4.9K 284 81
                                    

Tara's POV :

- Jak ma na imię moja matka?

Zadałam pytanie. Cierpliwie czekałam na odpowiedź.

Jack miał dziwną, niezbadaną minę. Stukał palcem o swój podbródek. Sygnet na jego palcu lśnił w słońcu. Kątem oka spojrzał na Gibbsa, ten niestety nie miał jak mu pomóc.

Oh no błagam, czy on spał z aż taką ilością kobiet?

- Może potrzebujesz paru minut? - zaproponowałam zaczynając odczuwać pewien dyskomfort.

Całkowicie zamaskowałam moje zakłopotanie faktem, że mój ojciec dał się tyle razy wychędożyć przez kobietę! Przysiadłam na beczce, stojącej pod moim głównym masztem.

Mój ojciec zaczął chodzić w te i z powrotem po moim pokładzie. Czarną Perłę schowałam głęboko pod ubranie, tam gdzie żadna męska dłoń nigdy nie dotarła.

- Tarutku - zwrócił się do mnie Jack. - Słonko, gdyby zaistniała możliwość, a raczej potrzeba małej wskazówki, poratowałabyś ojca?

Jego uroczy uśmiech, ukazujący złoty ząb był rozbrajający.

- Nie.

- Co takiego? Czemu?

- Bo tak mam więcej zabawy.

Posłałam mu równie rozbrajający uśmiech. Na jego twarzy malował się szczeniakowaty wyraz rozczarowania.

Po kilku minutach znudziłam się czekaniem. Skoro Gibbs się już czuł jak w domu na moim okręcie, byłam pewna, że i Jack się zadomowi.

Chociaż przestałam pilnować ojca, wiedziałam doskonale gdzie, kiedy i co robi. Wiedziałam kiedy kicha, podkrada rum, nawet kiedy drapie się po tyłku. Moja załoga była moimi oczami i uszami.

Znów zachodziło słońce, a morze było tak spokojne, że połowa moich ludzi zaczęła harce. Lały się trunki.

Więc opowieści o tym, że ludzie wschodu wiedzą co to dobra zabawa były prawdziwe.

Mocne głowy mają skurczybyki.

Siedziałam z nimi na pokładzie, kątem oka spoglądając na mojego ojca. Siedział z naburmuszonym wyrazem twarzy, który nie zmieniał się od kilku dni. Ciekawiło mnie, co on kombinuje.

Na pokładzie Cienia rozbrzmiewały żywe melodie. Moi chłopcy tańczyli, chlali i śpiewali. Reszta pilnowała steru, żagli, a jeden siedział w gnieździe.

Najmłodszy, dwudziestoletni chłopak mojej załogi szepnął coś facetom grającym na domowej roboty instrumantach, walnął kuflem o beczkę i tanecznym krokiem podszedł pod sam maszt.

Rozległy się jeszcze żywsze nuty, a ja poczułam nagłe zainteresowanie sytuacją, ignorując ojca. Do naszych uszu dotarły pierwsze dźwięki głosu chłopaka.

A moje pirackie, gdzieś głęboko kobiece serce krzyknęło ooh.

Słowa jego pieśni niosły się po pokładzie i falach, dopełniając szum wiatru.

Merrily we sailed along
Though the waves were plenty strong
Down the twisting river Rhine
Following a song...

Wszyscy słuchali dzieciaka jak zaczarowani. Choć znałam już moją załogę, to jakoś nie przypominam sobie, żeby ten chłopak plątał się pod nogami. Zawsze robił co kazałam, choć ani razu nie zamienił słowa ze swoją Panią Kapitan - ze mną. Zwali go Hans.

Pirackie DziedzictwoМесто, где живут истории. Откройте их для себя