15.

9.9K 545 79
                                    

Cały weekend starałam przekonać się o nieodpowiedzialności Seana. Musiałam zniechęcić się do niego tak, by nasze relacje znów powróciły na tory czysto koleżeńskie. Dopiero teraz zauważyłam, że zboczyły z nich już dawno temu.

Zadzwoniłam po przyjaciółki. Pojawiły się po niecałej godzinie. Musiałam to z siebie wyrzucić, bo wspomnienie zeszłego wieczora trawiło mnie od środka. Siedziały przede mną z pytającymi minami, a ja wodziłam wzrokiem od jednej do drugiej i starałam zmusić się do mówienia.

- Wczoraj całowałam się z Seanem. – wydusiłam w końcu.

Amanda uniosła brwi.

- Kochanie, robisz to regularnie od paru miesięcy. – jej głos nie krył zaskoczenia, spowodowanego moim stanem.

- Tak, ale nie naprawdę. A teraz nikogo nie było wokół. Nie było potrzeby, rozumiecie? Tym razem to nie było udawane. – spojrzałam na paznokcie, które nagle wydały mi się niezwykle fascynujące.

Pokój opanowała cisza. Żadna z nas się nie odzywała, a ja nie miałam nawet siły unieść wzroku na dziewczyny.

- Najlepsze jest to, że gdyby mnie to nie obchodziło, to nie przeżywałabym tego jak teraz. – zaśmiałam się bez krzty rozbawienia.

- O cholera. – wyrwało się z gardła Alissy.

Chciały wiedzieć coś więcej, ale nie byłam w stanie im nic powiedzieć. Nieźle się bałam, że teraz wszystko się posypie. Ale liczyłam, że Sanchez potraktuje ten incydent jak wszystkie inne z jakąkolwiek dziewczyną. Przejdzie z nim do porządku dziennego. Ja także powinnam to zrobić.

Zmieniłam temat, gdy ten zaczął mnie już męczyć. Ileż mogłam mówić, że nie, nie wiem jak to się stało i nie mam pojęcia, czy którekolwiek się tym przejmie.

Spędziłyśmy razem parę godzin, ale wkrótce wszystkie musiały iść. Zamknęłam drzwi za Alissą, która wyszła jako ostatnia i oparłam się o nie. Westchnęłam głęboko. Musiałam przestać tak przeżywać. Odepchnęłam się od płaszczyzny i poszłam do salonu, w którym mama i Rick objęci oglądali film. Przysiadłam się do nich i wtuliłam w ramię rodzicielki. Podebrałam skrawek jej koca i otuliłam nim nogi. Jedynym źródłem światła oprócz telewizora był kominek. Płomienie skakały i strzelały wesoło, hipnotyzując. Z miski sięgnęłam po garść popcornu, którą od razu wepchnęłam do buzi.

- Czemu jesteś taka milcząca? – zapytał Rick, także sięgając po słoną przekąskę.

Wzruszyłam ramionami. Żadne z nich nie zmuszało mnie do mówienia, może pomyśleli, że po prostu mam taki dzień. Było mi to na rękę, bo nie miałabym siły znów opowiadać o tych wszystkich emocjach, a mama na pewno by się dopytywała. Jak na złość oglądali Zakochaną Złośnicę. Los chciał, że lubiłam ten film, więc nie odmówiłam sobie seansu, ale nie dotrwałam nawet do końca, gdyż zasnęłam na kolanach rodzicielki.




Weszłam do szkoły. Ze zdziwieniem zauważyłam rutynowy wianuszek dziewcząt. Mimo notoryczności jego się pojawiania, zaskoczył mnie, bo już dawno nie był obecny na korytarzach Southside High School. Zmarszczyłam brwi, widząc w jego środku Seana. Wiedziałam, że potrzebował uwagi płci pięknej, ale myślałam, że dogadaliśmy się, iż podczas trwania naszej umowy, będzie szukał jej poza murami tej szkoły. Przecież mógł nas zdekonspirować. Podeszłam tam. Przepchnęłam się przez gąszcz długich włosów i rozproszyłam tłum srogim spojrzeniem. Wrogi wzrok utkwiłam w chłopaku, który wyglądał na wyjątkowo znudzonego tą sytuacją.

- Możesz powiedzieć mi, co ty tak właściwie robisz? – warknęłam wyraźnie zła. – Zgłupiałeś do reszty? Przecież mówiliśmy, że panienek szukasz na razie gdzieś indziej. – mówiłam z wyrzutem.

- Jacqueline. – wywrócił oczami. Zamarłam. Nigdy nie mówił do mnie pełnym imieniem, zawsze używał zdrobnień, choć wiedział, że w jego ustach strasznie mnie to denerwowało. – Oboje dobrze wiemy, że to nie ma sensu. Sama tak powiedziałaś. – jego słowa wydawały mi się płaskie i pozbawione jakichkolwiek emocji.

