16.

9.7K 579 34
                                    

Szare chmury spowijały niebo. W salonie na dole mama z Rickiem ubierali choinkę. Próbowała namówić mnie do pomocy, ale byłam zbyt zmęczona robieniem pierników. Następnego dnia miały rozpocząć się święta i do naszego domu zjeżdżała się połowa rodziny, dlatego chciałam w pełni wykorzystać ostatnie chwile spokoju. Nieco się denerwowałam, bo oprócz dziadków nikt nie wiedział o mojej ciąży.

Z rozmyślania wyrwało mnie pukanie do drzwi. Poprawiłam się na łóżku i pozwoliłam tej osobie wejść. Zza nich wyjrzała moja mama, wpuszczając do pokoju wąską wiązkę światła.

- Chcesz nałożyć gwiazdę na czubek? – zapytała. Pokiwałam głową.

Wstałam i wraz z nią udałam się do pokoju dziennego. Nasza choinka była naprawdę piękna. Oprócz obsesji na punkcie Kronik Wampirów, moja mama miała również manię jednolitości. Dlatego wszystkie ozdoby na drzewku miały kolor bordowy lub złoty. Światełka lśniły ciepłym blaskiem, podbijanym przez ogień w kominku. Chwyciłam element wieńczący całość i wspięłam się na palce, by założyć go na sam czubek świerku. Może i miałam niedawno ukończone osiemnaście lat, ale mimo to z ekscytacja rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu prezentów, których jednak nie dostrzegłam. Zrezygnowana udałam się do kuchni, by tam podebrać jakieś świąteczne rarytasy. Odkroiłam kawałek ciasta z bakaliami, wcześniej jednak skrupulatnie wyjmując każdy suszony owoc. Nienawidziłam ich.

Mój telefon rozdzwonił się. Na ekranie ujrzałam imię Alissy, więc szybko odebrałam i przyłożyłam urządzenie do ucha.

- Wesołych świąt! – zawołała. – Życzę ci już teraz, bo jutro może być trudno dorwać się do komórki. – zaśmiałam się, bo doskonale to rozumiałam. Obie miałyśmy liczne rodziny. – A jak tam junior?

- Dobrze. – powiedziałam z ustami pełnymi przysmaku. – Właśnie konsumujemy kaloryczne ciasto bez bakalii.

- W takim razie nie przeszkadzam. Do zobaczenia po świętach, Jackie! – pożegnałyśmy się.

To niezwykle miłe, gdy osoby dla ciebie ważne o tobie pamiętają i dbają o twoje dobre samopoczucie. Niezwykle doceniałam to, że moje przyjaciółki nawet w tym świątecznym szale znajdowały dla mnie chociaż parę minut na złożenie życzeń czy zapytanie o to, jak się czuję. Skarby, nie ludzie.




- Zjedz jeszcze troszkę sałatki, Jacqueline. To wyjdzie wam obojgu na zdrowie! – babcia Maria od dziesięciu minut próbowała we mnie wcisnąć jeszcze choć łyżkę dania, ale broniłam się zawzięcie, gdyż byłam tak pełna, że mogłabym się toczyć.

Dom wypełniał gwar rozmów. Przy stole tłoczyło się dwadzieścia osób, a każdy chciał coś powiedzieć i dobrze zjeść. Może i taka sytuacja była męcząca, ale musiałam przyznać, że lubiłam to. Uwielbiałam duże rodziny, radosną atmosferę i roztargnienie towarzyszące obecności tak dużej ilości osób. W mojej rodzinie nie sposób było czuć się samotnym, ale także anonimowość nie była nikomu tu pisana. Każdy znał każdą najmniejszą rzecz o każdym, wszyscy interesowali się życiem wszystkim. Tak więc moje nadzieje na to, że tylko dziadkowie wiedzieli o mojej ciąży, szybko okazały się jedynie pobożnym marzeniem. Zostałam obsypana życzeniami i drobnymi podarunkami, choć, by nie było zbyt kolorowo, nie obeszło się też bez kilku krzywych spojrzeń, głównie ze strony ciotki Beatrice. Oczywiście nie miałam jej tego za złe, ale ta kobieta nigdy zbytnio za mną nie przepadała. Zawsze krytykowała moje zachowania, komentowała sposób, w jaki mama mnie wychowywała, zarzucała jej wczesną ciążę i raz po raz powtarzała, że ja również tak skończę, a teraz na złotej tacy dostała potwierdzenie swoich słów.

Dzieciaki latały wokół stołu z prezentami. Każdy był czymś zajęty, więc postanowiłam, że to idealny moment na ulotnienie się. Przeprosiłam towarzystwo i udałam się do pokoju. Ledwo głową dotknęłam poduszki, a już zmorzył mnie sen.




Texas BabyWhere stories live. Discover now