Rozdział 31 - Wigilia

2.6K 322 183
                                    

Lacerta w mgnieniu oka złapała Remusa za rękę i pociągnęła za jeden ze straganów. Wbiła się plecami w ścianę budynku, zupełnie jakby chciała się w nią wtopić i z paniką w oczach spoglądała na postać przechodzącą nieopodal nich.

Miała na sobie ciemną szatę, jej blade policzki były lekko zaróżowione od mrozu, a czarne jak smoła włosy zostały upięte w ciasny kok. Lacerta na sam widok Walburgi dostała ataku paniki.

— Co się stało, Cert? — zapytał zaniepokojony Remus, widząc jak jego dziewczyna z trudem łapie oddech.

— Moja matka tu jest — wydukała szeptem i wskazała podbródkiem w stronę spacerującej ku swojego mieszkania kobiety. — Chyba wraca do domu z zakupów na Nocturnie. Nasze mieszkanie jest za rogiem.

Lupin spojrzał we wskazanym kierunku i ujrzał srogą twarz kobiety, której zdecydowanie nie chciał poznać. Wręcz emanowała złem.

Ku jego zaskoczeniu oraz większej panice Lacerty, kobieta zatrzymała się i patrzyła w ich stronę, jak gdyby coś zauważyła.

— Widziała nas? — wyszeptała Black, której dłonie zaczęły się niepokojąco trząść.

Zauważywszy to Lupin, zaciągnął Lacertę dalej w ciasną alejkę między dwoma budynkami, po czym spojrzał w jej szare oczy, w których gromadziły się powoli łzy.

— Cert, spokojnie. Ona ci nic nie zrobi, tu jest pełno ludzi i nie wiadomo czy w ogólne nas widziała.

— Chciałabym móc się o to założyć, Remmy, ale nie znasz jej tak dobrze. Przy naszym ostatnim spotkaniu razem z Syriuszem rzuciliśmy w nią i ojca zaklęciami i uciekliśmy. Myślisz, że mogłaby takie coś odpuścić?

Remus nie odpowiedział. Patrzył współczująco na Black i gorączkowo myślał, jak tej sytuacji zaradzić. Nie chciał, aby Lacerta była w tym stanie. Sam widok jej przerażonej twarzy łamał mu serce.

— Zobaczę, czy już poszła i wrócimy jak najszybciej do domu — oznajmił chłopak i już miał wrócić się na początek budynku, aby wychylić się zza ściany, lecz Lacerta złapała go za rękę i nie chciała puścić.

— Błagam cię, nie idź tam.

— Cert, tylko sprawdzę czy...

— Lacerta. — Z lewej strony dobiegł lodowaty głos kobiety, a przez ciało młodej Black przebiegł dreszcz. Czuła, jakby cofnęła się w czasie i stała w połowie schodów w swoim starym domu na Grimmauld Place, sparaliżowana ze strachu, kiedy to coś przeskrobała, a matka wzywała ją do siebie tym samym pozbawionym uczuć głosem.

Remus oniemiał. Walburga mierzyła ich oboje srogim spojrzeniem, w ręku trzymała materiałową torbę, w której zapewne trzymała jakiś czarnomagiczny artefakt ze sklepu Borgina i Burgsa, lecz wszystko wskazywało na to, że nie miała zamiaru się na nich rzucić. Po prostu musiała być ciekawa, czy to rzeczywiście swoją córkę ujrzała na ulicy.

— Zabierz mnie stąd — wyszeptała Lacerta tak, że tylko Remus ją usłyszał.

Chłopak bez wahania złapał ją za rękę i oboje ruszyli w przeciwną stronę do wyjścia na inną alejkę. Lupin odwrócił się kilkukrotnie, upewniając się, ze Walburga za nimi nie idzie, po czym przyspieszyli tempa i wezwali Błędnego Rycerza, który zawiódł ich na osiedle, gdzie znajdował się dom Potterów.