- Co nie ma sensu? – nie rozumiałam tego, co właśnie wypowiedział. – Chyba nie myślisz, że wyobrażam sobie coś po piątku? Po prostu wróćmy do swojej roboty i tyle.

- Nie, Jacqueline. – pokręcił głową. – Nie wrócimy. Pomogłem ci już dostatecznie. Nikt nie powie na ciebie złego słowa. Za parę dni ludzie zorientują się, że po prostu zakończyliśmy związek pokojowo, skoro nie było afery. Tyle.

Odszedł. Zostawił mnie kompletnie zdezorientowaną na środku korytarza. Nerwowo poprawiłam włosy i rozejrzałam się po korytarzu. Nikt się na nas nie gapił, wszyscy byli zajęci swoimi sprawami. Stałam tak chwilę, po czym uniosłam buntowniczo brodę. Miał rację, pomógł mi już wystarczająco i miałam spokój. To było to, czego chciałam i potrzebowałam. Poszłam w przeciwnym kierunku niż on.




- Jak to koniec? – ręka Josephine trzymająca frytkę zamarła w połowie drogi do ust. Patrzyła na mnie szeroko otwartymi błękitnymi oczyma.

- Normalnie. – mruknęłam, grzebiąc widelcem w swojej sałatce.

Opowiedziałam jej całe wydarzenie z rana. Była długa przerwa, więc siedziałyśmy razem w jadalni. Oprócz porannego ekscesu, cały dzień mijał raczej spokojnie. Udało mi się nawet dostać piątkę z angielskiego. Tym razem Sen nie zaczepił mnie ani razu.

Oparłam brodę na dłoni i wgapiłam się w bliżej nieokreślony punkt. Zastanawiało mnie, czy wpływ na to miała sytuacja z balu. Minęło dopiero parę godzin, a już dziwnie się czułam bez jego ciągłego gadania i komentarzy. Nawet tego, że mnie denerwował. Chociaż teraz też mnie denerwował tym, że mnie już nie denerwował.

Dziwiło mnie jego zachowanie. Nagle stał się opryskliwy i chłodny, jakbym cokolwiek mu zrobiła. Nigdy wcześniej, nawet przed tym jak poszliśmy na ten układ, nie zachowywał się tak w stosunku do mnie. Owszem, rzucał czasami jakieś kąśliwe komentarze, ale nie było to nagminne. Miałam nadzieję, że teraz pomimo zakończenia tego wszystkiego powrócimy do dawnych stosunków.

Ktoś szturchnął mnie w ramię, więc uniosłam wzrok. Ujrzałam stojącą nade mną Jo.

- Zaraz będzie dzwonek, chodź. – poprawiła ramiączko plecaka, nerwowo się rozglądając.

- Zamyśliłam się. – potrząsnęłam głową i również wstałam. Także omiotłam pomieszczenie wzrokiem, by odnaleźć to, czego wypatrywała moja przyjaciółka.

Udało mi się. Niedaleko przy stole siedział on. Ben uważnie wpatrywał się we mnie, przez co przeszedł mnie dreszcz. Mimo to utrzymałam kontakt wzrokowy. Nie chciałam dać się mu zapędzić w kozi róg. Byłam pewna, że jego uwadze nie uszedł brak Seana w pobliżu mnie, co oznaczało, że teraz byłam łatwym celem. Oboje to wiedzieliśmy. Wstał i ruszył w naszym kierunku. Josephine szarpnęła mnie za rękaw, ale moje stopy wrosły w ziemię. Przez chwilę wyglądał jak wtedy, gdy przychodził się ze mną witać krótkim pocałunkiem. Jednak gdy znalazł się blisko, na jego ustach zauważyłam cyniczny uśmiech.

- Gdzie twój kochaś, Jackie? – zapytał rozbawiony. – Co, zostawił cię? Kolejny? – jego słowa były przeżarte jadem. – Jakoś w ogóle mnie to nie dziwi.

- Zamknij się, Donoughvan. – warknęła brunetka obok mnie.

On jedynie się na tę groźbę zaśmiał.

- Uważaj, Josephine. Z kim cię widzą, tak cię piszą. A szkoda by było takiej ładnej dziewczyny.

Z tymi słowami odszedł. Przełknęłam ślinę. Jo prychnęła oburzona na jego wymysły, ale szybko się otrząsnęła. Ten chłopak był okropny, ale nie mogłam zaprzeczyć temu, co powiedział. Dla niektórych osób tak to właśnie mogło wyglądać. Znów zostałam porzucona. Do tego byłam w piątym miesiącu ciąży. Nie miałam na to siły, dlatego potrząsnęłam głową, zrobiłam dobrą minę do złej gry i postarałam się wyrzucić złe myśli z umysłu.

jakiś taki mdły ten rozdział, ale bywa haha

Texas BabyOù les histoires vivent. Découvrez maintenant