Tara's POV :
Usłyszałam kolejny wrzask mojego ojca i się obudziłam. W każdym moim śnie palił się żywcem, tonął, dusił się lub spadał z klifu. Zawsze gdy się budziłam, krzyki ustawały, a ciszę przerywały tylko odgłosy fal uderzających o burty Cienia i głosy mojej załogi uwijającej się od rana.
Od czterech nocy spałam na pokładzie. Ojca położyłam w mojej kajucie, gdzie spał. Spał cały czas. Pocił się, wykrzywiał ciało jakby cierpiał. Jego skóra na zmianę parzyła w dłonie i była zimna jak lód.
Wstałam z mokrych desek, gdzie przysnęłam pół nocy wcześniej na siedząco, opierając się o balustradę. Koszmary nie dawały mi spać normalnie.
Moi załoganci co chwila witali się ze mną, gdy przechodziłam obok. Kłaniali mi się i dałabym sobie wydłubać lewe oko, że wszyscy mieli współczucie w spojrzeniach.
Banda lojalnych skurczybyków.
Naprostowałam sobie obolałe plecy i weszłam do mojej kajuty. Na łożu jak leżał Jack, tak leżał i teraz. Wyglądał jakby przeżywał męki piekielne.
Obok niego siedział Gibbs i mokrą ściereczką chłodził mu czoło. Kapelusz Jacka leżał na stoliczku obok łoża.
- Gibbs - zwróciłam się do pirata.
Siwy brodacz odwrócił się gwałtownie, jakbym go przestraszyła.
- Pani Kapitan! Dzień dobry.
Włożył ścierkę z powrotem do miseczki z wodą.
- Jak się ma?
Oparłam się o kolumnę łóżka i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Nie mam pojęcia. Nigdy nie zdarzyło się nic podobnego.
- Nic już nie rozumiem.
Potarłam dwoma palcami swoją skroń.
Co się z nim działo do stu beczek rumu?
- Masz pomysł co robić? - spytałam pirata.
Gibbs otworzył gębę, żeby mi odpowiedzieć, ale nie zdążył. Rozległo się pukanie do drzwi mojej kajuty.
- Czego?! - grzecznie zawołałam w stronę drzwi.
Do kajuty wszedł mój Bosman. Podłoga trzęsła się, a deski skrzypiały za każdym razem gdy Kajetan stawiał krok.
- Witaj Kajetanie.
Bosman ukłonił mi się nisko. Nie uśmiechał się, tak, jak zazwyczaj to robił w mojej obecności. Martwił się równie mocno, co ja, choć ja starałam się nie dawać tego po sobie poznać.
- Pani Kapitan, mamy kogoś, kto może pomóc - spojrzał na łoże.
- Co ty bredzisz? Kto może mu pomóc?
W tamtym momencie do pomieszczenia wpadł Jim, ciągnąc za sobą tego "kogoś". Mój ukochany grajek został zawleczony przed wezgłowie łoża i postawiony do pionu. Zrezygnowany stanął z lekko naburmuszoną miną, ale kiedy zobaczył, że jest w mojej kajucie i że stoję obok, trochę zatracił pewność siebie.
- Po coście go tu przywlekli? - spytałam lekko zażenowana.
- Pani Kapitan - odezwał się Kajetan. - Ten dzieciak może pomóc.
Jim pchnął Hansa w moją stronę i chociaż zrobił to lekko i przyjaźnie, chłopak zrobił minę obrażonego kotka. Stałam spokojnie, nie zmieniając pozycji, czekając, aż rozwiną temat. Wszyscy jednak zamilkli. W kajucie rozbrzmiewały tylko ciche odgłosy mojego ojca, który przeżywał koszmar senny.
![](https://img.wattpad.com/cover/118678457-288-k66942.jpg)
YOU ARE READING
Pirackie Dziedzictwo
FanfictionJestem Tara. Tara Sparrow Wiem, że znasz to nazwisko. Znasz jego imię. Mojego nikt nie zna. Masz teraz szansę poznać mnie. Zaginioną córkę Jacka Sparrowa i moją historię. Po tym, jak w wieku czternastu lat opuściłam dom i matkę, życie popchnęło...