Hold on I still need you

527 34 4
                                    


Chodzili już tak w milczeniu od około godziny. Bacznie obserwowali każdy ruch wiatru, nasłuchiwali każdy szelest liści. Clarke tak bardzo się bała. Nie mogła stracić Madi. Nie po tym wszystkim co przeszły. Bellamy miał rację. To właśnie dziewczynka trzymała ją przez te sześć lat przy życiu. Gdyby nie ona blondynka najpewniej już dawno straciłaby wszystkie zmysły i udawałaby, że jej ulubione drzewo jej Bellamy'm. Musiała ją znaleźć. Musieli.

Nagle usłyszeli, jakby ktoś się za nimi poruszył. Brunet popatrzył się w jej przerażone oczy niebieskookiej i wyszeptał:

- Clarke, powoli. Spokojnie. Odwróćmy się w tamtą stronę.

Tak też zrobili. Jednak nikogo za nimi nie było. Clarke westchnęła ciężko. Jej całe ciało było sparaliżowane. Liczyła na to, że ujrzy w tamtym miejscu Madi. Bellamy złapał ją za rękę. Chciał ją choć trochę uspokoić. To był jego instynkt. Nie pomyślał nawet nad tym. Po prostu czuł, że musi to zrobić. Blondynka popatrzyła się na niego ze łzami w oczach. Miała już coś mówić gdy nagle:

- Pomocy!

- Zamknij się!

Usłyszeli w oddali głosy. Obojgu im przyspieszyło serce. Ich mięśnie się napięły. Chwycili za broń i powoli zaczęli kierować się w stronę źródła dźwięku.

- Tam! – brązowooki wskazał na drzewo, pod którym znajdowały się dwa zarysy osób.

Kobieta nie myślała, ani chwili dłużej. Popatrzyła się przez lunetę karabinu snajperskiego, po którego specjalnie wrócili się do obozu i ujrzała w niej swoją małą podopieczną. Nad nią stał mężczyzna, który praktycznie ją podduszał. Chwyciła mocniej za broń, a w jej oczach można było zobaczyć czystą wściekłość. Nie słuchała zupełnie swojego przyjaciela, który mówił jej, aby uważała na Madi. Skupiła się jednie na nienawiści do człowieka, który mógł coś zrobić jej czarnokrwistej podopiecznej. Czekała na idealny moment, aż w końcu.... BUM! Padł strzał.

Po chwili ciało mężczyzny głośno lunęło na twardą ziemię, a dziewczynka łapczywie złapała oddech.

- Dobry strzał – zwrócił się do Clarke- Bellamy pełen podziwu.

- Uczyłam się od najlepszych – odpowiedziała mu szybko i pobiegła czym prędzej w kierunku Madi.

Dziewczynka była roztrzęsiona i całą twarz miała zalaną łzami.

- Madi! Już dobrze, jestem tu. Jestem – Clarke chwyciła swoją podopieczną jak najmocniej w ramiona i uraczyła ją matczynym uściskiem.

Bellamy podszedł do nich z uśmiechem na twarzy jednak swoją uwagę skupił na martwym ciele leżącym obok nich. Był to około trzydziestoletni, dobrze zbudowany mężczyzna. Był dobrze umięśniony i sprawiał wrażenie silnego. Brunet zwrócił uwagę również na to, iż mężczyzna był bardzo wysoki. Na jego oko miał z ponad dwa metry. Miał jasną karnację i blond włosy. Pochylił się nad nim, aby zobaczyć błyszczący przedmiot wystający zza jego koszulki. Był to nieśmiertelnik z numerem 101. Zerwał go z jego szyi i schował do swojej kieszeni, po czym odwrócił się w stronę kobiet i powiedział:

- Ściemnia się, powinniśmy już wracać.

Pokiwały tylko głową. Dziewczynka była wyczerpana, dlatego też Bellamy postanowił wziąć ją na ręce. Clarke powiadomiła tylko innych, że już ją znaleźli i zaczęła kierować się w stronę ich obozu.

***

- Clarke powinnaś już wrócić do siebie – powiedział nagle Bellamy, budząc tym blondynkę, która zasnęła nad łóżkiem Madi.

Shooting stars [PL]Where stories live. Discover now