— Jak dobrze ze w tym roku skończymy egzaminy na teleportację i szybciej będzie można unikać takich sytuacji — stwierdziła Lacerta, zawieszając kurtkę na przedpokoju, a Remus pokiwał głową ze zrozumieniem.

Oczywiście był tego samego zdania, a najlepiej jakby takich wydarzeń już nigdy nie było, choć Lupin wiedział, że to mało prawdopodobne.

Wszystkie te niepokoje zostały zapomniane przez nastolatków zaraz po spędzonej we wspaniałej atmosferze wigilii. Te święta były inne. Tym razem Lacerta nie musiała zakładać uroczystej sukienki, wybranej przez jej matkę, wystarczył jej ciepły świąteczny sweter od mamy Remusa, dzięki czemu nie czuła tej powagi, która zawsze towarzyszyła jej w tych dniach spędzonych na Grimmauld Place. 

Blackowie z Lupinem chętnie ustawili się do zdjęcia przy choince wraz z Potterami; była to ich tradycja, ciągnąca się już odkąd James był małym berbeciem. Z łatwością można było, dzięki tym fotografiom ujrzeć jak przez lata zmieniał się młody Potter. 

— Pani mamo — zaczęła Lacerta, która podłapała od swojego brata nazywanie w ten sposób Euphemii, która wyraźnie lubiła być tak nazywana. Bardzo ją to bawiło i schlebiało, że w pewien sposób uważają ją za kogoś, kogo mogliby z łatwością nazwać mamą. — Czy mogłaby nam pani zrobić zdjęcie na śniegu? — zawołała, zaciągając za rękaw od świątecznego swetra Remusa, który po sesji pod choinką chciał już powrócić z innymi do stołu, aby zająć się pyszną wyżerką. 

— Czy na pewno chcesz iść na zewnątrz? Jest okropnie zimno — odpowiedziała pani Potter, krzątając się z aparatem w dłoniach.

— Jest teraz tak ślicznie przez te wszystkie lampki, że muszę mieć to na pamiątkę! Proszę — nalegała, otwierając drzwi, ukazując tym samym lekki opad śniegu. — Och, jest idealnie! — zawołała Black, wybiegając i unosząc twarz do nieba, pozwalając płatkom śniegu spadać na jej twarz.

Remus wybiegł zaraz za Lacertą i chwycił ją w talii, obracając wokół, a ta wydała nagły pisk, zupełnie nie spodziewając się, że tak zrobi. Nawet nie usłyszała kliknięcia aparatu.

— Wracajcie do domu, zakochańce! — Pani Potter wskazała na aparat. — Mam to co chcieliście.

Z czerwonymi nosami i zarumienionymi policzkami, ale i również z promiennymi uśmiechami Lacerta i Remus wrócili do środka, gdzie zajęli swoje miejsca przy stole i ponownie rozkoszowali się przepysznymi potrawami. 

W pewnym momencie, kiedy Lacerta spoglądała na prószący śnieg za oknem, przypomniała sobie, jak dokładnie rok temu uciekła z domu w taką samą pogodę. Pamiętała, jak wtedy się czuła, widząc po drodze do ulicy w niektórych oknach roześmiane rodziny, siedzące przy stole tuż obok cudownie udekorowanych kolorowymi bombkami i światełkami choinek. Wtedy ją to dobijało, ale teraz... teraz udało jej się przeżyć takie święta i miała nadzieję, że już każde kolejne będą wyglądać tak samo jak te.

Spojrzała na roześmianego Syriusza, siedzącego przed nią, opowiadającego kolejny dość nieodpowiedni żart, po którym zwijał się ze śmiechu (Potter cały czerwony starał się ze wszystkich sił nie wybuchnąć śmiechem, co po kilku minutach mu nie wyszło), a na jej usta wkradł się jeszcze większy uśmiech, niż miała do tej pory. 

Black and the Marauders • Remus LupinWhere stories live. Discover now