13.

9.8K 545 35
                                    


Wybiegłam z domu od razu, gdy zauważyłam czarne BMW na moim podjeździe. Byłam podekscytowana, bo nie siedziałam za kierownicą od ponad pół roku. Narzuciłam na ramiona gruby sweter, który poprawiłam truchtając do drzwi samochodu. Nachyliłam się i zapukałam w szybę od strony kierowcy. Sean opuścił ją.

- Chyba zwariowałaś, że pozwolę ci poprowadzić moje cudeńko. – sarknął. – Dawaj kluczyki do swojego auta.

Wywróciłam oczami, ale wyjęłam je z kieszeni i zamachałam mu przed nosem. Wysiadł i zamknął swoje „cudeńko", po czym skierował się do mojego prezentu. Skinął na kierownicę, dając mi znak, że mam tam usiąść. Myślałam, że najpierw wywiezie nas w jakieś pole, ale najwyraźniej myliłam się. Zapytałam go o to, ale mruknął tylko, bym nie marudziła i w końcu zajęła to cholerne miejsce, bo zaraz wykituje, a tak w ogóle to jestem w ciąży, kobietą i nie powinnam w ogóle prowadzić. Chyba był mało zadowolony z takiego sposobu na spędzenie sobotniego popołudnia. Zignorowałam jego komentarze i zrobiłam to, o co mnie prosił. Zobaczyłam, jak nerwowo zapiął pas, co również wykonałam, ale spokojniej. Przeciągnął ręką po lokach. Czy on się denerwował?

Odpaliłam i zaczęłam powoli cofać. Oczywiście musiałam za szybko puścić sprzęgło i samochód gwałtownie wyrwał się w tył. Sanchez wstrzymał powietrze i spojrzał na mnie szeroko otwartymi, brązowymi oczami.

- Spokojnie. – mruknął, ale nie wiedziałam czy mówił to do mnie czy do siebie, by dodać sobie nieco otuchy.

Włączyłam radio i puściłam Dreaming of you, by nieco uspokoić towarzystwo. Spróbowałam jeszcze raz, teraz już skutecznie. Wyjechałam na ulicę i powoli ruszyłam do przodu, po drodze myląc biegi, co nie uszło krytycznemu wzrokowi Seana i nie obeszło się bez komentarza. Poruszył gałką za mnie, zdenerwowany tym, że jeszcze nie wyjechaliśmy z miasta, a już prawie nas okaleczyłam. Później szło mi raczej dobrze, bez komplikacji dojechałam do granicy miasta i wylądowałam na ogromnej, pustej przestrzeni, gdzie swobodnie już mogłam ćwiczyć jazdę. Na razie ominęliśmy ronda, bo chłopak stwierdził, że to nie na jego nerwy. Ciągle kazał mi zmieniać te cholerne biegi, co naprawdę doprowadzało mnie do szału, bo w ogóle nie chciały ze mną współpracować.

- Boże, kobieto, no wrzuć tę dwójkę. To nic skomplikowanego. Nie czujesz jak zgrzyta? – powiedział zirytowany.

Chwycił moją dłoń położoną na tym cholerstwie i pokierował nią odpowiednio.

- Nie musisz na mnie krzyczeć, zrozumiem bez tego. – zezłościłam się. – Mogę wysiąść i w ogóle nic nie robić, jeśli ci się nie podoba.

- To nie ja siebie prosiłem o pomoc. – zaśmiał się bez radości.

Warknęłam i znów spróbowałam wyczuć moment zmiany biegu. W końcu po wielu próbach, krzykach na Seana i jego wyklinaniach na mnie, ten samochód i całe przedsięwzięcie, udało mi się. Byłam z siebie tak zadowolona, że aż zapomniałam o prowadzeniu, co prawie przypłaciłam samochodem.

Zdecydowałam, że czas wracać, gdy Sean przestał reagować na moje pytania. Na ten dzień mieliśmy oboje dość emocji. Zamieniliśmy się miejscami, więc uważnie obserwowałam, jak on to robił. Wodziłam wzrokiem od jego nóg, przez ręce do wzroku uważnie skupionego na drodze. Jego pulchne usta rozciągnęły się w pewnym uśmieszku.

- Nie musisz się tak wpatrywać. – powiedział, zmieniając pas.

- Ale chcę. – Zabrzmiało to nieco inaczej, niż zamierzałam. – W sensie... Obserwuję cię jako bardziej doświadczonego kierowcę. – poprawiłam się szybko.

