We Happy Few

1.1K 105 95
                                    

Dziękuję, Sam - odezwał się Castiel, gdy razem z młodszym Winchesterem wychodzili z pokoju. Położył rękę na jego ramieniu, gdy oboje przystanęli na korytarzu. Kąciki ust Sama drgnęły w górę, ale pomimo tego, że byli teraz sami, prawnik miał dokładnie taką samą minę, jak podczas przesłuchiwania. Ściągnięte brwi i kamienna twarz, nie wyrażająca żadnych uczuć. Widząc jego chłodne spojrzenie, natychmiast zabrał dłoń. - Za wszystko co zrobiłeś, dziękuję. Gdyby nie ty, pewnie by mnie zamkn...

— Powinieneś podziękować Deanowi - przerwał mu. — Nie mam pojęcia, co takiego zrobił, że Bobby musiał natychmiast wyjechać, ale to na pewno jego zasługa.

— Tak, ale to, że przyjechałeś...

— To też jego zasługa.

Będąc pod nieustępliwym wzrokiem Sama, Castiel odpuścił kolejne podziękowania. Był niezmiernie wdzięczy za to, co dla niego zrobił, ale domyślał się, że został do tego zmuszony. Najprawdopodobniej Sam, dowiedziawszy się kogo będzie reprezentował, a przede wszystkim z jakimi zarzutami, stracił szczątki zaufania, którymi go w ostatnim czasie obdarował. W tej chwili Sammy patrzył na niego dokładnie tak samo, jak w pierwszych dniach ich znajomości. Podejrzliwie i z wyraźną niechęcią.

Castielowi po raz pierwszy tego dnia zrobiło się przykro. Nie dość, że nie rozumiał do końca dlaczego został podejrzanym w tak poważnej i nieprzyjemnej sprawie, nie rozumiał, dlaczego Dean nie mógł być na przesłuchaniu i do cholery, nie rozumiał co się właściwie działo, to jeszcze nikt nie chciał mu tego wytłumaczyć. Miał wrażenie, że za kilka chwil eksploduje. Ostatnie godziny, ostanie dni były jak męczący koszmar, z którego nie potrafił się wybudzić. Jedynym, czego teraz pragnął, było zobaczenie się z Deanem, porozmawianie z nim i położenie się w wygodnym łóżku pod miękkim kocem.

— Cholera — przeklął pod nosem Sam. — Telefon mi padł — dodał i z grymasem wymalowanym na twarzy włożył urządzenie z powrotem do kieszeni. Castiel skrzyżował ręce.

— Gdzie jest Dean? — zdecydował się zapytać.

— Dobre pytanie.

Pod okiem dwóch ochroniarzy, stojących przy drzwiach, opuścili prawie pusty korytarz, w niczym nie przypominający harmideru, który zastali jeszcze kilka godzin temu. Brunet udał się szybkim krokiem za Samem, nie chcąc go stracić z oczu. Budynek, w którym się obecnie znajdowali był ogromny i Cas dziwił się jakim cudem Dean, czy ktokolwiek inny, mógł się po nim bez problemu poruszać. W pewnym momencie Sam gwałtownie skręcił i bez pukania wpadł do jakiegoś pokoju. Castielowi przed oczami śmignęła tabliczka umiejscowiona na drzwiach, z wygrawerowanym napisem "D. Winchester". To musiał być gabinet starszego Winchestera, ale niestety, jego właściciela w nim nie było. W ciszy kontynuowali poszukiwania. Niedługo później znaleźli się w bardziej zatłoczonej części budynku. Co chwilę mijali ubranych w garnitury mężczyzn oraz elegancko ubrane kobiety. Sam zaczepiał poniektórych agentów, pytając o swojego brata, lecz nikt go nie widział od afery z dziennikarzami, mającej miejsce kilka godzin temu.

Castiel coraz bardziej się martwił. Nawet nie chciał myśleć co takiego zrobił Dean, że Robert Singer osobiście musiał wyjechać podczas tak ważnego przesłuchania. A fakt, iż nikt nie wiedział gdzie w tej chwili przebywał blondyn, wzbudzał w nim coraz to większy niepokój. Przez cały czas uważał, że Winchester czekał na niego zaraz za zamkniętymi drzwiami. Dlatego kiedy wyszedł przez nie wolny, poczuł specyficzne ukłucie, kiedy jego oczy nie spotkały się z zielonymi tęczówkami agenta. Odkąd tylko zobaczył go krzyczącego na korytarzu i biegnącego w jego stronę, czuł dziwną chęć zbliżenia się do niego. Stęsknił się za nim i chciał z nim spokojnie porozmawiać, poprzebywać obok niego i najzwyczajniej cieszyć się jego obecnością. Tak jak kiedyś.

All Dogs Go To Heaven ✔Where stories live. Discover now