dzień osiemnasty

503 69 8
                                    

Ten dzień od samego rana zapowiadał się okropnie. Harry zaspał i przyszedł do pracy mocno spóźniony. Był wprawdzie prezesem firmy i nikt nie zwróciłby mu uwagi z tego powodu, lecz o godzinie dziesiątej miało odbyć się ważne spotkanie. Brunet wpadł do firmy jak huragan, a następnie skierował się biegiem do swojego gabinetu. Z tego wszystkiego nie przywitał się ze swoją sekretarką. Zebrał z blatu biurka odpowiednie dokumenty i popędził na spotkanie. Spóźnił się, inwestor był zdenerwowany co nie sprzyjało zawieraniu umowy. Po długich dwóch godzinach udało się złożyć podpisy na odpowiednich dokumentach. Dwie godziny, które wydawały się być wiecznością. Harry wypadł z sali i spokojnym krokiem wrócił do siebie. Przerażała go ilość papierkowej roboty, którą przez ostatnie dni zostawiał ,,na jutro". Tym razem zwrócił uwagę na sekretarkę i grzecznie przeprosił za brak kultury. Wyrozumiała kobieta posłała mu uśmiech i na jego prośbę poszła przygotować dla niego kawę i przynieś coś do jedzenia. Harry przekroczył próg swojego gabinetu i wziął głęboki wdech. Zamknął brązowe drzwi i zbliżył się do oszklonej ściany. Idealny widok na Londyn. Oparł o szkło głowę i przymknął oczy. Było z Nią źle. Z każdym kolejnym dniem. Z każdą kolejną minutą, sekundą zbliżali się ku końcowi. Ona zbliżała się ku swojemu końcowi.

Wielka bezsilność ogarnęła jego ciało i sprawiła, że zsunął się po ścianie w dół. Podkulił nogi i otoczył je ramionami. Po jego policzkach spłynęły słone łzy, które ostatnio coraz częściej towarzyszyły mu w prawie każdych czynnościach. Z zamyślenia nie wybudziło go nawet wejście sekretarki z posiłkiem. Kobieta spojrzała na swojego szefa, a w kącikach jej oczu pojawiły się łzy. Jak najciszej wyszła z gabinetu i wróciła na swoje miejsce, gdzie przepłakała kilka dobrych minut. Wszyscy w firmie wiedzieli o Ivy, o jej chorobie, o tym, że z każdym dniem jest coraz gorzej, a poprawa stanu zdrowia jest chwilowa. Wiedzieli, że Harry nie wytrzyma długo, załamie się.

Z resztą, już do tego doszło.

******

Tego dnia Harry został w pracy dużo dłużej niż powinien. Sterta papierów zalegających na jego biurku dawała o sobie znać, a stan w jakim się znajdował nie sprzyjał temu zadaniu. Musiał jednak to zrobić, inaczej wiele spraw firmy nie ruszyłoby dalej.

Było kilka minut przed dziewiętnastą, gdy brunet opuścił budynek firmy. Jako ostatni. Wsiadł do swojego samochodu i prosto pojechał do szpitala. Zaparkował na jednym z wielu wolnych miejsc i wolno ruszył w stronę dużych drzwi szpitala. Czuł jakby z każdym krokiem jego ciało opuszczało coraz więcej sił. Chciał być z Nią, a jednocześnie nie mógł patrzyć na jej cierpienie. Wziął głęboki wdech i wszedł do budynku. Przywitał się z recepcjonistką kiwnięciem głowy i ruszył na odpowiedni oddział. Wyszedł z windy i przekroczył próg oddziału. Snuł się jak duch, blady, bez życia, zero mimiki. Nic. Jednak wewnątrz rozgrywał niesamowitą walkę. Niezwykle dla niego ciężką i wymagającą wielkiego wysiłku. A to była dopiero walka, wojna jeszcze się nie skończyła.

Stanął przed szklanymi drzwiami sali i wszedł do pomieszczenia najciszej jak się dało. Odwrócił głowę w stronę szpitalnego łóżka. Ivy leżała na nim blada, przykryta kołdrą po samą szyję, a co chwilę nawiedzał ją okropny kaszel. Jej oczy nie były już radosne, były smutne, a magiczna iskierka jakby wyparowała. Męczyło ją wszystko, nawet branie oddechu. Po policzku bruneta spłynęło kilka łez. Cierpiał widząc ją w takim stanie. Gdyby tylko mógł wziąłby cały jej ból na siebie. Gdyby mógł sprawiłby aby wyzdrowiała i mógł z nią wrócić do domu. Ale Harry nie mógł mimo wielkich chęci.

