Rozdział 35 - Czas leczy rany

2.5K 289 328
                                    

I had all and then most of you,
some and now none of you

Remus wodził wzrokiem za Lacertą, która w bardzo szybkim tempie ruszyła z powrotem do Hogwartu i od razu pożałował swojej decyzji. Niemniej jednak wciąż uważał, że była ona dobra. Problem w tym, że w cholerę bolesna dla nich oboje.

Emocje w nim narosły, niewyobrażany smutek, poczucie winy i wściekłość zaczęły przeważać nad wszystkim innym, aż Remus ostatecznie nie wytrzymał.

Zakłada się, że mężczyźni są przyzwyczajeni do działania, a płacz jest zatrzymaniem się, znakiem, że nic już nie można zrobić. Rezerwują więc łzy dla doświadczeń krańcowych takich jak śmierci kogoś bliskiego, cierpienie, rozstanie. Przynajmniej w teorii tak to wygląda, ale czy to rzeczywiście prawda?

Lupina kompletnie nie zdziwiły jego łzy. Zakrył twarz ręką, wydał z siebie jęk rozpaczy i się wyprostował, spoglądając przed siebie wilgotnymi, zaczerwienionymi oczami. Wziął głęboki oddech, próbując zebrać w sobie resztki spokoju, po czym niespodziewanie walnął pięścią w pobliskie drzewo.

— Kur...waaa — burknął, łapiąc się za obolałą dłoń. Nie był z siebie dumny, ale ten upust złości nieco mu pomógł, to musiał przyznać. Poza tym już i tak był cały poharatany i obolały po ostatniej pełni, więc kilka kolejnych zadrapań i opuchnięte kostki nie zrobiły na nim większego wrażenia.

Jesteś skończonym kretynem, pomyślał Remus, wałęsając się bez celu po błoniach. Ona już do ciebie nie wróci. I co to za tekst z dziećmi? Przecież chciałbyś je mieć. Zepsułeś związek z dziewczyną, która kochała cię mimo likantropii.

— Lepiej dla niej — mruknął pod nosem, zapominając, że rozmawiał sam ze sobą.

Jakaś młodsza Krukonka spojrzała na niego jak na dziwaka.

Świetnie, jeszcze ludzie zaczną myśleć, że jesteś psychiczny.

Chłopak postanowił skierować się do swojego pokoju i spędzić w łóżku resztę dnia. Już na nic nie miał ochoty.

Tymczasem Lacerta siedząc na swoim łóżku z przyjaciółkami po obu jej stronach, próbowała wziąć oddech miedzy spazmami płaczu. Ile by teraz dała za to, aby móc się uspokoić, niestety reakcja organizmu była zbyt silna. Musiała to przeczekać.

Chwilę minęło, zanim była zdolna odpowiadać na pytania. 

— Przepraszam — mruknęła cicho, zaciągając nosem i wycierając oczy chusteczką. Jako że rozmazała sobie tym płaczem tusz do rzęs, przypominała teraz pandę. 

— Dziewczyno, nie przepraszaj, a mów co się stało! — odparła Lily, wpatrując się z przerażeniem w przyjaciółkę. Dorcas zawtórowała jej, kiwając głową. 

— Ja i Remu-us... już nie jesteśmy razem.

— COO?! — krzyknęły obie, a Lacerta aż podskoczyła w miejscu, nie spodziewając się, że zareagują tak głośno.

— Dlaczego?

— Bo wiecie... — Lacerta zmieniła pozycję na łóżku i teraz podparła się o zagłówek, a w ramiona wzięła swoją poduszkę i przycisnęła ją sobie do piersi, jakby kogoś przytulała. — On... eee... on ma jakby taką... taki problem zdrowotny? Chyba mogę to tak określić. I jest to jego tajemnica, więc nie chce nic więcej mówić. — Tu zrobiła pauzę, aby wydmuchać nos. — No i stwierdził, że... och! — jęknęła Black, chowając twarz w poduszkę.

Black and the Marauders • Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz