje.

- Ale najpierw... Jesteś Kagami-kun, prawda? - zapytał, zbliżając się do niego.

Nie minęła sekunda, a nożyczki śmignęły obok twarzy zawodnika Seirin, który ledwo zdążył się przed nimi uchylić.

- Kagami-kun! - krzyknął Kuroko.

- He... Jestem zaskoczony, że zdołałeś tego uniknąć. Tm razem ci wybaczę, ale nie będzie następnej szansy. - Podniósł nożyczki do swoich włosów, ścinając kilka kosmyków, które opadały mu na oczy. - Kiedy mówię ci, że masz odejść, odchodzisz. Na tym świecie wygrana jest wszystkim. Nigdy wcześniej nie przegrałem i nigdy nie przegram, ponieważ zawsze wygrywam i zawsze mam rację. Nie okazuję litości nikomu, kto staje naprzeciw mnie, nawet moim własnym rodzicom.

Wszyscy spojrzeli na niego w szoku.

- Cóż... Już was opuszczę. Chciałem tylko się z wami wszystkimi przywitać.

- Ha?! Nie bądź śmieszny, Akashi! - Daiki podniósł się ze schodów. - Wezwałeś nas tu tylko po to?

- Nie. - Sei zatrzymał się i odwrócił. - Chciałem tylko coś potwierdzić, ale widząc wasze twarze, zrozumiałem, że nie ma takiej potrzeby. Nikt z was nie zapomniał naszej obietnicy. Nasze następne spotkanie będzie na boisku. - Wszedł po schodach.

- To było świetne zagranie, Sei-chan. - Uśmiechnęłam się do niego i usiadłam na poręczy, zjeżdżając na dół.

- Oi! Gdzie znowu idziesz?

- Nie martw się, wrócę na twój mecz! - rzuciłam przez ramię, zeskakując z poręczy. - Tym razem nie wysyłaj po mnie Hayamy!

- Bądź pewna, że jeśli kogokolwiek przyślę, to będzie to twój kat - mruknął głośno.

- A więc zamierzasz po mnie przyjść osobiście? - spytałam radosnym głosem.

- Zgiń w piekle - prychnął i ruszył przed siebie, nie odwracając się.

Ah ten Sei... Zawsze lubił mieć wszystko pod kontrolą, jednak już przyzwyczaił się, że aj jestem tym wyjątkiem od reguły.

Time to return | Kuroko no Basket Fanfiction ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz