Rozdział 1

157 10 5
                                    

Był to kolejny dzień, bez szczególnych zmian w moim monotonnym zyciu, a przynajmniej tak mi się zdawało. Pewnie to by było zdanie znajdujące się w mojej biografii, gdyby taka kiedykowiek powstała. Jednak wracając do rzeczywistości, muszę iść do pracy. Dorabiam malując twarze dzieciom na różnych festiwalach. Choć nie jest to moja permanentna praca, zawsze się ze mnie śmieją, że po szkole artystycznej się tym zajmuję, jednak taki dorobek mi nie przeszkadza, wręcz przeciwnie dzieciaki które tam poznaję są zazwyczaj dosyć ciekawe i przyjazne. Oczywiście nie obejdzie się bez rozwydrzonych bahorów, ale praca to praca. Nie płacą mi najwyższej krajowej, ale z pomocą rodziny starcza mi na najważniejsze rzeczy, takie jak pożywienie, rachunki i czasem też mogę sobie pozwolić na dodatkowe wydatki. Biorę telefon, kluczę oraz torebkę i wychodzę. Upewniam się, że zamknęłam drzwi i kieruję sie w stronę samochodu. Rzucam wszystko na tylne siedzenie pojazdu i wyjeżdżam do pracy. Na miejscu okazało się, że wyjechałam wcześnie więc poszłam wypić kawę na przeciwko szkoły w której miała się odbyć impreza. Nie był to jakiś 'mainstreamowy' starbuck, lecz mała przytulna kawiarenka prowadzona przez starszą panią i jej rodzinę. Zamówiłam Cafe Latte, zapłaciłam i usiadłam przy oknie. Podziwiałam swiąteczne ozdoby, jako że był to środek grudnia. Przeglądałam instagrama podczas picia kawy, gdy stwierdzilam, że czas się zbierać. Zabrałam swoje rzeczy i szłam w stronę placówki. W połowie drogi poślizgnęłam się.
-Kurwa.-Przeklnęłam pod nosem
-A ja Adam.
Podnosząc wzrok zobaczyłam ciemne oczy, głębokie jak kawa, brązowe jak gorzka czekolada.

Adam w śnieguWhere stories live. Discover now