Rozdział 3 - W złym miejscu o niewłaściwym czasie

11.2K 736 600
                                    

Lacerta ledwo pamiętała nocny powrót do swojego dormitorium, gdy rano obudziły ją promienie słońca, wpadające przez okno. Dziewczyna przeciągnęła się, przetarła oczy i usiadła na łóżku, zerkając na swoje współlokatorki.

— No proszę, jednak do nas wróciłaś — powiedziała Marlena, patrząc na Lacertę swoimi jasnozielonymi oczami z uśmiechem wypisanym na ustach, zaplatając swoje blond włosy w warkocz.

Dziewczyny nie były ze sobą zbyt blisko, lecz Marlena McKinnon znana była z tego, że lubiła wszystko o wszystkich wiedzieć. Jej nad wyraz wielki optymizm i serdeczność dodatkowo zniechęcały Lacertę do głębszej znajomości.

— A jednak — zawtórowała jej Black obojętnym tonem.

— Myślałyśmy, że u kogoś nocujesz — uśmiechnęła się znacząco Dorcas, leżąc na swoim łóżku na brzuchu, odgarniając za ucho swoje brązowe włosy, ukazując przy tym swoje piękne piwne oczy.

Jak zwykle podejrzewała więcej, niż naprawdę się wydarzyło. Dorcas i Lacerta od pierwszego roku poczuły, iż ta znajomość przerodzi się w przyjaźń i tak się stało. Obie były szczere do bólu, nie dbały o to, co inni o nich myślą. Szczyciły się lojalnością, lecz bywały też dość wredne, co nie oznaczało, że nie potrafiły się zachować, a szczególnie Lacerta, która musiała reprezentować starożytny ród Blacków.

Oczywiście nie znaczy to, iż były takie same. Mimo tych podobieństw wiele je różniło, a ambicjom Lacerty i jej skłonności do zaczytywania się w przeróżne lektury dorównywali jedynie Remus i Lily Evans — oczywiście, jeśli chodzi o jej otoczenie, przecież nie znała wszystkich ze szkoły.

— Zasiedziałam się u chłopaków — oznajmiła, wstając i wyciągając szkolny mundurek z szafy. — Remus mnie odprowadził, bo już zasypiałam na stojąco — dodała, przypominając sobie powrót do pokoju. — Po tych słowach Lacerta usłyszała, jak dziewczyny zaczęły chichotać, więc się odwróciła. — No co?

— A nic takiego — machnęła ręką Lily, po czym posłała jej uśmiech i powróciła do rozczesywania swojej rudej czupryny.

— Oj dajcie spokój — westchnęła Lacerta, przewracając oczami. — Przecież zawsze u nich przesiaduje.

Gdy Mary Macdonald wyszła z łazienki (przy okazji zarzucając swoimi długimi czarnymi jak smoła włosami), Lacerta szybko do niej weszła, aby się ogarnąć, po czym razem z Lily i Dorcas poszły na eliksiry, które tego dnia figurowały na planie lekcji jako pierwsze.

Dotarły do sali Slughorna i zajęły wolne miejsca. Lacerta usiadła z Evans, a Meadowes dzieliła stolik z McKinnon. Nagle drzwi od sali otworzyły się z hukiem, a do środka wparowali chłopcy, którzy najwyraźniej zaspali, sądząc po niedopiętych koszulach i krzywo zawiązanych krawatach Gryfonów.

— Ha! Mówiłem, że zdążymy — oznajmił zadowolony Syriusz.

— Jesteście w samą porę, właśnie mieliśmy zaczynać zajęcia — powiedział Slughorn. ― Ale następnym razem proszę nie robić takiego hałasu.

— Hej, Evans — szepnął James, poruszając znacząco brwiami, gdy przechodził obok stolika dziewczyn.

Lacerta usłyszała, jak Lily bąknęła pod nosem "kretyn".

— Przepraszamy profesorze — rzekł Remus, dosiadając się do Petera.

Spojrzał w stronę szarookiej i posłał jej uśmiech, który ta odwzajemniała. W tym samym czasie Lily zachichotała.

— Serio, Lilka? — Brunetka spojrzała na przyjaciółkę wymownie i szturchnęła ją łokciem.

— Co poradzę, że zachowujecie się uroczo? — wzruszyła ramionami.

Black and the Marauders • Remus Lupinحيث تعيش القصص. اكتشف الآن