7.

17 1 0
                                    

Rzucił garść kamieni na łąkę przed nami. Gdy uderzyły w kwiaty, miliony małych, żółtych światełek wyleciało w powietrze. Świetliki.
Byłam w szoku. Cała pustą przestrzeń zapełniły swoim blaskiem.
Justin podszedł do mnie, stanął na przeciwko i wyciągnął w moja stronę patyk.

-Weź go i uderz w gałęzie drzewa.

Podeszłam pod pień i pociągnęłam patykiem jak po strunach od gitary. Płatki kolorowych kwiatów zleciały na ziemię. Zaraz potem w powietrze wzbiły się migające światełka.
Uśmiech sam cisnął mi się na twarz. Czułam się jak dziecko- szczęśliwa.
Wyszłam z pod drzewa i podziwiałam świetliki nad naszymi głowami.

-Podoba się?-zapytał z uśmiechem.

Odwróciłam się do niego.

-Oczywiście że tak, jest pięknie.-odpowiedziałam i założyłam ręce pod pachy.

-Zimno Ci?-zapytał.

-Tylko troszkę.

-Weź moja kurtkę.

-Nie, nie trzeba, naprawdę. Przeżyje.-zaprotestowałam.

-Jak Ci oferuje kurtkę to masz ją przyjąć. Co Ty filmów nie oglądasz?- zapytał z rozbawieniem.

Zaśmiałam się i wzięłam kurtkę.

-Dziękuję.

-Nie ma sprawy. Będzie cieplej jak wzejdzie słońce. A teraz zapraszam na ławeczkę.

-Ależ dziękuję bardzo.- odpowiedziałam przedrzeźniając jego dżentelmeńską wypowiedź.

Zawinęłam się jego wielką, ale przede wszystkim CIEPŁĄ kurtką. Właśnie w takich momentach nie umiem być twarda.
Usiedliśmy na ławce obok siebie. Justin dał swoje ramie na oparcie za moimi plecami.

-Słyszysz?-zapytał szeptem.

-Ale co?-zmarszczyłam brwi.

-Wsłuchaj się.

Nie wiedziałam kompletnie o co mu chodzi. Ale zrobiłam jak kazał.
Starałam się usłyszeć. Zamknęłam oczy i spróbowałam się skupić.

-Coś słychać. -powiedziałam cicho.

-A co takiego?

-Ptaki. A dokładnie to pisklaki w jakimś gnieździe.

-Dokładnie, wołają bo są głodne. A zaraz po nich powinny zacząć śpiewać inne ptaki.

-Skąd wiesz co i kiedy. -zapytałam patrząc mu w oczy.

-A czy Ty wiesz ze jak się koncentrujesz to mrużysz nos jak kot?- zapytał z wyraźnym rozbawieniem.

-Eeeej..pierwsza zapytałam. -pokazałam na niego palcem.

-Dobra, dobra. Jestem tu dość często

-Przez całą noc do rana?

-Dokładnie. To jest taki moje miejsce do przemyśleń, jeśli mogę to tak nazwać. Mało oryginalne ale jest.

-Masz dobry gust.

-A dziękuje dziękuje.-powiedział z uśmiechem.

Siedzieliśmy w ciszy kilka minut do momentu gdy pierwsze promyki pojawiły się nad górami, przez co świetliki zaczęły gasnąć.

-Zaczyna się. -szepnął.

Słońce pojawiało się nad widnokręgiem, a las zaczynał się budzić. Ptaki zaczęły śpiewać. Zające i sarny wyszły na łąkę.
Wiedziałam że muszę być cicho i robić wszystko bez gwałtownych ruchów.

-I to wszystko w przeciągu kilku minut. Niesamowite. - powiedziałam cicho.

Zachwycałam się widokiem. Przypomniał mi się wieczór kiedy byłam u babci na wsi i również wyszłam na wzgórze patrząc na słońce, ale wtedy zachód. Tylko ten widok, który mam aktualnie przed sobą, bije resztę na głowę.

Światło słoneczne obejmowało już koronę drzewa za nami i zaraz potem wpadło na nas.
Zmrużyłam oczy i popatrzyłam na Justina, który ciągle siedział cicho.
Patrzył na mnie i się uśmiechał.

-Co nic nie mówisz i tak się patrzysz?- zapytałam.

-Bo byłaś tak pochłonięta patrzeniem na wschód, że nie słyszałaś, że cokolwiek do Ciebie mówię.- odpowiedział z uśmiechem.

-Naprawdę? Przepraszam. Uciekłam myślami, trzeba było mnie szturchnąć przecież. -mówiłam w pośpiechu, lekko zawstydzona.

-Ej spokojnie. Przecież nic się nie stało.

-To co mi mówiłeś?

-Mówiłem o zającach na łące. Opowiedziałem historię jednego z nich.

-No nie...naprawdę? A mógłbyś ją powtórzyć?-powiedziałam lekko przeciągając końcówki słów, żeby go namówić.

-No to tak w skrócie. Znalazłem jednego jak był bardzo mały. Kiedy wybrałem się na wycieczkę przez ten właśnie las, bo chciałem go lepiej poznać.
I kiedy doszedłem do strumyka,  to zauważyłem małego zająca, który wpadł w zatrzask myśliwych. Był bardzo spanikowany i obolały. Wydostałem go z potrzasku i zabrałem do siebie. Pojechałem z nim do weterynarza i zajmowałem dopóki nie wyzdrowiał. - opowiedział dumny.

-Wow...- tyle potrafiłam z siebie wydusić.

Patrzyłam na niebo z szeroko otwartymi oczami i ustami. Jestem pełna podziwu.

-Ta... Dzięki.- powiedział z lekkim uśmiechem i trochę speszony.

-To co zrobiłeś było cudowne. Jesteś naprawdę dobrym człowiekiem z wielkim sercem. Cieszę się, że Cię poznałam. -powiedziałam.

-I wzajemnie, mała.

-Mała to wiesz co jest.

-No chyba nie.

-No chyba tak.

-Pffff...

-Nie pff'haj mi tu. - powiedziałam udając złą, mimo że bawiła mnie ta sytuacja.

-Dobra.- powiedział zrezygnowany. - Cho, zbieramy się.

-I teraz dwie godziny wracania.

-Dokładnie.

••••••••••••••••••••••••
Gwiazdki i komentarze dodają motywacji!

Miłosna fobiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz