Rozdział XXIII

1.5K 152 37
                                    

Z koszmaru wyrwał mnie dźwięk tłuczonej filiżanki. Odłamki ceramiki rozsypały się po podłodze. Byłem zbyt spanikowany, żeby choćby rzucić na nie okiem. Przez moment nie ruszałem się. Bałem się nawet wypuścić powietrze z płuc.

Gdy nic się nie stało, rozejrzałem się po cichym salonie. Światło się w nim paliło, dlatego nie wiedziałem, jakim cudem zdołałem tak po prostu zasnąć. Spojrzałem na dywan. Psy nie wydawały się zbyt przejęte moim skrajnym emocjonalnie stanem, ale patrzyły na mnie brązowymi ślepiami. Obejrzałem się za siebie, ale w nieoświetlonym zbyt dobrze, krótkim korytarzu, nie zastałem nikogo.

Nie powinienem się tam nikogo spodziewać. To tylko koszmar, nic więcej.

Nie trzęsłem się, ale zesztywniałem. Poprawiłem okulary, które zsunęły mi się z nosa. Odetchnąłem ciężko, świszcząco. Powoli wstałem z fotela. Na skórze ramion odcisnęła mi się faktura materiału, którym obito mebel.

Okay, nic się nie dzieje. Wszystko jest w porządku. Jestem tutaj sam. Wystarczy, że się uspokoję.

Mówienie do siebie w myślach pozwoliło mi się odrobinę opanować. Niemniej jednak nie powstrzymałem się od zaglądania do części pokojów w poszukiwaniu nieproszonego gościa. Sprawdziłem łazienkę oraz pokój dla gości, w którym urzędowałem, będąc nastolatkiem. Drzwi po przeciwnej stronie korytarza nie odważyłem się ruszyć o tej porze.

Wzdrygnąłem się, kiedy nos jednego z moich nowych podopiecznych musnął mnie w łydkę. Nie umiałem jeszcze odróżniać ich od siebie na poczekaniu, dlatego nie wiedziałem, kogo miałbym winić, gdybym ewentualnie umarł tam z powodu trwającego dwie sekundy, ciężkiego przerażenia. Prychnąłem na zwierzę, które nonszalancko odeszło ode mnie kompletnie nieprzejęte.

Opanowałem chęć natychmiastowego opuszczenia domu i powrotu do siebie, żeby przytulić kota. Byłem wybity z równowagi, nie mógłbym nawet prowadzić auta. Ta myśl zatrzymała mnie na miejscu.

Wróciłem do salonu. Zerknąłem na elektroniczny zegar stojący na komodzie. Według niego zbliżała się druga w nocy. Wiedziałem, że powinienem był jeszcze spać, żeby dobrze wypocząć, ale obawiałem się kolejnego nieprzyjemnego snu.

Zabrałem się za zbieranie odłamków filiżanki. Czułem się odrobinę zażenowany swoim zachowaniem, ale zdarzały się o wiele bardziej zawstydzające sytuację, w których również musiałem siebie znosić. Udało mi się zebrać z podłogi właściwie wszystkie ceramiczne fragmenty. Wszystkie były spore, a poza tym nie było ich dużo. Nie za bardzo wiedziałem, co z nimi teraz zrobić, więc na razie ułożyłem je na szufelce pod zlewem.

Zrobiłem sobie herbatę, chociaż zastanawiałem się przez moment, czy kawa nie byłaby lepsza. Zdecydowałem jednak, że nie potrzebowałem być już ani trochę bardziej rozbudzony. Pomyślałem, że powinienem jak najprędzej znaleźć sobie jakieś zajęcie. Miałem nadzieję, że pomoże mi to odgonić resztki spowijającego mnie koszmaru. Zacząłem od niespiesznego przeglądania kuchennych szafek. Część ich zawartości spokojnie można by było spożytkować w najbliższym czasie, szkoda było zmarnować żywność. Nieotwarta paczka mąki, cukier, makaron w kształcie świderków, kasza jaglana...

Usiadłem zrezygnowany na krześle przy stole. Znów nawiedziło mnie poczucie zawiedzenia, zrezygnowania. Nie sądziłem, że zasłużyłem sobie, żeby życie znów dało mi w pysk. Jasne, nie zapomniałem, że ludzie umierają, no ale cholera...!

Może gdybym mieszkał z dziadkiem, nic takiego by się nie stało. Nigdy jednak mi nie mówił, że miał problemy ze zdrowiem. Poza tym cieszył się, że jestem w stanie się usamodzielnić, wyprowadzić i pracować. Nie wymagał ode mnie, żebym tutaj wracał, więc nie wracałem. Powinienem go częściej odwiedzać, ale że nie lubiłem tutaj przebywać, nie nalegał na to.

Nauczyciel | KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz