Rozdział IV

2.5K 235 110
                                    

Cichutko wkradłem się do domu. Miałem zamiar zakraść się do własnego pokoju tak, żeby uniknąć konfrontacji z ciocią Ann. Nadal nie miałem pewności, że profesor Michaelis do niej nie zatelefonował.

Ciocia może i sprawiała wrażenie pobłażliwej, ale tak naprawdę była naprawdę konsekwentna i surowa, jeśli przychodziło co do czego. Dodatkowo robiła się straszna, gdy się wściekała.

Nie to co mama...

Wślizgnąłem się do pokoju. Jakimś cudem niezauważony i nieusłyszany. Odetchnąłem z ulgą i przysiadłem na łóżku. Czułem się pusto, jednak nie do końca wiedziałem dlaczego. Często dopadało mnie niesprecyzowane uczucie pustki. Na co dzień błądziło gdzieś nad głową, nie dając o sobie zapomnieć, ale w chwilach takiej jak ta wręcz przytłaczało.

Jęknąłem ze zrezygnowania.

Już chyba bym wolał, żeby ciocia mnie skrzyczała. Chociaż coś by się działo...

Przyczesałem palcami zmierzwione przez czapkę włosy. Chciałem dziś szybko uporać się z lekcjami i iść spać. Wycieńczyłem się psychicznie w szkole.

Od razu wyjąłem z torby zeszyty i ćwiczenia na następny dzień i usiadłem z nimi do biurka. Zaczynało mnie dopadać przedurodzinowe zrezygnowanie. Westchnąłem. Długopis, który trzymałem między palcami, upadł na podłogę.

W zeszłym roku zawaliłem praktycznie cały grudzień. Miałem masę problemów za wagary (dwumiesięczna sesja u psychologa, yay!). Najbardziej szkoda mi było cioci, która przejęła się tym bardziej ode mnie. Nadal chciała zapewnić mi jak najlepszą przyszłość i w ogóle.. Problem polegał na tym, że ja nawet nie wiedziałem, co chciałem robić ze swoim życiem (i czy cokolwiek chcę z nim robić), a co tu mówić o wyborze studiów i przyszłej kariery . Nie miałem, żadnego pomysłu na swoją przyszłość. Zresztą ojciec zostawił mi w spadku dobrze prosperującą firmę, więc w sumie musiałbym się tylko nauczyć nią zarządzać, a wszystko inne byłoby mi zbędne. Nigdy nie chciałem uchodzić za jednego z tych bogatych dzieciaków, które są ustawione do końca życia, jednak przeczuwałem, że jestem taki sam jak one. Nie rozpowiadałem o fortunie, która na mnie czekała, więc chociaż nikt się do mnie nie przyczepiał, ani nie próbował wkupić się w moje łaski.

Ogromny wysiłek stanowiło dla mnie odrobienie matematyki tego popołudnia. Oczywiście historii nie udało się pobić. Nad nią to już w ogóle nie mogłem się skupić. Zamknąłem opasły podręcznik. Najwyżej przeczytam to przed lekcją i tyle.

Wstałem z obrotowego krzesła i podszedłem do drzwi. Uchyliłem je lekko.

Czysto.

Zakradłem się do kuchni. Zaczynałem już trochę głodnieć, więc chciałem się zapchać czymś słodkim, jak to zwykle bywało. Zacząłem szperać po szafkach w poszukiwaniu czegoś smakowo atrakcyjnego. Miałem chrapkę na dobre ciastka, ale musiałem zadowolić się biszkoptami.

Wyjąłem kilka (kilkanaście, ale cii) i nalałem sobie soku z czarnej porzeczki do szklanki. Właśnie miałem się zbierać z powrotem do pokoju, kiedy usłyszałem dość charakterystyczne dźwięki.

Ciocia zwlekła się z łóżka! No to po mnie!

Zamarłem na środku kuchni. Przez głowę przeleciały mi możliwe wybory i powiązane z nimi scenariusze. Najlepszym wyjściem wydało się udawanie, że nic nie słyszałem. Skierowałem się do swojego pokoju, starając się przykuwać sobą minimalną uwagę.

Nauczyciel | KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz