Rozdział 6.

569 50 2
                                    

Tak jak podejrzewałam, gdy wróciłam do domu, przywitał mnie rozzłoszczony Sei.

- Mecz skończył się po jedenastej, a jest w tej chwili w pół do szesnastej - mruknął, siadając naprzeciwko mnie.

- Dasz mi w spokoju zjeść obiad? - zapytałam z nadzieją.

- Dlaczego Daiki przyniósł cię do domu? - zapytał niebezpiecznie niskim głosem.

- Może dlatego, że byłam zmęczona? - odparłam tym samym tonem.

- Nie igraj sobie ze mną, Toshiko. Co cię łączy z Daikim?!

Prawie oplułam się pitą herbatą.

- Ha?! A co cię to obchodzi? - warknęłam.

- Jestem twoim bratem i...

Nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Wstałam z krzesła, podchodząc do Sei'a i kładąc mu rękę na ramieniu.

- Spokojnie. Jest tylko moim przyjacielem - powiedziałam. - Możesz przestać być taki zdenerwowany o...

- Nie jestem zdenerwowany - syknął i strzepnął moją dłoń ze swojego ramienia. - Po prostu... Martwię się. - Ostatnie dwa słowa wypowiedział, jakby miały go zabić. - Dopiero co wróciłaś po tylu latach do Japonii i...

- Sei-chan - przerwałam mu. - Nie musisz się o mnie martwić. Dam sobie radę. A nawet jeśli, to jestem pewna, że weźmiesz za mnie odwet.

- Oczywiście. - Uśmiechnął się do mnie. - Muszę chronić swoją młodszą siostrzyczkę.

- Jesteś starszy tylko o kilka minut! - krzyknęłam.

- AŻ o kilka minut! - powiedział zwycięsko. - Zagramy mały mecz? - spytał.

Westchnęłam przecierając oczy ze zmęczenia. Tylko Sei potrafi tak szybko zmienić swój nastrój i temat rozmowy. Miałam jednak ochotę z nim zagrać. Nie robiłam tego od tygodnia, zbytnio zajęta treningami koszykówki czy lekcjami.

- Oczywiście. Do trzydziestu punktów - rzuciłam przez ramię, wybiegając na zewnątrz.

***

Mecze eliminacyjne poszły zaskakująco łatwo. Moja drużyna coraz bardziej rosła w siłę. W ostatnim meczu pozwoliłyśmy zapunktować drużynie przeciwnej tylko dwanaście punktów, kiedy to my zdobyłyśmy ich sto czterdzieści osiem. Dostałyśmy się do głównych rozgrywek, które miały odbywać się za trzy tygodnie.

Wraz z Sei'em ustaliliśmy, że zorganizujemy wspólny wyjazd treningowy dla naszych drużyn. Moje dziewczyny mogłyby się sporo nauczyć od pierwszego składu męskiej drużyny. Kilka sparringów również by nie zaszkodziło, a taki wyjazd może również odprężyć. Przecież nie spędzimy stu procent czasu na treningu. Trzeba odpocząć przed rozgrywkami.

Siedząc w pociągu myślałam nad rozpiską treningów. Na szczęście Sei pomógł mi z częścią moich zadań. Gdyby tego nie zrobił, zapewne siedziałabym z taktykami do późnego wieczora. Tak jak on lubię mieć już wszystko zapięte na ostatni guzik pierwszego dnia, być pierwszą, przed wszystkimi.

Już w dniu, w którym mieliśmy się zjawić w ośrodku, czekał nas ciężki trening. Na rozgrzewkę zaplanowałam dziesięciokilometrowy bieg po plaży i parę innych ćwiczeń. Potem miałyśmy trenować indywidualnie przez dwie godziny i poprawiać nasze słabości. Na koniec sparringowy mecz.

Grę z męską drużyną zaplanowałam na trzeci dzień po południu - po lekkiej rozgrzewce. Ten dzień miał być również wolny od treningu, byśmy mogli zwiedzić nadbrzeżne miasto i trochę popływać. Na wieczór kupiłam wszystkim dziewczynom wejściówki do gorących źródeł. I jestem pewna, że Sei zrobił to samo dla swojej drużyny. Zbyt często myślimy tak samo. To czasami aż wkurzające.

Dziewczyny spełniały moje oczekiwania na treningach. Ich szybkość i siła znacznie się poprawiły. Defensywę miały w jednym paluszku. Współpracę i timing miałyśmy opanowane. Jedyne, co pozostało do zrobienia na ten czas, to udoskonalenie ich indywidualnych zdolności i stworzenie im unikalnych technik. Rodziło się nowe Pokolenie Cudów.

Oczywiście wszystkie mecze z męską drużyną przegrałyśmy, ale różnica w punktach nie była aż tak miażdżąca. Czymże jest sto dwadzieścia osiem do dziewięćdziesięciu sześciu, gdy walczysz z o wiele bardziej doświadczonymi graczami? Nasza drużyna była lepsza od większości męskich drużyn w Tokio i gdybyśmy startowały w ich międzylicealnych, istniała szansa, że dostaniemy się do głównej czwórki, jednak nigdzie dalej. Różnice w sile było widać gołym okiem.

Ostatnią noc spędziłyśmy piekąc kiełbaski na plaży. Ognisko okazało się wspaniałym pomysłem i pozwoliło zacieśnić i tak już silne więzi między zawodniczkami. Cieszyłam się, że wzrastamy w sile. Być może niedługo część z nas wezmą do reprezentacji Japonii do młodszych drużyn.

Na razie jednak miałyśmy do wygrania międzylicealne, a potem Winter Cup. Przed nami jeszcze ogrom czasu, który musimy spędzić na ćwiczeniach.

Time to return | Kuroko no Basket Fanfiction ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now