Potrząsnął głową. Po chwili znaleźliśmy się już pod moim domem i oboje opuściliśmy pojazd. Stanęłam przed nim i szturchnęłam lekko w klatkę piersiową.

- Dzięki, nerwusie. – chciałam zabrać rękę, ale przytrzymał ją.

- Nie ma za co, mamuśka. – uśmiechnęłam się na przezwisko, bo zaczęło mnie nawet bawić. Wywrócił oczami, co ostatnio miał dość często w nawyku, ale wciąż nie puścił mojej dłoni.

- Możesz już mnie puścić. – zmarszczyłam nos. Chociaż nie musisz. Źle, musisz.

- Mogę. – pokiwał powoli głową. Potarł brodę ręką. Musiał niedawno się ogolić, bo miał gładką twarz. – Ale chyba należy mi się chwila przyjemności po tej jeździe, co?

Uniosłam brwi.

- Może zrobię ci kawę? – zapytałam.

Odpowiedział jednak, że nie trzeba i w końcu wypuścił moją dłoń ze swojej. Pożegnał się ze mną i po chwili już go nie widziałam.

Weszłam z powrotem do domu. Miałam jeszcze zadzwonić do Josephine, by przyjechała do mnie wieczorem, ale rozproszył mnie Ares, który plątał się pod nogami, domagając pieszczot i uwagi. Mieli z Sanchezem więcej wspólnego, niż komukolwiek mogłoby się wydawać. Z tą różnicą, że mojego kota dało się pogłaskać bez zagrożenia utraty ręki poprzez ugryzienie. No i nie komentował moich poczynań. I nie wywracał oczami. Nie, jednak pers był zdecydowanie lepszy od mojego znajomego.

Oznajmiłam rodzicom, że jestem już w domu i udałam się do pokoju. Wyciągnęłam telefon, chcąc wybrać numer do przyjaciółki. Jednak nim to zrobiłam, ekran rozświetlił się oznajmiając, że przyszła do mnie nowa wiadomość. Kliknęłam w powiadomienie. Ujrzałam SMS-a od Seana.

S.:

Zapomniałem powiedzieć, że w piątek będę po ciebie o siódmej. Do tego czasu nie będzie mnie w szkole, więc sprawuj się dobrze, mamuśka.

Pewnie pisał o balu świątecznym, ale zaciekawiło mnie, czemu miało nie być go przez prawie dwa tygodnie. Możliwe, że gdzieś wyjeżdżał, ale nie było to moją sprawą, więc porzuciłam zbędne rozmyślania. Weszłam w książkę kontaktów i zadzwoniłam do Jo.




Niedziela mijała mi spokojnie. Włączyłam sobie Leona Zawodowca i znów okrutnie się popłakałam na końcu. Wyszłam się przewietrzyć i nim się obejrzałam, przeszłam trzy przecznice, wciąż mając mokrą twarz, zaczerwienione nos i oczy oraz zapuchnięte powieki.

Szłam powoli, gdy zauważyłam znajomy samochód. Sanchez nie byłby sobą, gdyby choć raz mnie zignorował i nie zatrzymał się. Spojrzał na moją twarz, a mi przypomniało się, jak ja właściwie wyglądałam. Zmarszczył ciemne brwi.

- Coś się stało? – zapytał.

Pociągnęłam głośno nosem i otarłam policzki.

- Nie.

- Przecież widzę. – stwierdził i machnął ręką w moją stronę.

- Nic się nie stało, oglądałam film. – zaśmiałam się przez łzy.

Pokiwał głową, jakby nagle wszystko zrozumiał, choć wyraz jego twarzy mówił coś zupełnie przeciwnego. Skinął, abym wsiadła, ale odmówiłam. Chciałam zrobić sobie mały spacer po okolicy, zresztą i tak już wracałam. Na miejscu czekała na mnie góra zeszytów, więc im bardziej mogłam przedłużać wszystko, tym lepiej.

BMW odjechało, a ja skręciłam w odpowiednią ulicę.

NASTĘPNY JUŻ BĘDZIE DŁUŻSZY, OBIECUJĘ!!!

ps ja za kierownicą też byłabym masakrą

ps2 ostatnio przybywa Was coraz więcej i jestem wam baaardzo wdzięczna. Naprawdę od razu chce się pisać, gdy wiem, że ktoś to czyta. DZIĘKUJĘ!

Texas BabyWhere stories live. Discover now