19.

9.8K 538 63
                                    

Wyszłam zza pnia. Normalnie pewnie czułabym skruchę, ale teraz byłam tylko zła. O co tu w ogóle chodziło?! Jaka kradzież? Jaka aborcja? Czemu Kate wyjechała i co w ogóle krył ich związek? Miałam tyle pytań, ale nie byłam w stanie żadnego z nich wydusić, bo miałam ściśnięte gardło. Stanęłam przed nimi i wodziłam wzrokiem od jednego do drugiego. Zwróciłam się do Seana. Nie wiedziałam czy wybuchnąć złością, wyrzutem czy zrobić awanturę na pół miasta, a może obwinić o wszystko Kate. Zamiast tego zrobiłam coś zupełnie innego, co zaskoczyło nie tylko tę dwójkę, ale również samą mnie.

- Nie mam prawa cię oceniać. – odchrząknęłam. – Nie chciałam was podsłuchiwać, przepraszam.

Wyminęłam feralną parę i ruszyłam przed siebie. Przeszłam może z trzy metry, gdy poczułam czyjąś rękę wokół mojego ramienia. Podniosłam głowę i chyba oczywistym było, kogo zauważyłam.

- Czekaj, nie jesteś zła?

- Mówiłam już, że nie mogę. Po pierwsze: stało się to dawno temu, po drugie: nigdy nie łączyło nas nic, co mogłoby sprawić, żebym się tym przejęła.

Zostawiłam oniemiałą Kate i zniknęłam za zakrętem.





Od wydarzenia w parku minął kolejny miesiąc. Do teksasu z powrotem wróciła wiosna, za parę dni miał rozpocząć się kwiecień, a w maju miało nastąpić największe wydarzenie mojego życia. Na ten miesiąc ginekolog przepowiadał mi poród. Ostro przyłożyłam się do nauki, by oceny, które obecnie zbieram, zrekompensowały te, które niewątpliwie będą gorsze, gdy już wrócę po przerwie po narodzinach Daisy.

Sean próbował się ze mną parę razy skontaktować, ale wyraźnie pokazałam mu, że nie miałam zamiaru ingerować w jego sprawy. To już nie mój problem. Na dobrą sprawę nigdy nim nie był.

Przewróciłam kolejną kartkę podręcznika do geografii. Czekał mnie spory sprawdzian, a ja wciąż nie mogłam skupić się na nauce. Poczułam jak dziecko znów kopie. Położyłam dłoń w miejscu, do którego się dobijało i powróciłam do czytania.

Zerknęłam szybko na telefon by sprawdzić, czy przypadkiem nie dzwonił Eddie. Ostatnio dużo się spotykaliśmy. Niestety wyszło na to, że nie jesteśmy w stanie liczyć na nic więcej ze swoich stron, ale przynajmniej nieźle wychodziła nam przyjaźń. Było mi trochę szkoda, bo czułam, jakbym utknęła w martwym punkcie. Sean co noc miał kogoś innego, podczas gdy ja nie umiałam znaleźć nikogo kto chociażby na mnie spojrzał. Już nawet Mike próbował zeswatać mnie ze swoim kolegą! Niestety wyglądało na to, że wszystkim chłopakom na ziemi przeszkadzała ciąża. No, prawie, ale jedyny, który w pełni to akceptował okazał się niezłym kłamcą i krętaczem.



Po szkole zgodziłam się odwiedzić Amandę i jakoś tak wyszło, że przesiedziałam u niej do późnego wieczora, kompletnie zapominając o nadchodzącym teście z geografii. Gdy wychodziłam, dochodziła dziewiąta. Ruszyłam ulicą. Mieszkałyśmy od siebie względnie niedaleko, więc postanowiłam nie dzwonić na taksówkę.

Dzień zdążył wydłużyć się, ale jeszcze nie na tyle, by o dziewiątej było zupełnie jasno. Przechodziłam przy małym parku osiedlowym, mieszczącym się niemal obok mojego domu, do którego często przychodziłam. Na jednej z ławek pod lampą ktoś siedział. Z początku chciałam tego kogoś wyminąć, myśląc, że to pewnie kolejny pijak, ale odezwały się we mnie humanitarne pobudki i postanowiłam, że może chociaż wspomogę tę osobę kocem. Podeszłam do niej i nie myliłam się – był zalany w trupa. Jednak nie był to byle jaki pijak, na ławce pod moim domem siedział Sean. Siedział z policzkiem opartym o dłoń i wzrokiem tępo wbitym w ulicę. Niechętnie go podniósł, gdy przed nim stanęłam.

- Co ty tu robisz? – zapytałam. – I czemu jesteś pijany, przecież jest środek tygodnia!

