Rozdział II

849 53 0
                                    

- Co wy tu robicie? – Profesor Sinner popatrzyła na Abby i Martina groźnym wzrokiem – Mam nadzieję, że macie jakiś dobry powód na usprawiedliwienie swojego czynu.

    Abby rzuciła Martinowi spojrzenie znaczące mniej więcej „siedź cicho, ja wszystko załatwię”.

    - Pani profesor – zaczęła dziewczyna – ja wiem, że to w żadnym wypadku nie usprawiedliwia naszych czynów, ale my po prostu…

    - Chcieliśmy pobyć gdzieś sami. – wtrącił Martin. 

    Abby poczuła, że na jej policzkach płonie ognisty rumieniec. Naprawdę nie miała żadnego pomysłu jak wyplątać ją i Martina z tej sytuacji. Szczególnie, że chciała żeby jedno z nich mogło wyjść stąd z torbą pełną żab. Gdyby one zaczęły teraz się gwałtownie poruszać albo wydawać charakterystyczne odgłosy… wolała nie myśleć o konsekwencjach. Wtargnięcie zakochańców do pustej klasy podczas przerwy, aby pobyć trochę w samotności to jedno – ale kradzież szkolnego mienia? 

    Pomysł Martina o parze zakochanych był całkiem niezły – Abby postanowiła kontynuować to kłamstwo. 

    - My naprawdę nie myśleliśmy, że z tego będzie taki kłopot. – Abby starała się mówić głosem pełnym lęku. 

    - Po tobie Martinie mogłam się tego spodziewać. W końcu wiadomo jaka krąży o tobie opinia w szkole. Ale uczennica, która ma same szóstki i nienaganne zachowanie? Zawiodłam się na tobie, Abby. – nauczycielka pokiwała z dezaprobatą głową. Mierzyła wzrokiem to jedno, to drugie z nieszczęsnych nastolatków.

    Martin złapał Abby za rękę. Nie wiedziała czy to miał być gest utwierdzający nauczycielkę w przekonaniu, że naprawdę coś do siebie czują czy po prostu chciał jej dodać odwagi. Abby nie cofnęła ręki i posłała mu słaby uśmiech.     

    - To był mój pomysł, proszę mnie ukarać. Martin nie miał z tym nic wspólnego. – wyznała dziewczyna zdecydowanym głosem. 

    - Oczywiście, że wyciągnę konsekwencje. Abby, masz zostać dzisiaj dłużej po lekcjach w szkole. – odrzekła profesor Sinner -  Przeważnie inaczej karamy za takie przewinienie, ale ze względu, że to twój pierwszy incydent dostaniesz taryfę ulgową. A teraz już, zmykać mi stąd! – dodała i gestem wygoniła Abby i Martina z klasy. 

 Wysoki chłopak w czarnym podkoszulku My Chemical Romance szedł przez szkolny korytarz. Na ramieniu niósł pokrowiec na gitarę, który był cały oklejony naklejkami różnych zespołów rockowych. Minął niską blondynkę i wysokiego szatyna, którzy rozmawiali, żywo gestykulując. Louis oparł swój futerał o ścianę i zaczął otwierać swoją szkolną szafkę. 

    - Ty idioto! Co ty sobie wyobrażasz? – jakiś chłopak krzyknął na cały korytarz.

    Louis odwrócił się i zobaczył dwójkę przepychających się zawodników drużyny futbolowej, jeden z nich wyglądał jak kapitan, który był w tej szkole uważany za kogoś w rodzaju „boga”. Zwykle nie mieszał się w bójki i go to nie interesowało, ale teraz… Powiedzmy, że drużyna futbolowa zawsze stawała w swojej obronie. Nigdy nie dochodziło do kłótni między członkami zespołu. 

    - Johnny, przecież wiesz, że to co zrobiliście było złe! – odezwał się muskularny blondyn. Louis kojarzył go z widzenia, ale nie pamiętał jak się nazywał.

    - Więc teraz to nasza wina, tak?! Może ty nam nie pomagałeś wcześniej, co? Nie wciskaj mi kitu, Dustin! – odparł kapitan nazwany Johnnym.  

    - Wiesz co o tym sądziłem! – krzyknął Dustin.

    Ta sytuacja zaczęła przyciągać tłumy uczniów, którzy przyszli zobaczyć co się dzieje. Krzyki było słychać co najmniej w całym skrzydle szkoły. Louis przecisnął się przez uczniów, tak, że stał teraz w pierwszym rzędzie. 

Zemsta UmarłychWhere stories live. Discover now