Kissed By Ice

1.2K 110 73
                                    

Sam spóźniał się już czterdzieści minut. Dean umówił się z nim w samo południe, ponieważ razem mieli jechać do Kansas City, aby zweryfikować kilka rzeczy, dotyczących sprawy, która z góry wyglądała na przegraną. Dean nie znał wielu szczegółów, ale jeżeli na narzędziu zbrodni znaleziono odciski palców profesora oraz był motyw, to szanse na wygranie procesu były bardzo znikome.

— Może coś mu wypadło w ostatniej chwili - odezwał się Castiel, widząc jaki Winchester był zniecierpliwiony.

— Lepiej, żeby to było coś ważnego - odpowiedział, po czym po raz kolejny wybrał numer do brata. I po raz kolejny usłyszał sekretarkę, proszącą o zostawienie wiadomości. Dean westchnął.

— Kiedy wrócicie?

— Nawet nie wiem czy w ogóle wyjedziemy. - Dean czuł, jak poziom irytacji oraz zmartwienia w nim wzrastał. Jeszcze raz zadzwonił i usiadł na schodach, nie przejmując się tym, że może ubrudzić sobie spodnie od garnituru. Castiel stał oparty o framugę drzwi, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Dopiero kilkanaście minut później usłyszeli charakterystyczny dźwięk silnika. Samochód jeszcze się nie zatrzymał, a drzwi już się otworzyły i chwilę później wyszedł Sam, trzymając w ręku plik kartek.

— Och, patrzcie kto postanowił się pojawić - rzucił Dean oskarżycielsko.

— Wybaczcie mi spóźnienie, ale mój klient stracił nad sobą panowanie i musiałem interweniować, a padł mi telefon.

— Jasne - prychnął blondyn.

— Dean, znowu zachowujesz się jak typowa drama queen - odpowiedział Sam. - Może dla efektu tupnij jeszcze nogą.

— Jak na królową, to musisz przyznać, że jestem punktualny. - W tym momencie Cas cicho parsknął śmiechem i zakrył usta dłonią.

— Co? - krzyknęli równocześnie, odwracając się w jego stronę.

— Nic, nic. W końcu widzę, że jesteście braćmi.

Słysząc komentarz bruneta, oboje przewrócili oczami. Już dawno nie droczyli się ze sobą, nie wspominając o czymś takim jak wspólne spędzanie czasu przy butelce piwa. Jedyne rzeczy o jakich ostatnio rozmawiali dotyczyły pracy, martwych zwłok i kryminalistów.

— Powinniśmy się zbierać. Już i tak mamy lekki poślizg - oznajmił Sammy.

— Jedziemy Impalą. Nie ma szans, żebym wsiadł do tej plastikowej kupy złomu - dodał, wskazując na samochód brata. Sam zagryzł wargi i dał za wygraną. Wiedział, że nie było sensu kłócić się z Deanem, jeżeli temat dotyczył jego ukochanej dziecinki.

— Um... Czy mógłbym pojechać z wami? - zapytał Castiel, zwracając na siebie ich uwagę. Dean zobaczył ślady ekscytacji w jego oczach i po chwili zastanowienia pokiwał głową, pomimo, iż zdawał sobie sprawę, że obecność jego współlokatora będzie go tylko rozpraszała i najprawdopodobniej nie przyniesie żadnych korzyści. Ale też nie miał serca mu odmówić, zwłaszcza, że całymi dniami siedział w domu. Winchester w końcu przyznał, że wizyta w mieście powinna wyjść mu na dobre.

— Jasne, dlaczego nie - odpowiedział Dean i posłał Samowi znaczące spojrzenie, żeby przypadkiem nie palnął czegoś głupiego.

— Wiem, że na nic się nie przydam, ale już nie mogę dłużej wysiedzieć na kanapie - tłumaczył Cas.

— No co ty, przyda nam się świeże spojrzenie na sprawę - odparł Sam. - No i kontakt z innymi ludźmi dobrze ci zrobi.

Wszyscy wsiedli do czarnego Chevroleta, który jak zwykle lśnił w słońcu, przez co wyglądał jakby dopiero co zszedł z taśmy. Dean jak zwykle siedział za kierownicą, a drugie siedzenie z przodu zajął Sammy. Cas musiał się zadowolić miejscem z tyłu. Starszy Winchester, zanim jeszcze odpalił silnik, włączył jedną ze swoich ulubionych starych kaset.

All Dogs Go To Heaven ✔Onde histórias criam vida. Descubra agora