Pokręcił tylko głową i zaśmiał się, jakbym wcale nie ganiła go, a opowiadała żarty. Pociągnęłam go za rękaw, by wstał, co uczynił, ale zachwiał się. Przytrzymałam go tak, by utrzymał równowagę i zmusiłam do patrzenia na siebie.

- Dlaczego nie jesteś u siebie? – powtórzyłam pytanie twardo.

- To wszystko jej wina, wiesz? – wybełkotał, chowając twarz w moje ramię. Musiało to wyglądać komicznie, bo był zmuszony do sporego nachylenia się ze względu na mój wzrost. – To ona mnie zdradzała. – wyprostował się. Wyglądał na rozbawionego, co mocno kontrastowało ze znaczeniem jego słów. – Ale ignorowałem to, bo ją kochałem, wiesz? Och, no i kryła mnie przed policją. – odchylił głowę, kołysząc się niebezpiecznie. – Ukradliśmy z kumplami samochód. Z początku chcieliśmy go oddać, ale potem przypadkowo go skasowaliśmy. Kate to widziała i zgodziła się kłamać w zamian za to, że będę akceptował jej każdą decyzję. No i się zgodziłem. – zaśmiał się gorzko.

Nie wiedziałam, dlaczego mi to mówił, ale przynajmniej rozjaśnił mi tym całą sytuację. Nie przerywałam mu.

- A potem powiedziała mi, że jest w ciąży. – znów spojrzał na mnie i czknął. – I że wcale nie chce tego dziecka. Zdecydowała się na aborcję, a ja nie miałem nic do powiedzenia w tej sprawie, bo przecież dla mnie skłamała na policji! Na początku byłem przerażony, ale potem zdałem sobie sprawę, że naprawdę chciałem tego dziecka, choć nawet nie wiedziałem, czy było moje.

On naprawdę musiał mocno kochać Kate. Był w stanie wybaczyć jej zdrady i zaakceptować dziecko. Chciał w tak młodym wieku porzucić nastoletnie przywileje dla niej. A ona po prostu zdeptała wszystkie jego uczucia. Było mi go bardzo żal, ale nie wiedziałam jak mu pomóc. Zwyczajnie nie byłam w stanie.

- Gdy wtedy usłyszałem twoją rozmowę z Benem, pomyślałem sobie, że skoro cię zostawił, na pewno zechcesz pozbyć się problemu, więc postanowiłem zagrać ci na uczuciach tymi cholernymi bucikami. – potarł dłonią twarz.

- Rycerz z ciebie. – mruknęłam. – Odprowadzę cię do domu. – nie wiedziałam, jak skomentować to całe wyznanie, więc po prostu zmieniłam temat. Sean jednak nie pozwolił na to.

- Nie, nie, nie. Jeszcze nie skończyłem. – oparł się mi.

Myślałam, że coś powie, ale zamiast otworzyć usta zetknął je z moimi. Znowu. Nie myślałam, by go odepchnąć. Szczerze to nie obchodziło mnie, czy po tym pocałunku nadejdą kolejne trzy miesiące nie odzywania się, ważna była chwila. Nawet jeśli pachniała alkoholem. Sean oderwał się ode mnie.

- Wystraszyłem się wtedy, Jackie. Bo naprawdę cię lubię, wiesz? – pokiwałam głową. – A ja raczej nie powinienem lubić dziewczyn, bo to kończy się katastrofą. – zaśmiał się, ale wyglądał na nieco bardziej trzeźwego niż jeszcze parę minut temu. – To jak, odprowadzisz mnie?

- Teraz już chyba sam dasz sobie radę. – przechyliłam głowę i uśmiechnęłam się, co odwzajemnił.

Ruszył ulicą i po prostu nie mogłam się powstrzymać.

- Hej, Sanchez! – zawołałam - Też cię lubię. Obie lubimy.

Zniknął w cieniu, a ja weszłam do domu. Wyglądało na to, że coś się zmieniło. Nie miałam jeszcze pojęcia, jakie skutki będzie to za sobą niosło, ale wiedziałam, że będzie ciekawie. I że to było właśnie to, czego chciałam.

W kuchni siedziała mama, która obserwowała mnie uważnym spojrzeniem. Zmarszczyłam na to brwi i podeszłam do niej, po czym oparłam się biodrem o blat.

- Wygląda na to, że ktoś się pogodził. – powiedziała tylko, popijając kawę ze swojego ulubionego kubka.

Zaśmiałam się tylko z niedowierzaniem na jej ciekawskość i weszłam po schodach do swojego pokoju.

umówmy się, że w weekendy będę was rozpieszczać B)

Niestety powoli zbliżamy się do końca (chill, czekają nas jeszcze ze 4 rozdziały!), ale spokojnie, niedługo zaczynam pracę nad nowym opowiadaniem, także stay tuned!

Texas BabyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz