Rozdział 9.

498 51 2
                                    


Sei-chan czekał a mnie z groźnym wyrazem twarzy. Oho... Co się znowu stało? Ktoś nadepnął mu na odcisk? Kto byłby tak głupi, by zrobić to akurat przed ceremonią otwarcia. Czekaj, a może to ja to zrobiłam, nieświadomie, ale jednak?

- Sei-chan, jeśli chciałeś, żebym przyszła, mogłeś mnie sam poszukać - rzuciłam do niego, wyjmując z mojej torby bluzę Rakuzan, otrzepując ją z niewidzialnego kurzu i zakładając ją na siebie. - Nie musisz wysyłać swoich kolegów z drużyny.

- Nie było cię dosyć długo - odpowiedział jakby na swoją obronę.

- Nie było mnie dwadzieścia minut - sprostowałam. - Ale to słodkie, że się o mnie martwisz.

- Nie martwię się - wycedził przez zęby.

- Oh, więc to co przyznałeś kilka tygodni temu było kłamstwem? - spytałam, szczerząc się do niego.

- Czasem nienawidzę, że jesteś prawie chodzącą kopią mnie. - Podszedł do mnie i owinął swoje ramiona dookoła mnie. - Wróciłaś po tylu latach, pozwól mi nadrobić czas bycia twoim starszym bratem.

- Starszym o kilka minut bratem - dodałam.

- AŻ o kilka minut - odezwał się zwyczajowo i zacisnął swój uścisk mocniej, kładąc swoją głowę na moim ramieniu. - Obiecaj, że będziesz uważać, Toshiko.

- Obiecuję, Sei. - Pogłaskałam go dłonią po plecach. - Nie masz się o co martwić, braciszku.

Ten odsunął się ode mnie i pacnął mnie w głowę.

- Auć. - Złapałam się za bolące miejsce. - Za co to było?

- Masz się do mnie zwracać "starszy bracie", siostrzyczko.

- W twoich snach, braciszku - podkreśliłam ostatnie słowo i musiałam się schylić, by nie dostać w głowę lecącym w moim stronę ręcznikiem. - W rodzoną siostrę?! Zdrada krwi! - krzyknęłam, celując w niego piłką od kosza.

- Ale kontratak to już wymierzanie sprawiedliwości, tak? - spytał, łapiąc piłkę jedną ręką.

- Właśnie tak. Muszę cię ukarać za twoje niemożliwe działania. Na kolana i przepraszaj! - Wskazałam na podłogę.

- Prędzej piekło zamarznie - odpowiedział tylko.

- To może stać się w przeciągu najbliższych kilku minut, jeśli ja tak rozkażę.

Ten tylko rzucił się na mnie i zaczął łaskotać. Tylko on wiedział, że to mój słaby punkt. Zaczęłam się śmiać, starając się odciągnąć jego ręce od mojego brzucha, jednak brat zawsze był ode mnie silniejszy.

- Przestań - zdołałam powiedzieć między wybuchami śmiechu.

- A będziesz mnie błagać?

- Prędzej piekło zamarznie - powtórzyłam jego słowa, przez co ten zaczął mnie łaskotać jeszcze bardziej. Po chwili jednak przestał.

- Musimy iść, bo spóźnimy się na ceremonię otwarcia - powiedział, podając mi rękę i pomagając wstać. - Bądź wdzięczna za to, że dzięki mnie miałaś darmowy trening brzucha.

- Tak, Sei. Jestem ci ogromnie wdzięczna, mój ukochany braciszku - odpowiedziałam i uciekałam z szatni, zanim ponownie zdążył mnie dopaść.

***

Po oficjalnym rozpoczęciu, Sei powiedział, że ma coś do zrobienia, zaoferowałam się, że pójdę z nim, a gdy ten zaczął protestować, przypomniałam mu, że przecież się o mnie martwi i chce mnie mieć zawsze na oku. Ten tylko westchnął cierpiętniczo i kiwnął głową na znak zgody. Wyszliśmy na zewnątrz i podążyliśmy na miejsce spotkania, jak to powiedział Sei. Na miejscu ujrzałam pozostałą piątkę Pokolenia Cudów i jeszcze jednego zawodnika Seirin. To z nimi chciał spotkać się Sei?

- Przepraszam, że musieliście na mnie czekać - powiedział Sei, gdy tylko pojawiliśmy się w zasięgu ich wzroku. Ci natychmiast odwrócili się w naszą stronę. - Daiki, Ryota, Shintaro, Atsushi i Tetsuya... Jestem szczęśliwy, móc zobaczyć was ponownie. Jednak... Jest tu ktoś, kogo nie powinno być - zwrócił się do dodatkowego zawodnika Seirin. - Teraz chciałbym porozmawiać tylko z moimi byłymi kolegami z drużyny. Przepraszam, ale czy mógłbyś nas opuścić?

Time to return | Kuroko no Basket Fanfiction ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now