– Cześć Harry – do jego myśli wdarł się cichutki głos zachrypły od płaczu. Chłopak skierował wzrok na Ivy i posłał jej uśmiech. Ukradkiem starł łzy i podszedł do łóżka.

– Hej Ivy – pochylił się nad jej czołem i złożył na nim pocałunek, czym wywołał lekki uśmiech na twarzy nastolatki. Uwielbiała kiedy to robił, czuła się wtedy bezpieczna.

– Czemu przyszedłeś tak późno? – spytała, a Harry odniósł wrażenie, że z każdym kolejnym słowem jej głos słabł.

– Musiałem zająć się papierkową robotą. Odkładałem ją od kilku dni, ale bez niej firma nie ruszyłaby dalej. Przepraszam Skarbie. Poprawię się – uśmiechnął się w jej stronę i ułożył dłoń na jej drobnej, w którą wbity był wenflon.

– Nic się nie stało – odezwała się próbując ukryć jaki ból sprawia jej mówienie. –I tak nic nie robiłam cały dzień.

– Doprawdy? Myślałem, że odwiedziła cię Lizzy.

– Jej stan się poprawił. Przewieźli ją do innego szpitala – odezwała się i spoglądnęła na niego.-Wyjdzie z tego. Obiecała mi – zakaszlała.

– Tak samo jak ty obiecałaś mi – zauważył brunet.

– Harry...- jęknęła przewracając oczami. – Wiesz, że mi się nie uda.

– Nie pleć głupot Ivy. Zobaczysz, że za kilka tygodni będziemy siedzieć razem w mieszkaniu i oglądać te twoje romantyczne komedie – uśmiechnął się na wspomnienie wieczorów, podczas których oglądali filmy, których nie był sympatykiem.

– To ty nie pleć głupot Harry – odezwała się, a w jednej chwili jej głos przybrał na sile. – Wiesz, że już stąd nie wyjdę. I dobrze wiesz, że nie zostało mi dużo czasu. Musisz...to przyjąć do wiadomości. Ja już się z tym pogodziłam – rzekła smutno, jakby to co przed chwilą powiedziała nie było prawdą. Chciała coś dodać, lecz przerwał jej atak kaszlu. Harry pomógł podnieść się Ivy, dzięki czemu szybciej on minął. Brunet podał nastolatce kubek z wodą. Ona chętnie go przyjęła i po upiciu kilku łyków odłożyła, uważając aby nie wypuścić go z dłoni. – Oboje dobrze wiemy co się ze mną stanie Harry. Nie możemy tego zmienić, nie raz już to słyszeliśmy – powiedziała spoglądając w jego szmaragdowe oczy, które teraz zaszły łzami. Nie mógł sobie wyobrazić dnia bez niej, a co dopiero reszty życia. – Poradzisz sobie beze mnie Harry. Wierzę w ciebie, jesteś dzielny i niezwykle odważny. Najważniejsze to żebyś pamiętał, że cię bardzo, bardzo kocham – posłała mu szeroki uśmiech i ścisnęła jego dłoń. Po chwili odwróciła się do niego plecami i przymknęła oczy. Przez następne dwadzieścia minut w pomieszczeniu panowała cisza. Ivy myśląc, że Harry wyszedł nie chcąc jej budzić pozwoliła łzom spłynąć po policzkach. W dzień rzadko płakała. Nie chciała pokazywać, że jest słaba. Że nie pogodziła się ze swoim losem. Z jej ust wydobyły się szepty, które przybrały postać piosenki.

A Harry..., Harry nigdzie nie wyszedł. Siedział nieruchomo na krzesełku i wpatrywał się w szlochającą Ivy. Nie chciał jej przestraszyć, chciał poczekać aż zaśnie i dopiero wyjść. Do jego uszu dobiegły słowa jakiejś piosenki. Jednak Harry jej nie znał. Nie wiedział, że w niedługim czasie stanie się jego ulubioną i zajmie ważne miejsce w jego sercu. 

Nobody Knows // h.s. ✔Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang